Portal Uwodzicieli
Witryna poświęcona relacjom damsko męskim oraz budowaniu międzyludzkich więzi emocjonalnych.
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit END.

Moje partnerki, moje historye, Prolog + część druga

Portret użytkownika Mendoza

Zima 2018/2019



Prolog



Druga w moim życiu, dogłębna i szczera z mojej strony miłość zdechła. Ktoś mógłby powiedzieć, że przecież nie musiała. A ja bym powiedział, że nie ma co sprzedawać swojej duszy dla błyskotek, bo z tego wszystkiego, to chyba jedyne co się naprawdę ma.

Wiedziałem co mnie czeka. To było oczywiste. Ta podróż się kończyła, a przede mną tylko przepaść, trzeba wysiąść z tego pociągu, w biegu, pokaleczyć się, zeżreć trochę piachu, poleżeć w błocie, sterany i wypełniony pustką na tyle, by nawet pozwolić sobie chwile pomyśleć, czy nie lepiej jednak było jechać dalej, do końca, na sam dół, na dno, zostawiając siebie w depozycie.

Nie broniłem się, nie robiłem uników, nie poszedłem w tyrę, w pasję czy cokolwiek innego, nie udawałem, nie chciałem tego opóźniać.

To musiało nadejść i nic nie mogło mnie przed tym uchronić.

Otworzyłem drzwi na oścież i zaprosiłem ciemność do środka. Nie pukała. Oczekiwałem ją. Przed moimi drzwiami. Niczym rachunek.

Czułem się, jakby stara znajoma przyjechała w odwiedziny. Nie przyjechała na jeden dzień.

Przytulałem się z nią po pracy na sofie i puszczaliśmy sobie klisze minionych miesięcy. W tle leciał Sad Lo-Fi.
Bujaliśmy się tygodniami na huśtawce melancholii i smutku.


Chyba nigdy w życiu nie czułem się tak bardzo samotny.


Mijały tak tygodnie.
Kosz na śmieci wypełniały butelki po tanim winie.

W końcu zauważyłem, że nic więcej się nie zmienia, Że niżej upaść nie można, że dni są takie same, że dzień zaczyna się powtarzać, niczym ten świstaka. Stałem się cyniczny.
Widziałem w lustrze, że się starzeje, że włosy mi się rzedną, że ręce mi się niszczą, że rysują się pierwsze zmarszczki, że w jakimś stopniu przegrywam.

Nie chciało mi się tak umierać na kolanach. To nie była moja misja. To nie jest mi pisane. Nie mogę tak, przynajmniej nie bez walki. Dostatecznie już przeleżałem i gniłem.
Tak sobie wtedy stwierdziłem.

Czas uciekał.

Jeszcze było mnóstwo zajebistych rzeczy do zrobienia. Przypomniał mi się apetyt na słodki smak życia. Nadzieja złapała mnie za rękę.

Miałem wreszcie wizję co dalej.

Obejrzałem naszą wspólną przeszłość wielokrotnie, z różnych stron.

Nie było już nic do opłakiwania,

nic do obejrzenia.

Film się przejadł...

Nawet smutek się zmienił,

przestał być realny,

stał się jakby wyuczony,

niczym bieda.



Spakowałem ciemność w drogę i kazałem jej spierdalać.
Pozbierałem to, co ze mnie zostało i ruszyłem w stronę światła.


Udało mi się.

Przeszedłem przez noc.

Kolejny już raz.



Część Druga




Wiosna 2019


Dojczland, zachodnie wybrzeże.



Spojrzałem na swoją flintę.

Przypomniało mi się, jak się zasadzałem z nią na zwierzynę, jak przyjemnie się je tropiło, chodziło pod wiatr, obserwowało z przyczajenia i mierzyło, by oddać celny strzał.
Rozlała się po moim sercu orzeźwiająca chęć polowań.

Na kalendarzu do upalnych dni było jeszcze daleko, więc rewir łowiecki pt. "Plaża" nie wchodził w grę. Na imprezy chodzić nie lubię...

No to Tinder.

Matche były, z rozmowami natomiast jak przez mękę. Odpisywały od niechcenia. Albo mnie zlewały.

