Portal Uwodzicieli
Witryna poświęcona relacjom damsko męskim oraz budowaniu międzyludzkich więzi emocjonalnych.
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit END.

Nikt nie wyjdzie stąd żywy by Konstanty

Portret użytkownika Konstanty

Tak sobie siedzę od kilku dni i czytam blogi, które dodałem kiedyś do ulubionych. Przy okazji przeczytałem od dechy do dechy wszystkie dzieła Snoofiego, Mendozy, Expata i jeszcze kilku innych doświadczonych w temacie użytkowników. Tak dla przypomnienia, poukładania tego i owego w mojej głowie. Lubię i potrzebuję. Ostudzić emocje, ogarnąć się do pionu i trzeźwo rozejrzeć dookoła, żeby kolejny krok nie oznaczał jakieś totalnej głupoty, zrodzonej pod wpływem emocjonalnych impulsów, które zawsze wracają i czasem potrafią przeważyć szalę na dłuższą, bądź krótszą chwilę. Tak jak na przykład teraz, kiedy emocje chcą, abym wyrzygał ich co nieco i uformował je w postaci tego bloga, który miał być w założeniu tylko prywatną wiadomością do jednego z użytkowników tego, jakże cennego portalu.

Siedzę w swoim mieszkaniu przed komputerem i od niechcenia najeżdżam myszką na jedną z ikon znajdujących się na pulpicie ze skrótem do filmu, za który zabieram się już od dłuższego czasu. Nie mam zamiaru go teraz oglądać, ale przesuwam kursorem po pasku i losowo wybieram scenę. Kilka sekund akcji i ...zabawny zbieg okoliczności... Dlaczego? Otóż w rozmowie bohaterów, których nie dane mi było jeszcze poznać, pada kwestia, która aż za dobrze oddaje to z czym aktualnie się mierzę... "Ci, których najtrudniej kochać, najbardziej tego potrzebują. Umysł to nie to samo co mądrość". To jedna z tych filmowych kwestii, które człowiek zapamiętuje na długo. Coś jakby otworzyć Tymbarka z napisem "Odsuń się!" w momencie w którym leci Ci na głowę zerwana przez wiatr, szalona dachówka.

Naprawianie drugiej osoby to w chuj ciężka sprawa, szczególnie jeśli łączy Cię z nią jakaś głębsza, emocjonalna, uczuciowa więź. Wtedy całość przybiera charakter iście tragiczny, żywcem wyjęty z serca epoki romantyzmu. Bycie sędzią, adwokatem i prokuratorem we własnej sprawie, chujowe i nie do rozwikłania. Możesz próbować, kombinować, walczyć, ale i tak jesteś skazany na emocjonalny rozpierdol... Mantra psychologów i psychoterapeutów.

Dla kogoś kto ma tendencję do angażowania się w takie układy, gdzie nadmiar empatii, współczucia i dobrych intencji jest pułapką z której trudno się później wydostać, to kwestia której nie da się tak po prostu wytłumaczyć takiej osobie jak ja. To trzeba przerobić, przeorać osobiście. Przeżyć na własnej skórze, zobaczyć, przeboleć i wyciągnąć wnioski. O zabawie w rycerza w lśniącej zbroi pisało wielu, między innymi na tej stronie, ale ja musiałem zobaczyć to na własne oczy niczym niewierny Tomasz, który chce dotknąć ran Jezusa. Teraz wierzę, teraz rozumiem.

Los chciał, że w krótkim okresie czasu miałem okazję spotkać na swojej drodze typ ludzi których, dla własnego bezpieczeństwa, każdy powinien za wszelką cenę unikać. Nie chodzi mi tu dziewczynę, która jest inspiracją dla tego tekstu, o kobiety i relacje damsko-męskie, które opisuję w tym blogu, ale o całe spektrum kontaktów międzyludzkich, które sponiewierały mnie niemiłosiernie w przeciągu ostatnich kilku latach. Jestem wdzięczny przeznaczeniu, że skierowało mnie na te osoby właśnie teraz, kiedy mam jeszcze czas i możliwość nauczenia się czegoś i zastosowania nowej wiedzy w praktyce, przełożenia jej na lepsze jutro. Trzeba wyciągnąć wnioski i cieszyć się nowym poziomem świadomości, który w przyszłości zwróci się w postaci normalnych, zdrowych relacji zarówno tych towarzyskich jak i miłosnych. To uczucie kiedy wstajesz z kolan, otrzepujesz kurz i już ROZUMIESZ co zrobiłeś źle, co dobrze i czego nie zrobisz nigdy więcej. To jest warte nawet największego wpierdolu o ile potrafisz znaleźć w sobie siłę by wstać. No risk, no fun. Zbieranie doświadczeń i wyciąganie wniosków to bardzo satysfakcjonujące odczucie. Byle tylko nie obudzić się za późno, byle mieć czas powstać z kolan. Niektórzy nie mają takiego szczęścia i tkwią w ciemnościach do końca swoich dni, nieświadomi tego co znajduje się po drugiej stronie zrozumienia.


If I could just hide
The sinner inside
And keep him denied
How sweet life would be
If I could be free
From the sinner in me

Właśnie wróciłeś do domu. Pierwszy raz od bardzo dawna, po długim okresie w którym mogłeś dzielić z nią czas nie na łączach cyfrowo-telekomunikacyjnych, jak zwykliście to robić z przyczyn od Was niezależnych, ale w namacalnej rzeczywistości. Mogłeś bez przeszkód widzieć się z nią kiedy tylko miałeś na to ochotę, bez wiszącej nad głową daty powrotu, która zawsze naznaczała Wasze wzajemne wizyty, czy to u Ciebie, czy u niej. Każda minuta razem, pomnożona przez 7, razy 7 i 7. Teraz już wiesz co to znaczy uzależnienie od drugiej osoby, która nie potrafi spędzić sama ze sobą odrobiny czasu, która czuje wewnątrz rozrywającą pustkę i nie jest w stanie znieść samotności. Klej emocji przywiera do Twojej skóry. Nie da się go zmyć, wydłubać. Jeszcze o tym nie wiesz, ale będziesz musiał zerwać go razem z własną tkanką. Do mięsa, do krwi.

I ten głos w Twojej głowie, kiedy wysiadałeś rano z bagażami na dworcu w jej mieście, kilka miesięcy temu... - "Hmmm... A więc chcesz spróbować? Chcesz przekonać się, czy stanie się cud i ona zmieni się w normalną, stabilną i przewidywalną dla innych i samej siebie dziewczynę... Proszę bardzo. Niech się więc stanie..."

Samospełniająca się przepowiednia. To tak, jakbyś w piękny słoneczny dzień słyszał grzmoty przemieszczającej się w oddali burzy. Słyszysz je, czujesz to narastające napięcie w powietrzu i jedyne co możesz zrobić to zastanawiać się czy grad, wichura i błyskawice pierdolną już dzisiaj, czy może jutro, albo w następnym tygodniu. Jedyne co jest pewne, to to, że w końcu lunie i to tak jak nigdy wcześniej. Nie ma żadnej prognozy pogody. Tutaj panem jest chaos.

Było i nadal jest ciężko. W dniu w którym oznajmiasz jej że wracasz do siebie, musisz do godzin wczesno-porannych chodzić z nią po mieście i pilnować jej, bo jest w takim stanie, że zostawiając ją samą fundujesz sobie z automatu bezsenną noc. Taki już jesteś, że jak kątem oka widzisz drugą, bliską Ci osobę zalaną łzami, która wychodzi przez okno na dach wieżowca z wysokości którego można zobaczyć sąsiednie miasto, to nie potrafisz stać bezczynnie i zachować się jak na prawdziwego PUAsa przystało, czyli mieć wyjebane, bo to nie mój cyrk, nie moje małpy. Yhy, tak, tak...

