Portal Uwodzicieli
Witryna poświęcona relacjom damsko męskim oraz budowaniu międzyludzkich więzi emocjonalnych.
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit END.

Strong Man.

Portret użytkownika Pierrot

Poznałem go tam, gdzie poznaje się takich gości - osiedlowa siłownia. Wiem, wiem jakie to budzi skojarzenia. Ale pozwól Drogi Czytelniku, że rozbije te stereotypy myślowe gryfem od sztangi. Otóż spotykałem tam nie tylko "koksów" - choć i takich także - bo siłownia była w pełni demokratyczna. Zdarzali się nauczyciele, niedoszli gangsterzy, dyskotekowi "bramkarze", dilerzy, niedoszli sportowcy, pracownicy SW, pracownicy SP, pracownicy WP, policjanci, ochroniarze z tych firm, co się robi 300 godzin w miesiącu i dostaje 1800 PLN, chłopacy pracujący w "korpo", studenci różnych kierunków.

Ale on wśród nas faktycznie się wyróżniał, nie tylko definicją mięśnia, ale pracowitością wręcz fanatycznym podejściem do treningu. Martwy ciąg w jego wykonaniu w szczycie formy to była uczta dla oka, po prostu terror - nie znajduję lepszego określenia na to, co widziałem. Terror. Chodził po plaży w wakacje i wyróżniał się tym wyglądem. Nie były to zalane mięśnie jak to wygląda u tych, co w ciągu miesiąca robią progres o 40 kg na ławce - oczywiście na czysto. Coś pięknego.

Jak zawsze w życiu jest jakieś "ale" i w tej historii też jest. Chłopak był biedny. Miał problemy ze znalezieniem pracy, a znalezienie pracy, która mogłaby egzystować z jego pasją graniczyło z cudem. Zdarzało się, że rozmawialiśmy sam na sam. Była 21:00. Wieczór. Wkurwiał się, że przyjdzie do domu, a w lodówce znów pusto. Ale ta siłownia go trzymała. Miał super sylwetkę, ciężko pracował na tej siłce, ale w życiu krucho, bieda. Tłumaczyłem, pasja, pasją, ale życie życiem, przecież ludzie będą mieli w dupie Twoje osiągnięcia, zresztą zawsze powiedzą, że to wynik "koksowania", a nie pracy. Nie wiesz już jak jest z kulturystyką, że to niewdzięczna kochanka i kontuzjogenny sport. Nie słuchał - robił swoje. Może dobrze ?

Tak sobie czasem myślałem, że ta siłownia, to pomieszczenie 7 na 12 metrów (na oko) to było jedyne miejsce, gdzie był kimś, gdzie bywał królem. Życie nie dało mu bogatego tatusia, dobrze usytuowanej rodzinki, spadku po rodzicach, kontaktów umożliwiających znalezienie normalnej pracy na etacie. Za dzieciaka nikt na niego nie chuchał i nie dmuchał, nie wysyłał do dobrych szkół, na kursiki i tym podobne - w zamian miał takie zwykłe, chujowe życie jak to ma większość w moim miasteczku.

Czasem myślę, że tacy jak on ambitni, ale bez koneksji są znakomitym narybkiem dla różnego rodzaju grup z podziemia. No bo jeśli masz ambicje, a wszędzie dostajesz kopa w dupę, bo miejsca są pozajmowane przez "członków dobrych rodzin", a rzeczywistość proponuje Ci pracę na jakiejś linii za 1500 PLN z dojazdami, co zajmują Ci cały dzień. No to łatwo zejść na złą drogę. I nie chodzi tu o pieniądze, ale bardziej o to, że jest się wreszcie kimś, że można się zdefiniować.

Wróćmy do bohatera. A może do jego życiowej tragedii. Potem zaczęło się pieprzyć. Przy którymś ćwiczeniu stawy nie wytrzymały i potężna kontuzja. Zbagatelizował. Coś poszło, coś źle się zrosło.

Widziałem go ostatnio. Chudy jak patyk. Kto ćwiczy ten wie, że wystarczy na dwa, trzy miesiące zaprzestać ćwiczeń i wraca się do poprzedniej (naturalnej) sylwetki.

5 lat ćwiczeń i marzeń, a efekt taki, że stał ostatnio i czekał na przystanku na autobus do jakiejś roboty "na czarno".

Niech każdy sam sobie wyciągnie wnioski z tej historii dla siebie.

Ja czasami myślę o tym i myślę o tych wszystkich chłopcach, którzy wożą się samochodami swoich starych, bądź kupionych przez tatusia. Myślę o tych co dostali mieszkania po babci, a etat po wujku. Szanuję tych którzy to szanują. Którzy już widzą, że nic w życiu nie ma za darmo. A myślę też o tych co się lansują za pieniądze "starych", co czują się lepsi, a na tej siłowni spuchli by przy nim. Też przypominają mi się te hasła: "o uczciwej pracy", która ma spowodować, że człowiek osiągnie szczęście i niezależność. I myślę też o tym, jak ten świat jest ułożony, że jeden zapieprza i gówno ma, a drugi ma swój raj i idąc ulicą ludzie kłaniają się mu i mówią: Dzień dobry. Popieprzone to wszystko.

Odpowiedzi

Portret użytkownika stallion

Skojarzyło mi się z Tavim

Skojarzyło mi się z Tavim Castro, tylko że inne zakończenie.

https://www.youtube.com/watch?v=...