Się zastanawiałem JAK TO?!

MNIE?

MENDOZE?

który miał piękne i cudowne kobiety, jednocześnie potrafiąc o nie zadbać i w sobie rozkochać, zlewają jakieś średniawki które niczym specjalnym sobą nie reprezentują?



Frustracja.





Fizycznie zauważyłem swoją zmianę postawy, z oczekującego na żebrzącego.
Nie wiedziałem nawet kiedy to zaszło.
To stało się tak szybko i niezauważalnie. Niczym pod osłoną bezksiężycowej nocy.

Dałem się okraść.

Pisałem z taką szatynką, tą akurat zapamiętałem, zaraz wam powiem dlaczego. Pisaliśmy kilka dni, była coraz mniej zainteresowana, wrzuciła mnie na orbitę, czułem, że grzałem ławkę rezerwowych na piętnastym miejscu, tą drugą ławkę... Więc wziąłem ją pod chuj.

Napisałem do niej, że koniec z tymi rozmowami, żeby skasowała swoje dzisiejsze plany na wieczór jeżeli jakiekolwiek ma, że najlepiej będzie, jak wyślę po nią mojego szofera, odbierze ją tam gdzie chce, przywiezie ją na zamek i po prostu wypijemy winko przy świecach.

MAGIA się stała.

Dumbledore nie zna takich czarów.

Nagle dostała kociej mordy. Nagle jej sie odmieniło. Se pomyślałem "O Ty kurwo Babilońska Ty" i ją cyk, usunąłem.


Wygrałem bitwę na refleks w naciśnięciu spłuczki. Ale nie posunęło to mnie o mikrometr.
Trzeba było zmienić zasady gry. To, co działało dla mnie w realu, nie sprawdziło się w internetach. Moja serdeczność była nie do odróżnienia od NajsGajs. Za duża konkurencja, za dużo atencjuszek.



Wiedziałem... domyślałem się, że są tam jednak osoby które chcą po prostu kogoś poznać i są samotne.
Że nie wszystko jest tutaj stracone.



Stwierdziłem, że koniec ostateczny umizgów i szastania moim czasem. Będzie po mojemu albo wcale.
Znajdę te osoby, które naprawdę chcą kogoś poznać i wyjść poza internet.


Zastanowiłem się chwilę.


Obmyśliłem nową strategię.


Pisałem wszystkim tak samo i to samo.
"Kawka czy idziemy do kina pożuć popcorn? "




Na weekend miałem ustawione trzy randki.
Żadna nie chciała popcornu. PS.


Miałem zapierdol. Więc ustawiłem je wszystkie na niedziele, śniadanie z jedną, obiad z drugą, kolacja z trzecią.


Zacznę od tej trzeciej. Bo była najlepsza.

Była z Australii, chyba nazywała się Vivien.

Z fotek była naprawdę zajebista. Mój typ. Robiła swoje. Miała swoje życie. Swoje zainteresowania.

Chciałem się z nią spotkać jako ostatnią z tego dnia, żeby nic nie przeszkadzało w przedłużaniu tego wieczoru. Nic, a zarazem wszystko mogło się wydarzyć. I jeśli już miało to się stać. To właśnie z nią.

Podjechałem po nią swoją furą, czekała na mnie w ciemnej uliczce na przedmieściach.

Chciałem wysiąść i się przywitać, nie zdążyłem, zrobiła dwa wesołe susy i już zaraz była w środku. Tuż obok mnie.
Zajebiste blond dredy, uchachana jak dzieciak. Jej uśmiech wypełnił wnętrze samochodu doszczętnie i nie zaprzeczalnie, nie ostał się żaden smutny zakamarek. Ta radość wypełniła moje jeszcze nieco smutne serce. Wszystko było nią. Już nic nie było takie jak wcześniej. Nawet kokpit wyglądał bardziej obiecująco. Tak samo to, co widniało przed nim.

Mój rozum w tym momencie spakował walizki i kupił bilet na wakacje, by kopytkować na jednorożcach, robić fikołki w nibylandii. Żadna strona mojego jestestwa nie protestowała. Tak jakby była to oczywista kolej rzeczy.