Żeby było zabawniej, ona sama, jeszcze kilka dni wcześniej poddawała w wątpliwość dalszy sens Waszej relacji. Nie pierwszy raz zresztą. Czy mówiła o tym szczerze? Czy może chciała tylko, jak zwykle, sprawdzić Twoją reakcję? Wymusić Twoją skruchę? Sprawdzić na ile Cię ma, bez względu na to ile cierpienia zadaje Ci kolejnymi próbami i sprawdzianami. I co z tego, że Ty nigdy nie potrafiłbyś zachować się tak, jak ona wobec osoby którą kochasz. Ona nie potrafi inaczej. Wyciska Cię jak gąbkę nasączoną wodą, żeby upuścić jeszcze trochę uczuć, za którymi tak strasznie tęskni i których nigdy nie będzie pewna, choćbyś odjebał w nocy na ścianie jej sypialni grafiti z wielkim jak byk napisem: TAK! KOCHAM CIE! i przykrył ją śpiącą morzem płatków róż, budząc ją jej ulubionym śniadaniem podanym do łóżka, zwieńczonym porcją namiętnego seksu... Zawsze będzie mało, za mało.

Sam fakt, że w ogóle 'musisz' zastanawiać się nad szczerością jej intencji w takiej sytuacji, słysząc jednocześnie głos Twojej intuicji, który każe Ci spierdalać jak najdalej, i jednak wciąż w tym tkwisz, jest warte odnotowania, bo widząc całą tą patologiczną piramidę zachowań nadal zachowujesz względny spokój, pozwalając aby wyparte wkurwienie wsiąkało w głąb Twojej duszy. Świadomość zachodzących procesów usypia Twoją czujność, bo przecież wszystko wiesz. Zabawne, jak bardzo można dać się wpędzić w ślepy zaułek mając mapę miasta cały czas przed sobą. Skłamałbyś mówiąc, iż spodziewałeś się, że wszystko załatwi szczera rozmowa, jak ma to miejsce pomiędzy dwójką dorosłych i trzeźwo myślących ludzi, którzy chcą zamknąć i tak zamknięty już rozdział. To było by zbyt proste. Zbyt sensowne i logiczne. A tutaj nie ma miejsca na racjonalne zachowania. Wszystkim rządzi impuls, emocja. Nie uleczysz jej miłością. Zapomnij.

Jak dziecko, które rozciąga ulubionego, pluszowego misia, raz za razem sprawdzając granice wytrzymałości materiału z którego został uszyty. A kiedy w końcu szwy pękają, to dziecko leci z płaczem do mamy, żeby coś z tym zrobiła, pomogła, uratowała, bo to przecież jej ulubiona przytulanka, bez niej nie zaśnie, nie przestanie płakać. Mama zszywa misia, oddaje zabawkę i ostrzega, że trzeba uważać, bo miś już nie jest tak wytrzymały jak wcześniej i teraz łatwiej go uszkodzić. I co robi dziecko? Mija kilka dni, tygodni, a radość i ekscytacja z ocalenia ulubieńca słabną, aż w końcu wraca poprzedni stan marazmu i nudy. Więc dzieciak sprawdza, czy rzeczywiście materiał i szwy są słabsze niż wcześniej.

"Może mama tylko żartowała, bo nie chce jej się znowu go naprawiać? A może wcale mnie nie kocha?! Boję się. Muszę sprawdzić..."

Dziecko raz jeszcze rozciąga pluszaka ponad kres jego wytrzymałości, aż urywa mu rączkę i cała historia powtarza się. Raz, drugi, trzeci, ósmy, dziewiąty, szesnasty. Mama jest już ostro wkurwiona, ale dla świętego spokoju znowu naprawia zabawkę, bo trzy bezsenne noce pełne płaczu jej dziecka, który skutecznie uniemożliwia zaśnięcie to już stanowczo za dużo, nawet dla tak cierpliwej i świadomej mamy jak ona. No i widok jej uroczej kruszynki, jak ze łzami w oczach odbiera od niej naprawioną, ukochaną przytulankę i obiecuje poprawę, wlewa w jej serce jakieś dziwne, ciepłe uczucie, które totalnie obezwładnia jej wolę i każe wziąć udział jeszcze raz w całym procesie. Aż w końcu śliczny, uroczy niegdyś miś w niczym nie przypomina już swojej pierwotnej postaci. Stara, zużyta zabawka. Wytarmoszona, połatana, bezkształtna. Trafia w kąt pokoju, czekając aż zabraknie dla niej miejsca i razem z resztą odpadków wyląduje w śmieciach, a na jej miejscu pojawi się nowy miś, nowy tygrysek, albo cokolwiek innego co pozwoli uciec od tego uczucia pustki i osamotnienia.

Cała gama smutnych, niefajnych odczuć, podanych w bardzo dramatyczny, histeryczny wręcz sposób. I nie wiesz, na ile to była jej gra, a na ile szczere emocje choć Twoja intuicja, naznaczona doświadczeniem, podpowiada Ci swoje. Teraz i wcześniej. Wierzysz, że pod tą skorupą pełną sarkazmu, manipulacji, gierek, pustki, złości, strachu, kryje się coś pięknego, wartego odkrycia, choć jednocześnie zdajesz sobie sprawę, że nigdy nie dane Ci będzie postawić na tym złożu rentownej i bezpiecznej kopalni. Złoto jest przykryte całym tym gównem, które ona od dziecka musiała zamiatać pod dywan świadomości, aby móc w miarę 'normalnie' funkcjonować w okrutnie chorych, patologicznych warunkach. Nikt o zdrowych zmysłach, świadomy zagrożenia nie zjedzie w dół, bo prędzej wróci na powierzchnie w kawałkach niż ze złotem w garści. Choć pokusa jest przemożna to wszystko co cenne, tam na dole, pływa w gęstych oparach metanu, a prowizoryczne korytarze prowadzące w głąb kopalni grożą zawaleniem w każdej chwili. I nikt, a w szczególności ona sama, nie ma tam stałego, bezpiecznego dostępu. Jesteś pewien, że bardzo by chciała. Wiesz o tym, za każdym razem kiedy widzisz jej puste spojrzenie wbite w białą ścianę, w chwilach w których powinna uśmiechać się od ucha do ucha.

Zaraźliwy rozpierdol w bani, który udziela Ci się coraz bardziej i bardziej. I co z tego, że masz świadomość. Od samego początku czytasz jej zachowanie jak z otwartej księgi. Widzisz jej problem, nawet wtedy kiedy ona gra i zręcznie nabiera wszystkich dookoła. Przejrzałeś ją, od samego startu tej relacji. To sytuacja z którą ona nigdy się nie spotkała, coś do czego nie jest przyzwyczajona, coś co ją intryguje i każe zbadać jak nieznany, zagadkowy obiekt, nigdy wcześniej nie widziany w jej okolicy. Ta sama siła i ciekawość przyciąga Was do siebie, coraz mocniej i mocniej.

