Portal Uwodzicieli
Witryna poświęcona relacjom damsko męskim oraz budowaniu międzyludzkich więzi emocjonalnych.
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit END.

JAK SIĘ NIE UDŁAWIĆ WŁASNYM SZCZĘŚCIEM....?

Portret użytkownika Igorsky

Odniosę się w tym wpisie do bloga Mendozy, którego z tego miejsca również pozdrawiam.

http://www.podrywaj.org/blog/war...

Ponad rok temu, złożyłem swoją maskę, szatę, pelerynę niewitkę, czy może alter ego. Może nawet nie złożyłem co zostałem z tego obdarty, bądź to coś po prostu straciłem. Rzekłem wtedy tak: „ Czuję się jakbym rozsypał się w milion kawałków i nie jestem wstanie ich znaleźć.” Przez rok czasu, cementowałem, rzeźbiłem, budowałem, szukałem, myśląc, że zaraz skończę. Dopiero teraz widzę, że droga jest jeszcze bardzo daleka, a im dalej idę tym więcej przede mną.

Dlaczego umieściłem link do bloga Mendozy? Dlatego, że wyzbyłem się (w dużej mierze) i wyzbywam się dalej, oceniającego spojrzenia na innych, a zarazem cały czas rzeźbię przy swojej „twierdzy”. Zajebiście ciężko jest polegać tylko na sobie, bo nagle uświadamiasz sobie, że być może wcale nie jesteś taki och i ach jak Ci się wydawało.

Tak dla klimatu: https://www.youtube.com/watch?v=...

Tak Panowie i Panie, trafiłem tutaj jak większość, co, patrząc z perspektywy czasu jest dosyć smutne, bo świadczy tylko o tym, że w pewnym momencie swojego jeszcze krótkiego żywota stałem się leniwym konsumentem papki, zwanej życiem, a żeby mi się nie nudziło nauczyłem się ją doprawiać, co poprawiło na krótką metę jej smak, ale niestrawności zostały. Czas przerzucić się na własne gary i nauczyć się „gotować”. Klu programu jest chyba taki, że każdy ma inną receptę na zgotowanie sobie losu. Każdy ma inny przepis i inny smak, w związku z czym zostańmy przy swoim garnku, a nie zaglądajmy do innych, jak sami jedziemy na zupkach chińskich.

Mendoza popchnął mnie do tego, aby może nieco szczegółowiej i mniej entuzjastycznie opisać proces, którego celem jest nie ocenianie innych. Ocenianie jest zajebiście wygodne, jest to swojego rodzaju skrót myślowy, który pozwala nam na umiejscowienie się w strukturach społecznych. Ocenianie jest szybkie, bo opiera się w dużej mierze na stereotypach, na uprzedzeniach, na DOŚWIADCZENIACH ( głupi przykład, codziennie mijamy dziesiątki ludzi w dresach i czy wszyscy są dresiarzami, którzy chcą nam wpierdolić? NIE). W sumie jest to bardzo normalny proces, bo jest on w nas w niejaki sposób zakorzeniony. Od wieków oceniamy podświadomie. W ciągu mikrosekund jesteśmy wstanie np. rozpoznać czy dana osoba jest w dobrym nastroju, czy chce nam zrobić krzywdę czy powinniśmy uciekać. Ewolucja nas w ten sposób zaprogramowała, ale nasze ocenianie bierze się z tego, że idąc na skróty, wyciągamy z tego przysłowiowego pierwszego wrażenia o wiele za daleko idące wnioski. Nie chce nam się często po prostu ruszyć mózgownicą. Kiedy jeszcze to nałożymy na wcześniej wspomniane normy społeczne, wychodzi niezły galimatias. Nie oszukujmy się, jesteśmy po prostu wygodni. Od małego tłoczy nam się, że trzeba być takim i takim, albo wręcz odwrotnie, że jak nie jesteś indywidualistą to jesteś szarym człowieczkiem.

Pewność siebie, a ocenianie. Mój ulubiony temat, można by rzec, bo to jest tak blisko siebie, że nawet nie macie pojęcia. Jak zbudowałem swoją pewność siebie? Zbudowałem ją przede wszystkim, nie na tym czego dokonałem, ale na tym co sobie wmawiałem, w tym byłem chyba najlepszy, a jeszcze jak zyskiwałem poklask innych na temat tego co plotłem, to moje ego szybowało co najmniej na równym poziomie ze szczytem Everestu. To było bardzo przyjemne i tylko czasem w chwilach refleksji coś mi zakłócało obraz. Jak tak patrzę na to dzisiaj to śmiesznym jest, kiedy człowiek potrafi sobie wmówić różnego rodzaju rzeczy, które często bardzo odległe są od rzeczywistości. Efektem tego jest, to że na wszystko mamy wytłumaczenie, a sami stajemy się święci. Pielęgnowanie takiego kultu staje się priorytetem i mimo, że nie zawsze mówimy o innych, że są chujowi, to tak sobie o nich myślimy, co stawia nas w świetle hipokryty, swoją drogą jedno z moich ulubionych słówek, które potrafiłem odpalać w najmniej odpowiednim momencie. Najbardziej przykrym jest to, że szybko znajdujemy „popleczników”, którzy nas podziwiają, bo jesteśmy pewni siebie, wiemy czego chcemy, w efekcie końcowym często Ci ludzi mają jeszcze bardziej przejebane niż my.