Zabujałem się.

Pojechaliśmy na Wakepark, taki z tych ZAJEBISTYCH, po drodzę wzięliśmy gorącą czekoladę w dłoń i ruszyliśmy na spacer. Opowiedzieliśmy sobie skąd jesteśmy i dokąd idziemy w podróży życia.

Był na plaży plac zabaw dla dzieci, usiedliśmy na huśtawkach i się beztrosko bujaliśmy. Beztroskę dało się czuć w powietrzu, otaczała nas, smagała nas po włosach. Była tuż-tuż. Obok. Czas jakby znikł, i to tak doszczętnie... jakby nigdy nie istniał.

Potem pojechaliśmy do miasteczka pospacerować.
Ładne było.
Zwłaszcza z nią.
Te same uliczki, które wcześniej napełniały mnie beznadziejnym smutkiem, zmieniły do mnie nastawienie, nagle wydały się przyjazne, można było nawet rzec, że napełniały mnie optymizmem. Spacerowaliśmy w poprzek i wszerz.




Wahałem się.

Myśli toczyły bitwy.

Byłem tuż tuż.

Chwilę przed decyzją.

"Przecież ona chce Ciebie pocałować, przecież to nic wielkiego"

Złapałem ją za te jej piękne ciuszki.
Obróciłem ją w kierunku siebie.
Nasze twarze były naprzeciwko.
Wpatrywała się we mnie.
Nie spieszyłem się.
Spojrzałem w te jej piękne błękitne oczy spalone południowym słońcem.
W jej piegi rozsiane na jej twarzy. Mogłem je nawet policzyć,... te jej piegi.
W jej niewinne, drobne usta.
Jej zapach wypełniał moje nozdrza niczym woń świeżo upieczonego, jeszcze gorącego, babcinego ciasta.
Pocałowałem ją.
Odwzajemniła.
Wszystko nagle zaczęło mieć sens, jednocześnie go tracąc.
Poleciałem tam, gdzie mój rozum.
Do nibylandii.
Byłem stracony.
Widziałem to.

Dziewczyna ustawicznie przekraczała moje granica, naumyślnie i z przyjemnością dzieciaka.

Ja wiedziałem, jak odpowiedzieć, jak zareagować i dlaczego. Nie byłem po prostu w stanie. Poczułem się jak świerzak. Do którego się mówi, a on nie kmini.

Na drugą randkę pojechaliśmy nocą nad morze, powąchać smierdzący wiatr i bezsens istnienia. Wygłupialiśmy się tam jak dzieci, całowaliśmy się na każdej spotkanej ławce.
Pojechaliśmy innym razem do starej piwiarni. Obejrzeć ogromne beczki z browarem, pochodzić po starym małym miasteczku nieopodal.

Chciałem to popchnąć do przodu.

Jednak.

Czułem, że to ona ma całą władzę nad tym co się stanie. Nie mogłem nic zrobić. Starałem się mieć inicjatywę, ale to nie wystarczało. Wiedziałem, że mnie pożegna. Zdawałem sobie z tego sprawę. Jednocześnie chciałem to przedłużyć tak bardzo jak można.




By jeszcze raz ją spotkać.
By jeszcze raz ją poczuć.
By jeszcze chwile się przy jej osobie ogrzać.

Była DDD, przyznała się.
Byłem gotowy dać się jej zniszczyć, nie wykorzystała.

Na jedną wiadomość odpisała zdawkowo, na drugą już wcale.

Rozum wrócił z urlopu. Obudziłem się.
Łatwo przyszło, łatwo wyszło.

Niby nic wielkiego, żadna miłość, ale jednak mi się odmieniło na lepsze.
Przydała się.







Druga dziewczyna z Tindera była niemką, pojechaliśmy obejrzeć jeden port w mieście obok. Podobała mi się. Ale trzymała do mnie dystans i nie pozwoliła się do siebie zbliżyć. Nie mówię o fizyczności.