Widzisz wszystko, masz rozeznanie tego co się dzieje i do czego to wszystko zmierza. I kiedy wydaje Ci się, że fakt posiadania określonej wiedzy i rozumienia tego wszystkiego jest absolutnym zabezpieczeniem, liną bezpieczeństwa... to wtedy pojawia się coś, na co nie byłeś przygotowany. Coś ostrego i chaotycznego, poza kontrolą. Pojawiają się emocje. Nie ważne jak głupie, naiwne, jak płytko i cynicznie wywołane ciągłą huśtawką nastrojów, której byłeś świadom przez cały czas trwania tej relacji i którą zręcznie wyłapywałeś z całego spektrum jej zachowań. Patrzysz na swoją zbroję zbudowaną z tej świadomości i nie widzisz żadnych zniszczeń. Może nie lśni tak jak na początku, ale jest cała i wystarczy odrobina pracy, a znów będzie błyszczeć jak w czasach świetności. Uspokajasz się. Relaksujesz.

I wtedy czujesz ukłucie. W środku, pod pancerzem. Nie rozumiesz dlaczego. Przecież wszystko widziałeś, zauważałeś, zbroja i tarcza, którą odbijałeś jej pojebstwo mając nadzieję, że zanim odejdziesz, dasz jej narzędzia, którymi kiedyś będzie miała szansę dokonać jakiejś samorefleksji, samonaprawy...
Wszystko jest całe. Więc skąd ten ból?! Skąd te wszechogarniające emocje? Zapomniałeś... Tak, tak... Zapomniałeś, że zmienione reguły gry, którymi ona się posługuje na co dzień, nie wyłączą normalnego sposobu odczuwania u kogoś takiego jak Ty, kto funkcjonuje na normalnych zasadach. Chociaż nie widziałeś tego co dzieje się pod Twoją zbroją, to każdy z jej ciosów, które najpierw kwitowałeś uśmiechem politowania, a później szczerym, współczującym spojrzeniem, wyzwalał w Tobie iskrę która w ciszy zapalała się i gasła wewnątrz Ciebie, aż w końcu któraś z kolei doleciała do zbiornika paliwa pełnego normalnych, zdrowych, ludzkich emocji.

Wpadłeś, wybuchasz, współczujesz...


Angels with silver wings
Shouldn't know suffering
I wish I could take the pain for you
If God has a master plan
That only He understands
I hope it's your eyes He's seeing through

... i znowu ten ostrzegający, zrozpaczony i zmęczony już od wołania głos intuicji w Twojej głowie: - "Hej zobacz! Widziałeś to! Przez ułamek sekundy uśmiechnęła się jakby to ją bawiło! No kurwa! Ale tylko na moment, bo jak odwróciłeś głowę chwilę później to jej mimika znormalniała... Hej, zaraz, zaraz. Ale jak to... Uśmiechnęła się na wieść, że zgubiłem coś, co było dla mnie bardzo, bardzo ważne? Coś, co było częścią mojej osoby, czymś w co przelałem masę emocji i serca? No tak! Kurwa no przysięgam, że to widziałem! Ten jebany uśmieszek, to spojrzenie. Widziałem to chwile przed tym jak odwróciłem się, aby pobiec na autobus i zacząć szukać zguby. To był moment, chwila. Później minę miała już normalną. Dopytywała nawet co i jak... Współczująca. Wydawało się, że ją to nawet ruszyło... ALE ten jeden moment, ten ułamek sekundy jej uśmiechu, kiedy zauważyła, że straciłeś coś ważnego. WIESZ, ŻE TO CI SIĘ NIE WYDAWAŁO.

To jakaś pierdolona gra i bierzesz w niej udział kolego. Tak, wiesz to. Za każdym razem przekonujesz się, coraz bardziej i bardziej. Już raz to przerabiałeś i dokładnie znasz to mroczne uczucie kiedy masz wrażenie, że zaraz dostaniesz cios w plecy od kogoś, kto powinien być dla Ciebie wsparciem. Uśmiechnęła się wtedy zupełnie tak, jak uśmiecha się zazdrosny sąsiad, zgrywający Twojego przyjaciela, widząc jak pod dom podjeżdża laweta z Twoim nowiuśkim autem w które wjechał jakiś kretyn. On od samego początku kurewsko zazdrościł Ci tej fury, chociaż wydawał się cieszyć Twoim szczęściem, jak najlepszy kompan.

Ten samochód to tylko symbol. Metafora Twojego szczęście, pasji, planów, zrealizowanych marzeń, ale przede wszystkim tego poczucia sensu istnienia i świadomości tego, po co znalazłeś się na tym świecie. Ona nigdy tego nie miała. Nie wie co to znaczy i tęskni za tym stanem, który dla Ciebie jest normalnością, a dla niej ulotnym marzeniem. Kocha Cię za to, ale jednocześnie zazdrości Ci tego do szpiku kości. Do bólu, który Ci zadaje, szukając siebie.

Coraz więcej znaków zapytania na które i tak znasz odpowiedź. Łudzisz samego siebie, że to przecież niczyja wina, że ten ktoś nie jest zły. Spoko może i nie jest, ale... Zobaczysz to - raz, drugi, trzeci. WIDZISZ TO. Jak maska opada i chociaż po chwili wraca na miejsce, jeszcze bardziej roześmiana i niewinna, to i tak zdążyłeś zauważyć co jest pod nią. Czujesz strach, bo wiesz, że posunąłeś się na tyle daleko, że w końcu będziesz musiał zmierzyć się z tym co jest pod spodem. Z demonami które ktoś inny zasiał w głowie osoby na której szczęściu Ci zależy, osobie której życzysz w duchu jak najlepiej, bo wiesz, że kto jak kto, ale ona po tym co przeszła, zasługuje na odrobinę dobrych i normalnych przeżyć. Zasługuje na to jak nikt inny.

Musisz z tego wyjść. Uwolnić się. Cierpisz, za czyjeś grzechy, choć sam nawet nigdy nie byłbyś zdolny do tego aby je popełnić. Masz plany, marzenia, cele. Widzisz przed sobą jasną drogę na której jesteś już od dawna i oglądając się za siebie łapiesz się za głowę zdając sobie sprawę z tego ile już przeszedłeś i jak bardzo zmieniło się Twoje życie. Na lepsze.
Żyjesz świadomie, tu i teraz i nie możesz usiedzieć na miejscu wiedząc, że jesteś coraz bliżej kolejnych marzeń. Dreszcz przechodzi po Twoich plecach kiedy zastanawiasz się, co wyłoni się zza horyzontu, gdy dojdziesz na miejsce które teraz jest Twoim celem. Wiesz, że ta droga nigdy się nie skończy i ta myśl sprawia, że na Twojej twarzy pojawia się uśmiech. Bilet kupiony, bagaże spakowane. Wszystko gotowe do drogi ku szczęściu. Najlepsza wersja samego siebie na wyciągnięcie ręki. Wiesz, że nie ma tam miejsca dla niej, nie może Ci towarzyszyć. To przykre, ale ona jest jak tykająca bomba, której nikt i nic nie jest w stanie rozbroić, nawet ona sama. Nawet gdybyś jakimś cudem, zabrał ją ze sobą i wytrzymał ten cały emocjonalny terror, jednocześnie pracując i koncentrując się na swoim rozwoju... Kurwa. To nie możliwe. Iluzja. Niewykonalne.