Dalsza droga i co dalej? No cóż, to już nie jest takie wygodne, bo jak zrzucisz z siebie to brzemię, brzemię „pewności siebie” (do czasu bardzo przyjemne), to się orientujesz, że nie masz nic. Nie masz systemu wartości, nie masz już swojego „kręgosłupa” moralnego i nagle stałeś się „szaraczkiem”, z których przecież tak bardzo uwielbiałeś się naśmiewać, a najważniejszą rzeczą jakiej nie wiesz, to nie wiesz kim jesteś, bo okazało się, że wartościując się za pomocą innych, jesteś chujowy, a to z kolei kłóci się z Twoim przekonaniem. W efekcie końcowym jesteś w mega konflikcie i Twoim jedynym wyjściem jest „ucieczka do przodu” i zaakceptowaniem tego, że świata nie wymalujesz swoimi kredkami, bo ktoś o roboczym imieniu „los który sobie sam zgotowałem” przyjdzie do Ciebie i jebnie Ci tak, że wszystkie kredki spadną Ci na podłogę. Dojście do tego nie zajęło mi może roku, ale dopiero po tym czasie gdzieś to w pełni do mnie dociera i nauczyłem się z tym obchodzić. Można powiedzieć, że przegrałem grę, bardzo chujową grę, a teraz stoję na początku nowej gry, która wymaga z mojej strony o wiele więcej niż próżnych słów, bo nagle zdajesz sobie sprawę, że aby być kimś, trzeba zrobić coś, coś wymiernego, mającego swoje skutki. Nie chcę tutaj pisać o motywacji, bo każdy powinien znaleźć coś co go wewnętrznie napędza. Tak naprawdę ten blog jest o pokorze, o pokorze wobec życia, o pokorze wobec innych. Zaraz zapewne posypią się komentarze, że jak nie oceniać, przecież to praktycznie niemożliwe. Tak jak napisał Mendoza, nie chodzi o to aby oceniać ludzi, chodzi o to aby zamiast tego oceniać ich zachowania. Moim zdaniem na ocenę kogoś możemy sobie pozwolić dopiero po bardzo długiej i intensywnej znajomości. Słowa „pokora” nauczyłem się dosyć niedawno i nieprzyjemnym jest wchłonięcie go do swojego słownika, ale chyba tak jest lepiej. Nie chcę aby ktoś pomylił pokorę z sypaniem głowy popiołem, bo są to dwie skrajnie różne rzeczy. Pokora jest nobilitująca i przeznaczona dla nielicznych. To, że nosisz w sobie pokorę, nie oznacza, że dajesz sobie dmuchać w przysłowiową kaszę. Największym plusem pokory moi mili jest chyba to, że pozwala nam spojrzeć na siebie z dystansu. Możesz sobie pierdolnąć wygodnie na kanapie i spojrzeć sobie na siebie najpierw z jednego narożnika, a następnie z drugiego. Jak stwierdzasz, że z obu narożników dociera tak samo beznadziejny obraz to wiedz, że coś się dzieje.

Wielu z Was, mnie nie wyłączając żyło lub żyje w przeświadczeniu, że są idealni, albo co najmniej są bardzo blisko temu ideałowi. Ludzi zejdzie na ziemię, idealny nawet nie był Leonardo Da Vinci mimo, że miał łeb na karku, jak mało kto. W życiu droga jest celem i warto sobie to wziąć do siebie, bo skończycie jako brudny autostopowicz łapiący byle okazję, byle gdzie……

Odpowiedzi

Portret użytkownika septo

Dobry blog szerszeniu, dużo

Dobry blog szerszeniu, dużo myślałem na temat pewności siebie (wrzucając zresztą efekty rozkminy na bloga), nigdy jednak nie znalazłem w nich miejsca dla słowa pokora. Ciekawe spojrzenie, zestawiając to z wczorajszym blogiem sunlighta stwierdzam, ze właśnie tego czasami nam brakuje - Nazwijmy to "wdzięcznością wobec teraźniejszości". Bywamy zagubieni, przemotywowani itd. ale umiejetna i zdystansowana ocena samego siebie jest cholernie ważna. Taki licznik obrotów. Silnik nie powinien wyc ani mulic na żadnym z życiowych biegów, a prędkość powinna być dobierana do warunków na drodze (czas na dotarcie do celu wbrew pozorom nie jest tak ważny). Kiedy słyszymy ze wyje lub muli to jest szansa, że będzie ok.

Portret użytkownika Igorsky

Septo, Towje porówniania są

Septo, Towje porówniania są po prostu nie do pomylenia... Smile

Portret użytkownika Rafał89

Ciekawy temat. Staram się nie

Ciekawy temat. Staram się nie oceniać, pamiętać, że widzę tylko bardzo mały ułamek człowieka. Niemniej kilka dni temu popatrzyłem na rejestrację samochodu i był z innego miasta. Przeleciało mi przez głowę 'ścierwo' odnośnie kierowcy. Nie mam zielonego pojęcia skąd się to u mnie wzięło, nie ogarniam tego w ogóle. Zero w tym jakiejkolwiek logiki. Jakby ktoś miał jakiś koncept to z chęcią poczytam.
No właśnie pomimo, że całkiem dobrze ogarniam te wszystkie rzeczy to i tak czasem mi się przytrafiają takie kwiatki.