Po prostu nie mogłem do niej trafić. W głębi siebie, czułem, że coś nie gra, ale nie potrafiłem tego nazwać. Może to była ona? Że tak mnie tylko obserwowała niczym na wystawie sklepowej? A może to byłem ja? Że niby sprzedać się chciałem? A może w ogóle nie powinno mnie tu być?
Przy herbatce po obiedzie już całkiem straciła mną zainteresowanie. Równie dobrze mogło by mnie tam nie być. Dla niej nie zrobiłoby to chyba różnicy, w najlepszym wypadku rzecz jasna. Bo równie dobrze, mogłaby już czekać aż sobie wreszcie pójdę.
To sobie poszedłem.
Wracając do chaty się zastanawiałem nad innymi możliwymi zakończeniami. Być może za dużo oczekiwałem? Być może za bardzo się nastawiłem? Być może to z góry było skazane na porażkę? Usunąłem jej numer.





Trzecia dziewczyna, niemka. Szczupła, głowę wyższa, wydziarana blondynka. Na imię jej było… Kerstin

Moja śniadaniowa randka Smile
Pierwsza w życiu przed południem. A co!

Piekarnia była na rogu mojej ulicy, tam się umówiliśmy, wzięliśmy po kawce i zamówiliśmy śniadanie.
Spięty byłem jak diabli, pierwsza randka od kilku miesięcy, niby wyjmowanie kobiet to jak jazda na rowerze... niby.
Podobało mi się to, że rzeczywiście chciała mnie poznać i wkładała w to wysiłek. Nie była jedną z tych znudzonych tępych, biernych dzid.

Rozmowa się kleiła, rozluźniałem się z każdym kwadransem. Była urzędniczką, opowiadała mi swoim samochodzie, że jak jej opelek wyzionie ducha, to kupi sobie busa, przerobi go na kampera i będzie zwiedzać w każdej wolnej chwili. Opowiadała też o podróżach, zakochała się w Nowej Zelandii, mieszkała tam rok. Zaproponowała by rozmawiać po angielsku, bo tutaj nie ma z kim a chciałaby wykorzystać sposobność. Przystałem.
Spodobała mi się z charakteru.
Jej towarzystwo mi odpowiadało.

Na drugą randkę też poszliśmy coś zjeść, ale do restauracji, tam dostałem niespodziewany zajebisty social od szefowej tego przybytku. Tydzień wcześniej zrobiłem dla niej fuchę, pamiętała mnie, zaczęła ze mną rozmawiać jak ze starym przyjacielem. Ja się tego w ogóle nie spodziewałem, Kerstin jeszcze bardziej, bo widziałem jak zaczyna zupełnie inaczej na mnie spoglądać, mogłem gołym okiem dojrzeć w niej tą zmianę. Te jej nastawienie, z "fajny koleś" na " o kurwa, ale zajebisty koleś!"

Ależ weszło!

Zjedliśmy, pogadaliśmy, a ona wypala do mnie z tekstem:
-Czego Ty ode mnie właściwie oczekujesz?
Zatkao mnie.
Nie spodziewałem się. Zacząłem szybciej myśleć. Kleić na prędce odpowiedź.

-Lubię Cię, z tego może być coś dobrego, chciałbym to rozwijać i stworzyć dobry związek. Jeśli los pozwoli.

-Mówiłeś, że nie lubisz nikogo na odległość, a ja za miesiąc wyjeżdżam na studia i rzadko tu będę wracała.

-To lipa.

Wyszło na to, że zostaniemy znajomymi.
Nie byłem smutny, moje uczucia nie zdążyły nawet do niej wystrzelić.

Po miesiącu zobaczyłem ją na wakeparku, akurat jeździ.... latałem.
I jeżeli mnie widziała, to miała pozamiatane, jej los był przesądzony, była już na wyciągnięcie ręki, lecz nie na związek. Podszedłem do niej, pogadaliśmy chwilę a potem chciała się ze mną umówić przez insta.

W ogóle... Znalazłem te rozmowy.

Kerstin: Do you want to do something this week?
I'm going on a short vacation starting Saturday and I would like to plan a bit

Ja: Hey, we can totally do something during this week!
have you thought already about something?

K: Well, I haven't really thought about something yet I must admit. I'm free tomorrow. You got some time then?