Masz świadomość, że zostając przy niej, teraz i kiedykolwiek, unieszczęśliwisz samego siebie. Cierpisz. Poświęcisz się w ofierze, która z góry skazana jest na niepowodzenie. To tylko kwestia czasu, aż oddasz po kolei wszystko co sprawia, że czujesz się ze sobą dobrze, a kiedy już pozostaniesz nagi i bezbronny, dostaniesz zaproszenie na zewnątrz, gdzie jest -20C i śnieg do pasa. Nie będzie dla Ciebie miejsca, bo ona nie potrafi dać Ci tego, co sama od Ciebie bierze i czego się domaga. Staniesz się balastem, którego ona nie będzie w stanie unieść i ucieknie, zdziwiona, że źródło jej szczęścia wyschło, nie zdając sobie sprawy z tego, że pijąc robiła to tak niezdarnie i łapczywie, że przy okazji rozchlapała większość życiodajnej wody na suchy piasek.

Obiecujesz sobie, że zanim z tego wyjdziesz, zrobisz coś. Jedną, bardzo ważną rzecz. Uświadomisz ją.

Powoli, delikatnie, ale stanowczo. Bez wywyższania się, oceniania, stawiania jej w roli kogoś gorszego. To jedyne co możesz zrobić, reszta należy do niej, choć nie do końca od niej. Zamykasz oczy i przelewasz do jej duszy masę pozytywnej, szczerej i ciepłej energii, mając nadzieję, że kiedyś znajdzie ona wystarczająco dużo cierpliwości, aby wytrwać w walce, której jeszcze nawet nie podjęła. Wiesz, że jej cel będzie oddalał się coraz bardziej za każdym razem, kiedy znajdzie się w końcu w zasięgu jej dłoni. Twoja walka z samym sobą, aby osiągać postawione przed sobą cele, to nic w porównaniu z maratonem, który ona musi przebiec. Sama. Bez żadnej pewności, że po tych 42 kilometrach i 195 metrach zobaczy metę.

Jest trudniej niż myślałeś. Emocje to jednak potęga. Możesz czytać blogi, książki, uczyć się i rozwijać, chwała Ci za to, ale emocje były, są i będą. Do póki sam tego nie przeżyjesz, nie będziesz miał pojęcia co to znaczy. Świadomość tego, że wsiadając tym razem do pociągu, będziesz widział ją po raz ostatni w życiu, jest jak walec, który przejeżdża po Twojej głowie i wyciska z niej wszystkie uczucia. To tak, jakbyś odcinał sobie rękę nożem do smarowania chleba. Rękę, której palce zaczęły już gnić od zakażonej rany, której w porę nikt nie odkaził. Już dawno za późno. Nie cofniesz czasu. Wiesz, że musisz to zrobić, bo z każdym dniem będzie coraz gorzej, aż w końcu bakterie dotrą tam, skąd nie będzie odwrotu. Kurewsko boli. Walisz, tniesz, wydłubujesz, szarpiesz. Krew i fragmenty tkanki są wszędzie wokół Ciebie. Bez znieczulenia. Choć chora, to ona nadal jest żywą, ukrwioną i unerwioną tkanką, która wraz z każdym Twoim ciosem, coraz głośniej krzyczy i błaga o litość, o pomoc i jeszcze jedną szansę. Odgłosy jej męki pędzą po Twoich nerwach, w ułamku sekundy dochodzą do rdzenia i w końcu do mózgu w którym czujesz jej i swój ból. I z każdą chwilą jest go coraz więcej. Robi Ci się ciemno przed oczami, tracisz orientację. W trakcie kiedy próbujesz ją sobie odrąbać, zaczynasz przypominać sobie te wszystkie cudowne rzeczy, których dzięki niej doświadczyłeś i zdajesz sobie sprawę, że to koniec i nigdy więcej już z niej nie skorzystasz. Wszystko co złe odchodzi teraz w zapomnienie, myślisz tylko o tym co dobrego z nią przeżyłeś. Wiesz, że niczego już nie dotkniesz tymi palcami, nie okryjesz tą dłonią, nic nią nie złapiesz, nie dotkniesz. Ta nawracająca świadomość potęguje ból, a w Twojej głowie pojawia się znikąd tragiczna, romantyczna myśl, idea - "A może nie! Może gdzieś jest na to jakieś lekarstwo!? A jeśli nie ma, to może lada dzień, miesiąc, rok ktoś wpadnie na jakiś genialny plan i sprawi, że moja ręka znowu będzie sprawna, nawet jeśli teraz trzyma się już tylko na kilku ścięgnach i pogruchotanej kości. Może jeśli dam jej jeszcze jedną szansę, może jeśli będę bardziej czuły, cierpliwy, stanowczy, to ona przestanie, może wyzdrowieje.

Przecież potrafi być cudowna kiedy jest... sobą? No właśnie... Sam już nie wiesz kim jest. I wiesz co? Ona też tego nie wie.


Strangelove
Strange highs and strange lows
Strangelove
That's how my love goes
Strangelove
Will you give it to me
Will you take the pain
I will give to you
Again and again
And will you return it

Emocjonalna huśtawka to potężna zabawa. Kiedy jesteś na górze, jesteś na prawdę wysoko, bo pod Tobą grunt nie jest na poziomie morza, ale dużo, dużo niżej, w głębinach pełnych chujowych emocji, w których za moment się znajdziesz i poczujesz jak bardzo źle może być, pamiętając jednocześnie o tym jak zajebiście było jeszcze przed chwilą, tam na górze, wysoko. I w momencie w którym chcesz wysiąść, zrobić ten krok na zewnątrz, karuzela jakby czytając w Twoich myślach, chcąc Cię zatrzymać przy sobie, znowu wypierdala po sam szczyt. I znowu masz przed sobą ten wspaniały widok, aż po horyzont. Wszystko do momentu, aż się uspokoisz i złapiesz pierwszy, spokojny oddech. I kiedy pozwolisz sobie na chwilę drzemki, ze zmęczenia tą ciągłą jazdą, karuzela znowu zapierdala w dół, ale tym razem jesteś kilka metrów niżej niż ostatnio. Dusisz się w ciemnościach. Szukasz po omacku klamki od wyjścia, cudem ją znajdujesz i uchylasz lekko drzwi przez które wpada odrobina światła i świeżego powietrza. Jesteś już prawie na zewnątrz, ale zanim cokolwiek zrobisz, karuzela znowu wznosi się błyskawicznie do góry ukazując widok, którego próżno Ci szukać na poziomie zero, który jest normalnością. Fabryczną wersją rzeczywistości, przeznaczoną dla zdrowych jednostek.

I tak w kółko. Coraz częściej, głębiej, wyżej, szybciej. Chcesz wysiąść, już wszystko wiesz, jesteś świadomy, ale kiedy stawiasz ten pierwszy krok na twardym, pewnym gruncie, to zaczyna kręcić Ci się w głowie która przyzwyczaiła się do ciągłych wzlotów i upadków. Padasz na glebę, jest Ci nie dobrze, wymiotujesz. Nie możesz się ogarnąć. Zaczynasz tęsknić za tym uczuciem, za tymi dobrymi momentami, które na tle tej całej chujni były jak szczyty ośmiotysięczników dumnie piętrzące się nad horyzontem. Gdzieś tam, w oddali, legendarne. Ich widok napawał Cię płonną nadzieją.

Odejść od kogoś kto Cię zdradził, zawiódł, dał powód do tego uczucia złości, które napędza Cię do działania po rozstaniu, jest dużo łatwiej. Gorzej jeśli wiesz, że tutaj nie zawiódł tak na prawdę nikt. To niczyja wina, to się po prostu nie mogło udać. Te wszystkie piękne chwile, które udało Wam się skraść przeznaczeniu, to wszystko co można było ugrać w tym rozdaniu kart. Nic więcej. Reszta jest ułudą.