You've ever been to the (Sorki, tu cenzura)? There's a short walk around there ... Do you have any ideas?
Have a great day!

Ja: i should be free tomorrow too
I will think about what could we do, a walk around lake is not bad idea

K: I'm looking forward to it!
It's a lake but also a swamp. You've ever seen it here?

Ja: I think i have never been there

K: Ah, okay! So let's do something else then. Do you have any idea perhaps? I just don't want to go to eat something again
JA: I dont want to eat again either
I would invite you home to see some film on Sofa with hugs, but we havent done this before and maybe it could be creapy?

K: Watching movies in the couch and cuddle a bit sound great to me, but it's going to be really hot tomorrow!

Ja: We could hugs without clothes

K: So it's all good

Ja: i wanna to rest, and relax, riding is waiting for me in Köln on Friday
I end my work about 17-18
So i think 19, 19.30 should be perfect for me

K: That should be good for me too! I'll be around by then, would you prefer 19.30 so you got more time after work?
Ja: yeah! 19.30 would be petfect! so i can clean my apartment
K: Haha okay then! 19.30 it is, nd if you want to have sex tomorrow just say so. I don't like men who can't just say what they want and talk about dreams or "naked cuddling" instead.
Ja: I could say, that possibility is high, that i want you tomorrow to sit on my face, if you want to hear it.
I just dont normally talk about it BEFORE it happens.
You like dirty talk?

K: I just wanted to know if you were interested at all. You are the one that said last time you want to take it slow and I just didn't know what to expect. That's all. Don't like getting surprised about a man wanting to have sex with me when I didn't expect it/see it coming.
Okay, this is getting a bit awkward right now cause I don't really know what happened to this conversation ... My fault!
How about we just leave it like this and if there's anything else to add we talk about it later, when we meet. Okay?

Ja: All right

K: You still want to meet? It's okay if you don't want to, I can totally understand!

Ja: And I thought that i am full of doubts.
Of course i want to meet you

K: Int the one who makes it all complicated and you have doubts? About what?

Ja: I mean in general, It s hard to joke via Insta...

K: That's right. Let's not do that, otherwise it's going to become way too awkward! Laughing out loud

Jeżeli nie rozumiecie, to mi nie przykro. Rozmowy są kopiuj wklej.

Przyjechała do mnie następnego dnia wieczorem, według planu odpaliłem jakiś film i się legnęliśmy na sofie. Pogadaliśmy chwile... i albo powiedziałem coś zajebiście mądrego albo głębokiego, (albo nie miało to żadnego znaczenia...), bo się na mnie gapić zaczęła.
-Co tam? spytałem.
-Chcę Ciebie pocałować.

Co jak co chłopaki, ale takiego tekstu jeszcze nie słyszałem.

Zaczęliśmy.

Najpierw powolutku, badając grunt, język smagał język, jeden z drugim chciał się dograć, niczym nieznajomi tancerze. Oboje czuliśmy rytm. Zaczęło nam wychodzić całkiem sprawnie. Nawet nie wiadomo kiedy ręcę zaczęły łazić w te i we wte, obłapywać coraz odważniej, coraz śmielej, wręcz bezwstydnie.

Byłem tak napalony że wybzykał bym pawianicę gdyby obok przechodziła.

-Chodźmy do sypialni.

Zaczęliśmy się rozbierać, ale nie tak jak na filmach, zwyczajnie-niezwyczajnie, każdy się sam rozbierał, bezuczuciowo, niczym przed kąpielą. Oboje chcieliśmy się po prostu, bez uniesień, pobzykać.

Nie śpieszyłem się, seks i tak miał nastąpić, był zdobyty. Smyrałem ją po pleckach, całowaliśmy się bez końca, dotykaliśmy się wzajemnie, chcieliśmy się poznać organoleptycznie, byliśmy siebie ciekawi.

Seks był średni, porównywałem go ze swoją byłą, nie miała nawet do tego podjazdu. Ta Kerstin. To może nawet nie była jej wina. Nic nie odczułem. Jedynie wacek był zadowolony, ale jego zawsze łatwo zadowolić, więc to żaden wyznacznik.