Próbowałeś jej pomóc, uświadomić, coś pokazać. Może kiedyś, przypomni sobie o tym wszystkim czego ją o niej nauczyłeś. Czy to będzie dla niej jakaś trwała zmiana? Czy tylko jeden z tych nawracających momentów ulotnej świadomości w których będzie mogła trzeźwo spojrzeć na swoje życie, skrzywione zachowanie i tylko poczuć tę przerażającą pustkę. Otchłań jej uczuć. Emocjonalną, czarną dziurę, która swoją grawitacją przyciąga z przerażającą siłą. Poczuć to całe gówno, które jej zaburzona podświadomość podmiata po dywan świadomości. I wszystko to tylko po to, żeby za chwilę znowu zanurzyć się w tym obłędzie, który dla niej jest normalnością, a dla jej bliskich prawdziwym piekłem.

Nie masz do niej żalu, złości, rozczarowania. To była Twoja decyzja, świadoma od samego początku, bo wiedziałeś, a raczej czułeś, że coś jest na rzeczy. Zanim ją poznałeś, spotkałeś na swojej drodze ludzi złych do szpiku kości, którzy sieją wokół siebie ból i nieszczęście, a na widok cierpienia swoich ofiar uśmiechają się od ucha do ucha, łapiąc jednocześnie głęboki oddech podniecenia i satysfakcji, sycąc się bólem innych. Nie miałeś pojęcia dlaczego, ale na początku Waszej znajomości, ona stawiała na nogi cały Twój system antywłamaniowy, który zainstalował się w Twojej głowie po przygodzie z ludźmi, których nikt tutaj nie chciałby nigdy poznać wiedząc o tym kim, albo raczej czym w środku są. To było zbyt intrygujące, abyś mógł przejść obok tego obojętnie. Dałeś się skusić tak samo jak i Ona, dla której i Ty byłeś zagadką - odczytujący jej grę w zalążku, grę która nie robiła na Tobie wrażenia. Bo ciekawość, to pierwszy stopień do piekła.

Teraz już wiesz... Ona nie jest zła, ale sieje wokół siebie chaos i zamęt, a Ty im bliżej niej stoisz, tym więcej ran zbierasz. Coraz głębszych i coraz trudniejszy do wyleczenia. To nie jest jej wina, nie jej wybór. Pozwolisz się jej do siebie zbliżyć, oddasz o jedną cegiełkę za dużo, a Twoje życie zamieni się w piekło. Wiesz, że zrobiłeś co mogłeś. Nie jesteś już dłużej w stanie tego znieść. Odbijasz jej zachowanie i toksynę, nawracasz z anielską cierpliwością, uczysz, pokazujesz. Coś tam rozumie, coś tam łapie. Ale im więcej rozumie i łapie, tym więcej syfu wychodzi na zewnątrz. Sytuacja bez wyjścia. Dlaczego? Tak już po prostu jest i tyle.

... i nie jesteś w stanie zagłuszyć tego głosu, który ostrzega Cię przed ciosem w plecy. Nie zgasisz czerwonych świateł rażących Twoją świadomość.


We're damaged people
Drawn together
By subtleties that we are not aware of
Disturbed souls
Playing out forever
These games that we once thought we would be scared of

Obserwujesz ją dokładnie, po tym gdy już uświadomiłeś jej źródło tych wszystkich pojebanych zachowań, pokazałeś ich przyczynę, schemat działania... Tamtego wieczora widziałeś jej szeroko otwarte ze zdziwienia oczy i to jak sama do siebie kiwała twierdząco głową, czytając w ciszy to co miałeś jej do pokazania. Po jej policzkach spływają łzy zostawiając na kartkach mokre plamy.

Mija trochę czasu, wszystko się powtarza, trwa. Dostrzegasz, że pojawia się nowy odcień, który nie niesie z sobą nadziei, a wręcz przeciwnie. To nie nowy początek. To eskalacja. Sfiksowana pętla zachowań, której nie da się naprostować logicznym myśleniem. Zaczynasz dochodzić do tragicznych wniosków, które coraz śmielej dobijają się do Twojej świadomości. Czujesz i WIESZ TO, że ucząc ją tych wszystkich schematów zachowań które nią rządzą, cech jej problemu, podobnych historii do jej własnej, że... zamiast pomagać, dajesz jej do ręki nowe narzędzie manipulacji, nową broń i to masowego rażenia. Broń ostateczną, która w końcu pogrąży i Ciebie.

Widzisz jak ona źle się zachowuje, ostrzegasz ją, ona eskaluje, karzesz ją, ona sprawdza na ile Cię stać, wytrzymujesz, ona wraca, płacze i cierpi, prosi o wybaczenie. I przebaczasz jej, bo to nie jej wina, choć ciągłe jej rozgrzeszanie sprawia, że winy ulatują, a emocje rykoszetem wbijają się wprost w Twoje serce.

- "Błagam wybacz mi. Jestem zerem, śmieciem, wiem to. To jest silniejsze ode mnie. Nienawidzę się. Ktoś taki jak ja nigdy nie powinien istnieć. Chcę umrzeć proszę, nie zabijaj mnie."

Twój mózg zatrzymuje dopływające do Ciebie bodźce. Zapada cisza. Czujesz jak Twoje serce przyśpiesza, robi Ci się gorąco. Zaczynasz iść przed siebie. Oddalasz się od niej coraz bardziej i wtedy słyszysz jej delikatny, przerażony głos, który prosi Cię o ostatnią chwilę uwagi. Odwracasz się i widzisz Ją, jak wyjmuje ze swojej torby książkę opisującą jej problem. Książkę, którą kiedyś, dawno temu poleciłeś jej sądząc, że powinna ją przeczytać.

- "Wczoraj znalazłam ją w bibliotece w mieście obok. Zapisałam się do psychologa, idę w przyszły wtorek". Jej oczy napływają nową porcją łez - "Błagam nie zostawiaj mnie. Jesteś wszystkim co mam. Proszę... Bez Ciebie nie dam rady przez to przejść. Kocham Cię."

Stoisz jak wryty. Przez Twoją duszę właśnie przelało się tsunami emocji, pogrążając Twój mózg i świadomość w powodzi. Próbujesz złapać kurs i skierować się w stronę brzegu, ale prąd porywa Cię i kieruje wprost do krawędzi wodospadu. Jeszcze tylko kilka, metrów, ta chwila. Spadasz. Zamykasz oczy i przestajesz słyszeć cokolwiek. Czujesz tylko pęd powietrza, który przybliża Cię do dna. W końcu znikasz w ciemności i pustce...

Kres wszystkich chwil. Nicość.



Oh, Lillian
I should have run
I should have known
Each dress you own
Is a loaded gun

Tego bloga kieruję do wszystkich osób które miały, mają lub będą mieć do czynienia z osobami dotkniętymi pogranicznym, narcystycznym lub histrionicznym zaburzeniem osobowości, DDA albo jeszcze innym mixem... (o socjopatach nie wspominam, bo oni za życia świetnie się bawią i mają Was w dupie).

Pamiętajcie, że choć kusi, aby znienawidzić te kobiety, mścić się za ich jazdy i Wasze cierpienie, to mimo wszystko wybaczcie im i idźcie do przodu.