Przyniosłem lapka do sypialni i oglądaliśmy nago komików. Bill Burra przede wszystkim. Jest moim ziomem.

Rozmawialiśmy o dziwnych rzeczach. Ja bym chętnie wziął udział w seksie grupowym, ona też. Znaleźliśmy na necie klub swingersów nieopodal. Chcieliśmy się tam wybrać. Był plan.

Została na noc, z rana poprawiliśmy. Zjadła śniadanko i odjechała.

Nie śpieszyło mi się by zrealizować te plany.
Wciąż porównywałem seksy do mojej rosjanki, a na jej tle wypadała daleko poza podium. Daleko poza pełną satysfakcje.

Nie przejmowałem się tym.

Miałem w ręku bilet na kolejną edycję obozu wakeboardowego, tak, tego co jest jednym z najlepszych w europie. Zjeżdżała się tam zajebista wiara. Odliczałem do niego dni.
Duch mnie wypełniał powiewem dobrej przygody. Pakowałem powoli sprzęt. Czyściłem namiot. Goliłem jajeczka.

Czerwiec. Dwa tysiące dziewiętnasty.

Pół roku na płótnie.

cdn.

Odpowiedzi

Portret użytkownika SiuX

Jak zwykle genialny blog,

Jak zwykle genialny blog, czekam na więcej. W końcu jakiś sensowny blog, bo już myślałem, ze takich nie bedzie Laughing out loud

Portret użytkownika Seneka

Chciałbym napisać coś

Chciałbym napisać coś mądrego, ale jedyne co mi przychodzi do głowy to tylko: to bardzo dobry blog, czekam na więcej!

Podoba mi się, fajnie

Podoba mi się, fajnie opisane! GL, keep goin

Portret użytkownika Triada

Pierwsza częsc przypadła mi

Pierwsza częsc przypadła mi bardziej do gustu pod względem przejrzystości podczas czytania . Tutaj wg mnie jest za dużo niepotrzebnych porównań przez co ciężko się to czyta i tak łatwo jak w CZ 1 nie utożsamilem się z twoja historia .

Czekam na następna czesc. Pozdro

Portret użytkownika Mendoza

Wiem. Mi pierwsza część też

Wiem.

Mi pierwsza część też się lepiej podoba, druga wyszła nieco toporna.

Portret użytkownika Dominikkow

Dobra akcja, szczególnie z tą

Dobra akcja, szczególnie z tą ostatnią.
Coś często trafiasz na laski DDD.

Portret użytkownika Mendoza

Bo je do mnie ciągnie,

Bo je do mnie ciągnie, albo... po prostu je rozpoznaje i mi statystyki inne wychodzą.

Portret użytkownika Dominikkow

Może jesteś pewny siebie i

Może jesteś pewny siebie i widzą w Tobie swojego ojca?

Portret użytkownika Mendoza

Ojciec ma wiele imion. Tak,

Ojciec ma wiele imion. Tak, jestem serdeczny... Więcej daje.

Po drugiej stronie spotkają się wymagania, KOMFORT. ŻYCIE.

Ja wiem, że jesteś DDD albo DDA.
Że się miotasz.

Wiesz co Ci powiem?
To TOBIE ma być dobrze, mimo wszystko. Dopóki tego nie przyjmiesz, będziesz żarł gruz.

Portret użytkownika Rot

Napisz coś wiecej o procesie

Napisz coś wiecej o procesie wstawania z kolan, ja sam jestem na tyle zblazowany że mi się nie chce już nawet podchodzić

Portret użytkownika Mendoza

Wciąż "no Mojo"? Tam jest

Wciąż "no Mojo"?

Tam jest tyle furtek i tyle tuneli w tym mroku...

Stamtad się wychodzi "na czuja", jest ciemno jak w dupie, wpierw wąchasz światło, czujesz je tylko nosem, choć go jeszcze nie widać, zaczynasz kojarzyć kierunek. I trzeba wybrać, czy się chce zostać, czy jednak się idzie w drogę, ku górze, ku niebu.

Moim zdaniem (mogę się mylić), trzymasz się pomiędzy, czujesz, że upadasz, ale jednocześnie udajesz, że jednak jest git. Wisisz.