To nie ich decyzja, że są kim są. Jak wspominał MrSnoofie pod jednym ze swoich blogów, miejcie wobec nich na tyle współczucia i empatii, aby dobrze im życzyć i wybaczyć, ale też nie na tyle dużo, aby odciąć sobie drogę powrotu na zewnątrz.

Po prostu nauczcie się odchodzić. Ja wciąż próbuję...

Odpowiedzi

Portret użytkownika Creedence

https://www.youtube.com/watch

Portret użytkownika Mendoza

Dyyyyystans... Jeżeli DDA nie

Dyyyyystans...

Jeżeli DDA nie istnieje, to dla Ciebie.
I rzeczywiście wtedy takie klimaty, jawią Ci się jako mityczne stwory, wyssane z palca.

"Nie wmówisz mi że człowiek nieświadomie robi dokładnie to co potrzebne do wyniszczenia innych. Tylko ignorant i egoista będzie się spuszczał nad swoim "cierpieniem" widząc jak cierpi otoczenie z jego winy. "

Dla niektórych osób, wykorzystywanie innych (w tym bliskich) jest naturalne jak oddychanie, bowiem sami byli wykorzystywani. To jest dla nich normą, dlatego nie mają grosza poczucia winy po takich działaniach.
Widząc cudze słabości - spuszczają wpierdol fizyczny bądź psychiczny.
Widząc swoje - też kopną tych, którzy to zauważyli, lub samookaleczą siebie.

Portret użytkownika Mendoza

Mój wuj ma dom blisko centrum

Mój wuj ma dom blisko centrum miasta z własną, nie małą posesją, dobrze zarabia, jeździ "Mesiem" za 50 kafli i nie ma kredytów.
Czy można powiedzieć, że mógłby stworzył rodzinę dysfunkcyjną?

Jego syn a mój kuzyn, jest nałogowym heroinistą od 10 lat.
Nie potrafiącym się odnaleźć, wciąż kłamiący i szukający akceptacji.
Jego córa jest pogubioną, 30 - letnią kobietą bojącą się życia, zagubioną, przestraszoną, z tendencją do dawania się wykorzystywać innym.

Ponadto cierpienia, umysł zapamiętuje bardziej niż pozytywne emocje, więc wystarczy tylko kilka razy je wzmocnić i odświeżyć, by się dostatecznie wryły w łepetynę. To element mechanizmu przetrwania.

Startujesz z tematem, którego do końca widocznie nie pojmujesz.
W dodatku Twoje cwaniakowate minki wieją mi próbą "przykozaczenia" swoją "wiedzą" - która jest czysto teoretyczna. Bez odzwierciedlenia w praktyce. Bowiem jak sam przyznałeś, nie byłeś związany z takimi ludźmi emocjonalnie/finansowo czy też sytuacyjnie.

Portret użytkownika Mendoza

Z racją jest jak z dupą,

Z racją jest jak z dupą, każdy ma swoją. Powodzenia

Portret użytkownika tbohimnemwtmmt

Nie czytałem równie świetnego

Nie czytałem równie świetnego bloga od przynajmniej paru miesięcy . Sposób w jaki piszesz i przelewasz emocje na ten wirtualny papier sprawia że człowiek przysysa się do monitora i łyka słowa jedno za drugim . Nie oderwałem się dopóki nie skończyłem czytać . Ode mnie leci głowna , i sugestia żebyś pisał częściej , bo jesteś w tym dobry .
-----------------------------------------
PS : Nigdy nie miałem okazji poznać osoby podobnej do tej jakiej opisujesz , ale blog chyba odniósł skutek odwrotny od zamierzonego , bo nabrałem na to ochoty Smile

Portret użytkownika Mufasa

jak już tak dobrą muzyką

jak już tak dobrą muzyką sypiecie to coś adekwatnego do tematu Wink https://www.youtube.com/watch?v=... . Blog świetnie napisany masz talent do pisania.

to może przeczytaj książkę

to może przeczytaj książkę pod tym samym tytułem co blog - i właśnie dlatego dałem doorsów - a książka zajebista...

Portret użytkownika Mufasa

Może kiedyś. Aktualnie ten

Może kiedyś. Aktualnie ten zespół omijam szerokim łukiem, taki przykry sentyment w sumie -.-

Portret użytkownika Dupekkk

Dobry kawalek jakis czas temu

Dobry kawalek jakis czas temu go sluchalem non stop

Portret użytkownika Creedence

Konstanty, bardzo z Ciebie

Konstanty, bardzo z Ciebie mądry i dobry człowiek.
Jest minus tej dobroci, czyli zbyt miękkie serce, ja też chyba nie do końca dał bym sobie radę z taką osobą.

Cytat z filmu, zrozumiałem dopiero po przeczytaniu bloga.

Powodzenia.

Portret użytkownika Ulrich II

bez urazy, ale przynudzasz

bez urazy, ale przynudzasz waszmość w tym blogu strasznie, od rozmyślań to są kobity, my to działamy Wink

Portret użytkownika Hooner

Z podkładem muzycznym dałeś

Z podkładem muzycznym dałeś radę. Było fajnie, bo mrocznie jakoś tak w połączeniu z tekstem.

Pióro masz nadzwyczaj lekkie, z chęcią przeczytam więcej Twoich blogów, bo ocierają się o książki psychologiczne, tyle tylko, że opisane niebanalnym językiem. Tekst mnie pochłonął, co ostatnio rzadko się zdarza na łamach podrywaja.

Udało Ci się zerwać kontakt definitywnie z Tą dziewczyną? Rozumiem co czułeś, podczas tej sytuacji z książką - toż to historia wyciągnięta rodem z rzewnego dramatu. Teraz musisz pozbierać rozwalone klocki i zacząć budować siebie w korzystniejszym środowisku. Lepszego siebie.

Portret użytkownika 008

Blog z kosmosu. Najlepszy

Blog z kosmosu. Najlepszy tekst w tym tygodniu, nie tylko na podrywaj.

Papkin w "Zemście":
Wdzięcznośc ludzi, wielkość świata -
Każdy siebie ma na względzie,
A drugiego za narzędzie,
Póki dobre - cacko, złoto;
Jak zepsute - ruszaj w błoto.

Jeśli ktoś zwraca jakąkolwiek uwagę na moje komentarze, to pewnie wiecie, że totalnie wkurwia mnie takie utylitarystyczne podejście, odarte z głupiego idealizmu. Ostatnio przez pół strony wymieniałem uprzejmości z Elbą, która mówiła, że jeśli facet pierdzi w kanapę przed TV i nic nie robi, to nie nadaje się do związku na dłuższą metę. Na zdrowy rozum - pełna racja.

A mi się dużo bardziej podoba podejście pewnej Polki, która nie zostawiła swojego faceta, choć przez wiele lat był w śpiączce. Po 19 latach nagle się obudził. Ciekaw jestem jego miny.

Miałem kiedyś krótką znajomość z panną, której ojciec pił przez wiele lat ale żona przetrzymała wiele i zaczął wychodzić zajebiście na prostą.

Może trochę za dużo naczytałem się filozofii (i za mało zrozumiałem), ale jeśli pozwalamy sobie złamać serce kochającej nas osoby "bo rozwój", to stawiamy nasz gatunek w roli zwierząt, przez co aborcja, eutanazja czy zrzucenie atomówki na Hiroszimę stają się niewiele większym "grzechem", niż zjedzenie kanapki z szynką, czy najwyżej wylanie ścieków do rzeki, co zabije parę tysięcy ryb. To tylko dygresja i prosiłbym nie odnosić się do niej, jeśli ktoś się nie zgadza z całością mojego posta.

Dobra, zejdźmy z chmur na ziemię.

Od nieco ponad roku mam dziewczynę. Małolatę. W jakimś tam stopniu jej zachowanie pokrywa się z blogiem. Ale wydaje mi się, że moje spojrzenie na cały temat nie jest aż tak mroczne, jak Twoje, Konstanty.

Zanim wszedłem w związek, moje PUA-przygody zawsze były pojebane. Ekstremalne push-pulle wobec panny, przez chwilę ona czuje się jak w niebie, a chwilę potem jak śmieć. Po 15 minutach takiej jazdy ona nie wie, gdzie jest sufit, podłoga, a gdzie jej chłopak. Nie tylko działało, ale było też świetną rozrywką. Delikatnie trzymacie się za ręce, udawana nieśmiałość przy pocałunku w policzek, długi wieczorny spacer, gadka o gwiazdach - a chwilę potem, na jej oczach, 30 sekund rozmowy z jej koleżanką i język w gardło (leciała na mnie, łatwo miałem). Potem odsuwam "nową" i biorę poprzednią na spacer. Gadka o tym, że jest wyjątkowa.

Inna nagle zaczyna mieć jakieś problemy z dupy na domówce. No to trudno - jak fajnie że jest tu ta nieogarnięta blondyneczka z Polski B, która ma telefon z zielono-czarnym wyświetlaczem i nigdy nie piła alkoholu. A siądę koło niej i zacznę niezobowiązującą konwersację. Po 5 minutach bierze łyk wina z butelki. Lekko przejeżdżam jej palcem po szyi. Żadnego KC. Żadnych twardych dowodów. Ale problemy z dupy się skończyły, magic.

W nagrodę za takie traktowanie (niektórzy z Was powiedzą - gówniane) otrzymywałem wszystkiego w bród, nie mówiąc już o totalnej wierności kobiet, które przewinęły się przez moje łapy.

Policja rozbiła ostatnio gang sutenerów. Prostytutki miały wytatuowane napisy takie, jak "Jestem własnością Pawła" czy "Suczka Sebastiana".

Jeśli ktoś jest maniakem RSD, no to już się pewnie domyślacie, że Julien jest moim ulubionym gościem z tego teamu.

Kobieta, która nie wie, gdzie sufit a gdzie podłoga jest "fajna" przez 15 minut. Tydzień. Miesiąc. Ale zgodzę się, że po dłuższym czasie zaczyna być, w pewnym sensie, obciążeniem. To trochę moja klątwa. I pewnie bym ją dawno rzucił w pizdu, gdyby nie ten drobny szczegół, że ją kocham.

Może znacie to uczucie. Robisz coś przy kompie, duże zlecenie. To matematyka a nie praca w McDonald's; minuta odciągnięcia sprawi, że skupienie budowane przez pół godziny pójdzie się jebać. Nawet krótkie pytanie potrafi wytrącić z rytmu. Wiesz to. Ona też to wie. Aż za dobrze.

Po wszystkim masz ochotę udusić tą małą dziwkę. No ja pierdolę, co za małpa pojebana. Uświadamiasz sobie, że totalnie ją kochasz i jedną z rzeczy, jakie powinieneś robić przez te kilkadziesiąt lat na tym świecie to troszczyć się o to małe zjebane stworzenie. Przytulasz ją nagle jakoś mocniej niż zwykle, całujesz jakoś mniej formalnie niż zwykle i ona czuje, że to bardzo szczególny moment. Takie coś się trafia raz-dwa w tygodniu i przez parę dni masz wzorową kobietę. W łóżku robi swoje, w kuchni robi swoje, w aucie się nie wymądrza, pozwala pracować tylko w milczeniu przynosi kanapki i herbatę/kawę/likier. Przez parę dni czujesz, że oboje jesteście na swoim miejscu w życiu, spełnieni.

Za parę dni znowu wszystko jebnie. Wiem to aż za dobrze, nie dalej jak godzinę temu dopierdoliła się do mnie o jakieś badziewie.

Jeśli nie kochacie swoich bordero-narcystyczno-popierdolonych panien to dajcie spokój. Nie pokochacie ich już, zajmujecie tylko cenny czas - nie tak szybko przyjdzie im znaleźć kogoś, kto prawdziwie zechce się nimi zaopiekować.

Natomiast zdecydowanie mogę powiedzieć, że w zupełności można się rozwijać i nie zaniedbywać takiej panny. Ona wymaga wiele i robi rzeczy, które z pozoru wyglądają jak jeden wielki pierdolony sabotaż, ale jednak rok to rok i wiem już, że jeśli raz na jakiś czas poczuje się kochana, to potrafi się za to wzorowo odwdzięczyć.

Dla niektórych pewnie brzmię teraz jak kosmita; jak islamski duchowny, który ostatnio w internecie opublikował filmik, że w jego religii jest miejsce na prawa kobiet, bo Mahomet zakazał bić kobiet po twarzy i łamać kości, a jeśli wezwie imienia Allaha to należy natychmiast odstąpić od dyscyplinowania. Nie wierzę w Wasze "spokojne związki oparte na partnerstwie", a Wy pewnie pukacie się w czoło widząc moją "wielką miłość". Niech i tak będzie.

Ale są tacy - jak choćby kolega o dźwięcznie brzmiącym nicku tbohimnemwtmmt, który powyżej napisał, że nabrał ochoty na taką pannę po przeczytaniu bloga. Pewnie są też inni, w podobnej sytuacji, jak ja.

I chciałbym Was zapewnić, że związek z taką osobą potrafi być zajebiście satysfakcjonujący. Jest to trochę jak jeden wielki shit-test; wkurwia, ale jeśli się go zda, to takie laski potrafią to strasznie docenić. Oczywiście bez stosownego PUA-treningu nic bym tu nie ugrał i po tygodniu takiej jazdy pewnie skończyłbym w pokoju bez klamek.

A i małe postscriptum. Kilka razy z przyczyn losowych zdarzyło się, że pomieszkiwałem z nią przez tydzień-dwa we 2 w ich mieszkaniu (rodzice załatwiali biznesy). Wtedy to wszystko się trochę stabilizuje, ona wie że nawet jeśli ją spławiam, bo pracuję, to za godzinkę-dwie się przytulimy, bzykniemy i będzie good. Taka zabawa w dom, połączona z zabawą w dom publiczny.

Ale ze mnie gaduła o pierwszej w nocy ^^

Portret użytkownika Guest

dobre... daje do myślenia

dobre... daje do myślenia

Portret użytkownika Brodaty

Guest, zwracam honor, jednak

Guest, zwracam honor, jednak nie tylko potrafisz krytykować.

Portret użytkownika Guest

a Ty nareszcie poprawnie

a Ty nareszcie poprawnie napisałeś mój nick (Guest zamiast Quest) No jestem pod wrażeniem ;P

Portret użytkownika Elba

Owszem daje. Choć nie jestem

Owszem daje.
Choć nie jestem do końca pewna, czy Twoje spojrzenie na sprawę, tudzież moje - spełniłoby oczekiwania 008.

Ale fakt, dobre. Opisane bardzo ciekawie i tak trochę prowokująco do dyskusji.

008 bez obaw, nie będę drążyć.

Portret użytkownika Kołboj

No tak ... rok, dwa ... do

No tak ... rok, dwa ... do czasu.