Dlatego nie ma akcji, reakcji.

"Być może twoja niedola jest zarazem próbą dowiedzenia, że winowajcą jest niesprawiedliwość świata, a nie twoje własne niepowodzenia, występki, świadoma odmowa starań o ŻYCIE, które ma SENS. Być może twoja skłonność do cierpienia i ponoszenia porażek jest niewyczerpalna?... "

J.B. Peterson.

Akurat czytam jego książkę, tutaj więcej osób z tego forum mógłbym pod to podciągnąć, nie tylko Ciebie, Ale Ty znosisz to inaczej, nie krzyczysz, nie żebrzesz o uwagę. Pytasz, "przepraszam, czy aby można?"

Być może czujesz, że nie zasługujesz? (To też jest wybór... bardzo smutny z resztą).

Moim zdaniem, zabawa w wstawanie się zaczyna, kiedy przyjmie się to, co w kurwę trudno przyjąć do świadomości.
Te wszystkie mniejsze i większe kłamstewka odnośnie swoich działań, motywów tych działań i swojej osoby.

Wstawanie się zaczyna od rzeki smutku, od przyjęcia odpowiedzialności za to, co się ze mną dzieje. I najgorsze jest to, że nikogo innego za to obwinić nie można. Człowiek czuje się wtedy doszczętnie zniszczony... I wtedy... można zacząć się budować na nowo. Od dobrych fundamentów. Od wyprostowanej postawy wobec świata, bez wstydu i bez żalu.

PS. To teoria, a praktyka to praca, wstawanie rano, jabłko zamiast szluga, trening zamiast wódy, książka zamiast neta. To jest droga, a nie miejsce. Trzeba włożyć wysiłek. Pokonać słabego siebie, motywować sie milion razy, czasem co kilka sekund. Znać odpowiedż na pytanie "skąd? " "Dokąd?" i "dlaczego?.

Ps2. A na początku myślałem, że nic konkretnego nie będę w stanie napisać.

PS.3. Ach, no tak. Jeśli Ty nie będziesz chciał, to nic i nikt Ci nie pomoże.

PS4. Ja Ciebie Rot od samych początków pamiętam jako smutasa. Siedem lat już Ciebie czytam, to tu, to tam.

Portret użytkownika Rot

Smutas? Nie. Od tamtych

Smutas? Nie.

Od tamtych czasów sporo się zmieniło, niektóre rzeczy na lepsze - miałem dziesiątki ONSów, parę związków, FWB.
Problem w tym że nie jara mnie to już jakoś specjalnie, po prostu patrząc wstecz nie wiem na chuj mi to tak na prawdę było. Nadto niezbyt widuję kogokolwiek kto by przykuł moją uwagę. To miałem na myśli przez zblazowanie.

Portret użytkownika Rot

I też żebyś nie miał błędnego

I też żebyś nie miał błędnego wyobrażenia - faktycznie bywam leniwą kurwą, ale większość wolnego czasu poświęcam na naukę tatuowania, co mi z tego zostaje - na zespół.

Trochę jest też tak, że sam się czuję introwertycznie niedopasowany do otaczającej mnie rzeczywistości.
Trochę jest tak, że nie widzę wspólnego języka z ludźmi dookoła, po prostu nadaję na innych falach, a trochę tak, że momentami najchętniej bym się zaszył w lesie w domku z widokiem na fjordy.
A potem mi się czasem chce zwyczajnie zaruchać i to co powyżej staje się blokadą.
Ja się po prostu w ostatnich dwóch-trzech latach na tyle wycofałem z życia towarzyskiego, że zawsze czuję się "awkward", i to lekkie
zdziczenie mnie martwi.

Portret użytkownika Mendoza

Też miałem okresy dzikości,

Też miałem okresy dzikości, tak jabym był z innej bajki...
Do mnie wtedy docierało, że jestem dziki, wiedziałem o tym.

Nie masz poczucia, że przysypiasz?

To metafora. Czujesz czasami, że powinieneś coś zrobić, ale tego nie robisz? Jakby budzik Ciebie budził, a Ty "eeee, jebać... chce mi się spać..."?