Ale będzie dobrze w co nie śmiem wątpić Smile

Portret użytkownika Zdzichu

Nareszcie coś ciekawego. Na

Nareszcie coś ciekawego. Na główną!

Portret użytkownika Wiarus

Doprawdy ja nie rozumiem skąd

Doprawdy ja nie rozumiem skąd nagle w ostatnim czasie taka tendencja by robić z siebie ofiary szalonych, psychopatycznych kobiet. Ludzie przecież borderline czy inne bardzo poważne zaburzenia osobowości stanowią niewielki procent przypadków i zawsze muszą być zdiagnozowane przez specjalistę bo nie każdy psycholog się do tego nadaje. Ba ! Dla niektórych psychologów te całe borderline oznacza nie mniej ni więcej kapitulację lekarza, który nie wie co pacjentowi powiedzieć i mówi mu, że cierpi on na borderline. Ale co to takiego ten borderline to też do końca nie wiadomo. Czyli nie ma to nic wspólnego z medycyną ani jakąkolwiek nauką, a jedynie gdybaniem kto jaki jest i co komu rzekomo dolega ...

Bez urazy, ale na tym blogu ja widzę opis całkiem fajnej kobiety, która potrafi przepraszać. Człowiek, który potrafi przeprosić za swoje zachowanie nie jest żadnym DDA, borderline czy coś tam jeszcze - tylko jest zdrowym człowiekiem, który stwierdził, że popełnił błąd, ale ten błąd widział i chce się naprawić. A jej partner wyolbrzymia bo też najwidoczniej chciałby wszystko na różowo widzieć. A życie na różowo nie wygląda, a jedynie chwilami takie się wydaje. W życiu piękne są tylko chwile i jest to coś zupełnie normalnego.

Trudny człowiek to ten, który nigdy winy w swoim zachowaniu nie widzi i pozywa do sądu w pozwie pisząc, że mu opony w samochodzie poprzebijałeś albo ten samochód wymuszeniem chciałeś ukraść. To jest człowiek, który nagrywa nieustannie rozmowy by je później na nowo odsłuchiwać - Bóg sam jeden wie w jakim celu. A skoro nagrywa te rozmowy to nieustannie prowokuje byś coś zrobił nerwowego co później będzie mógł wykorzystać a czego i tak nigdy nie robi. Trudny człowiek to taki, który każe swojemu dziecku mówić na jego ojca "per Pan". To jest człowiek, który wszędzie węszy podstęp i zostawia za sobą pułapki tak by inny mógł wpaść. To jest człowiek, który jest oślepiony nienawiścią do tego stopnia, że język wyraża tylko wulgaryzmy, szyderstwa i groźby. I tylko raz na jakiś czas przypomina istotę ludzką - i właśnie wtedy ten widok potrafi przerazić niezmiernie bo jest widokiem zupełnie nieoczekiwanym i zupełnie niezrozumiałym. Ale mimo to daleko tutaj od stawiania domorosłych diagnoz, że to borderline, DDA czy narcystycznie skrzywiony niedoszły pacjent.

Przecież w waszych opisach są całkiem fajne kobiety, które ze względu na swoją fizjologię (bo taka ich natura) są zmienne i mają gorze oraz lepsze dni. To są opisy w których jest dużo romantyzmu i zupełnie figlarnych igraszek, które nie mają nic z wielkości kalibru o jakim się pisze. Tam jest ciepło i uczucie, a nie ma chłodu. U kobiet to jest całkiem normalne i prawdę mówiąc śmieszą mnie trochę tego typu opisy.

Portret użytkownika tbohimnemwtmmt

Przesadzasz w drugą stronę

Przesadzasz w drugą stronę Smile

Portret użytkownika Wiarus

W jaki sposób ?

W jaki sposób ?

Portret użytkownika tbohimnemwtmmt

IMHO drugi akapit twojej

IMHO drugi akapit twojej wypowiedzi to bullshit do kwadratu .

Portret użytkownika Wiarus

In my humble opinion (te

In my humble opinion (te twoje IMHO) to z angielskiego oznacza, że ktoś wypowiada się skromnie i ostrożnie. Niestety ten twój drugi użyty zwrot z angielszczyzny przeczy temu pierwszemu bo już nie jest ostrożny, a pełen gimnazjalnej werwy. Uporządkuj najpierw swój język (bo mnie to w oczy piecze) to może pogadamy.

Portret użytkownika Elba

Pojechałeś po mnie "po

Pojechałeś po mnie "po całości" Wink
To ja teraz idę sobie "po-płakusiać" w kątku, bo wnioskuję "Z" Tongue całości Twojej wypowiedzi, żem głupia (jak każda kobieta, ale nie z tegoż forum, a jedynie taka, która się nie zgadza z Waszmością) i "nie myślę".

A tak WGL, to mam PMS i kąsam Laughing out loud

Portret użytkownika Ulrich II

ja bym to rozszerzył, jeśli

ja bym to rozszerzył, jeśli taka kobietka (po latach praktyki z nimi) potrafi wam zrobić rozpiździej w głowie to chyba coś nie tak z facetem, a nie z nią
to jakby włożyć łape w ogień i mieć pretensje że poparzył

Portret użytkownika Wiarus

Dokładnie tak, nie można

Dokładnie tak, nie można popadać w paranoję i robić z relacji z kobietą jakiegoś zakładu zamkniętego dla obłąkanych albo zamieniać tego w gabinet psychologiczny. Z babą zawsze był problem - wiedzieli to już starożytni i niewiele się w tej kwestii przez te lata zmieniło. Przyszłe pokolenia też będą miały z babami problem. Normalna rzecz. No, ale pojawiła się tutaj tendencja, że wielu chciałoby uchodzić za bezbronne ofiary chorych umysłowo kobiet. To już smętne zaczyna się robić bo się okazuje, że co druga to świr, a ten facet to taki święty i tak bardzo ją z tego bagna chce na prostą wyciągnąć, że za życia aureoli się dorobił. No kto w to uwierzy ...

Kobiety to są trudne do zrozumienia stworzenia i właśnie dlatego nie powinno ich się starać rozumieć, a skupiać na tym czego sam od życia MĘŻCZYZNA oczekuje. Logiki w kobietach nie ma zbyt wiele, o ile w ogóle, a jest jedynie gejzer emocji, który się wycisza gdy ta dobiega menopauzy. Czy to na prawdę wyższy level, że to facet powinien zawsze wiedzieć o co mu chodzi, a nie pytać kobiety jakie są jej plany ? Albo my sami wiemy czego chcemy od życia albo nie. A jak baba nie chce to nie ma sensu za włosy ciągnąć i wysyłać do psychologa po leki tylko znaleźć taką, której się zachce.

Portret użytkownika kilroy

Wirus, fajna kobieta bo

Wirus, fajna kobieta bo potrafi przepraszać?? Laska robi emocjonalny rollercoster, jest zmienna jak chorągiewka na wietrze i ogólnie serwuje cały ten syf o którym autor pisze to jest fajna i normalna??? Bo po całym tym gównie które odstawia powie "przepraszam" ?! Oj Wiarus Wiarus ...

weź pod uwagę jedno - nie

weź pod uwagę jedno - nie zarzucając autorowi kłamstwa, to jednak był on stroną w tym układzie i siłą rzeczy ta relacja może być subiektywna i nie do końca wszystko oddająca... taka trochę jednostronna... często się zdarza, że opowieści faceta i kobiety na temat ich "bycia razem" tak się różnią, że człowiek się zastanawia - czy oni o tym samym związku mówią?