Moim zdaniem (mogę się mylić), łatwiej się można dogadywać z innymi, jeśli się coś w rozmowę wkłada, jakąś wartość dodatnią.
A jeżeli Ty mało co wkładasz (mało co Ciebie jara) to mało co Ci dają, i młynek się nie kręci.

I jest creepy

Portret użytkownika Rot

No właśnie mam, stąd ten

No właśnie mam, stąd ten temat cały.
Mam 27 lat, zegar tyka, 30ka wydaje się dla mnie jakąś granicą.

Ależ właśnie jara, nakurwiam na gitarze, niemal codziennie ćwiczę tatuowanie, po prostu nie umiem się dogadywać z ludźmi, z reguły to oni mnie nudzą. Jest co prawda (czy było, bo znowu lockdown) lepiej niż jeszcze parę miesięcy temu, ale mając do wyboru próbować się wbić w rozmowę w grupie wolę chyba sobie odpłynąć gdzieś w swój świat dopóki ktoś nie zada mi pytania wprost.

Portret użytkownika Mendoza

Dlaczego Ciebie nudzą? Ich

Dlaczego Ciebie nudzą?
Ich podniety wydają się Tobie płytkie?

Portret użytkownika Rot

To raz, a dwa, że mam

To raz, a dwa, że mam tendencje do uciekania w swój własny świat, własne myśli i potem nie wiem co się dookoła mnie dzieje.
Większość lasek które widuję - czy to w pubie, czy na insta, czy tinder - jest cokolwiek kopiuj-wklej, te same zainteresowania, to samo zachowanie, zbyt często widzę u nich egocentryzm i arogancję, za dużo ludzi ostatnio zalicza do swoich pasji wciągnięcie kreski w kiblu.

Ja po prostu nadaje na innych falach, przez co nie dogaduję się z normalnymi ludźmi w ogóle, to co mnie interesuje nie interesuje ich i na odwrót.

Albo, co też możliwe, po prostu nie umiem się sprzedać im i po prostu zasłaniam się tym że mi nie zależy?
Prawda pewnie jest gdzieś po środku, ale w moim odczuciu od dawna nie widziałem nikogo dla kogo chciałoby mi się postarać.

Portret użytkownika Mendoza

Rot. Mam to na końcu języka.

Rot. Mam to na końcu języka. Muszę przeczytać to, co pisalśmy jeszcze raz.

Piszesz, ile cipek zwiedziłeś, ile OEnEsów zaliczyłeś. To jest wartość dla masówki, dla marszczyfredów.
Ty wiesz, że ja bym najchętniej miał fajny związek, JEDNĄ partnerkę i w piździe wszystkich?
Tak se pisze. By odgraniczyć wartość cudzą od mojej.

Piszesz, że trzydziestka to granica. Do czego? To umotywowania się?
Do zmiany?

Ta! Ja się z Tobą zgadzam, ludzie bywają nudni, nieoryginalni, trywialni.

ALE

Zamiast pytać, co ONI mają do zaoferowania, warto spytać:
CO JA MAM DO ZAOFEROWANIA?
CO JA CHCĘ DAĆ?

To może prowadzić do czegoś dobrego.

Portret użytkownika Kensei

Ziom, mało jest ogarniętych

Ziom, mało jest ogarniętych typów na portalu, dobrze, że jesteś.

Portret użytkownika Mendoza

Ta Kensei. Czasem ktoś się

Ta Kensei. Czasem ktoś się odezwie. Ktoś ze starej daty. To się czuję, tą przenikliwość. Można wręcz jej dotknąć.

Ale to rzadkość.

Ja rozumiem. Że masz przed sobą mrok. Ciemność. Że smutno. Ja Ciebie nie wieszam na ołtarze. Ja Ciebie w ogóle nie darzę sympatią, wiesz?

Ale Życzę Ci wszystkiego dobrego. Byś wstał. Kiedyś. Skreśił przeszłość i nakreślił sobie przyszłość. Byś był budowniczym zamiast niszczycielem.

Portret użytkownika Kensei

Spoko, będę kreatorem,

Spoko, będę kreatorem, demiurgiem Wink