Portret użytkownika TYAB

"Widziałem go ostatnio. Chudy

"Widziałem go ostatnio. Chudy jak patyk. Kto ćwiczy ten wie, że wystarczy na dwa, trzy miesiące zaprzestać ćwiczeń i wraca się do poprzedniej (naturalnej) sylwetki."

Hmm...tak jest po sterydach, a jak się naturalnie ćwiczy, jak wyżej pisałeś 5 lat to niemożliwe jest, żeby był chudy jak patyk. Chyba, że miał wypadek i leżał nieprzytomny w szpitalu, gdzie organizm pobiera białko z jego masy mięśniowej. A tak zaprzestać ćwiczeń na 3 miesiące, niemożliwe, żeby masa tak spadła szybko.

"jest ułożony, że jeden zapieprza i gówno ma, a drugi ma swój raj i idąc ulicą ludzie kłaniają się mu i mówią: Dzień dobry. Popieprzone to wszystko."

Bo w życiu trzeba zapieprzać mądrze. Jak Twój kolega był takim fanatykiem siłowni czemu nie spróbował wystartować w amatorskiej kulturystyce chociaż?. Zresztą nie wiem nie rozumiem tego bloga naprawdę o co w nim chodzi?, że życie jest niesprawiedliwe? czy co?

Portret użytkownika Pierrot

Chciałem opisać prawdziwą

Chciałem opisać prawdziwą historię.

Możliwe. To zależy od typu sylwetki. Ci co są z natury szczupli. Mieli problem z przytyciem, nabraniem masy mięśniowej - bardzo szybko wracają do swoich naturalnych wymiarów. Dużo zależy od metabolizmu organizmu. A nie ma impulsu to mięsień się nie rozwija. Wiadomo koksy tym bardziej. Ale nie wrzucajmy wszystkich do jednego worka. Tak samo niektórzy muszą się bardzo pilnować, żeby nie przytyć, a są tacy - co mogą jeść co chcą i kiedy chcą i prowadzić normalne życie i nie przytyją. Zależy dużo od organizmu.

Z tym zapieprzaniem mądrze to dobry wniosek. Jest to jak pisanie do szuflady. Granie na instrumencie dla samego siebie. Studiowaniem dla studiowania z myślą: "jakoś to będzie". Robieniem czegokolwiek i nie wychodzeniem z tym do ludzi. Czy robieniem rzeczy które nic nie wnoszą. Są jeszcze pewne błędy: ot na przykład, jak się chce komuś, coś udowodnić, dawnym kolegom, byłej dziewczynie, komuś kto miał Cię w dupie, jeśli ktoś ma Cię w dupie, to tym bardziej będzie Cię miał jak Ci coś w życiu wyjdzie.

Portret użytkownika TYAB

" , jak się chce komuś, coś

" , jak się chce komuś, coś udowodnić, dawnym kolegom, byłej dziewczynie, komuś kto miał Cię w dupie, jeśli ktoś ma Cię w dupie, to tym bardziej będzie Cię miał jak Ci coś w życiu wyjdzie."

No nie do końca, bo to zależy jak głęboko zapadłeś tym ludziom w pamięci. To znaczy jak oni na Ciebie reagują, bo jeśli miałeś paczkę znajomych z którymi imprezowałeś jakiś czas i nagle od nich odchodzisz bo nie spełniają Twoich kryteriów to siłą rzeczy będziesz na nich działał emocjonalnie. Nie będziesz im obojętny. W dupie może i by Cię mieli, ale jakbyś odniósł nagle wielki sukces to siłą rzeczy niektórych by zakuło w serduszku. To jest tak jakbyś zareagował, że tam jakiś gość z Twojej szkoły w podstawówce wygrał milion w totka i by o nim trąbili. Byś o tym wiedział, ale przechodził byś do tego jak do porządku dziennego. Natomiast gdybyś dowiedział się, że Twojemu koledze z którym siedziałeś w ławce w klasie w podstawówce wpadło milion do kieszeni, to siłą rzeczy inną byś emocję odczuwał ponieważ on nie jest obcy, aż taki dla Ciebie. Nawet teraz jakbyś o nim sobie pomyślał to teraz masz go w dupie....

Tak samo z kobietą im dłużej z nią jesteś, im więcej emocji w niej wywołałeś tym żadna kobieta nie będzie miała Cię w dupie tak do końca. Zawsze będzie reagowało jej ciało na Twoje imie i nazwisko nawet za 30 lat. Ponieważ jesteś w jej neuronach zachowany.

Taką teorię kiedyś głosił Grzywocz chyba, ale on się z chujem na łby pozamieniał.

Portret użytkownika Pierrot

Pewnie i tak jak mówisz jest.

Pewnie i tak jak mówisz jest. Aczkolwiek mi się wydaje, że jeśli mówimy o tym SUKCESIE, to prawdopodobnie nawet jeśli w serduszku zakłuje, to wątpię, aby chcieli / chciał / chciała pokazać, że to ich / jego / ją ruszyło i właściwie co z tego wynika, to tylko emocja w duszach ludzi, która pojawi się i przeminie, a na sukces trzeba mądrze zapieprzać oraz mieć zdrowie i szczęście, wysiłek włożony w to nie rekompensuje (przynajmniej mi) tego poczucia, że kogoś boli, że mam to, co mam (więcej, niż rok temu, czy w czasach, gdy nic nie miałem). Mój sukces jest dla mnie i dla tych którzy są teraz przy mnie, przeszli cięższy okres ze mną, a nie dla tych na których się zawiodłem. Może widzę zazdrość, pewnie i jest satysfakcja, ale ona nie rekompensuje wysiłku który wkładam i nie taki jest mój cel, ta zazdrość to raczej efekt uboczny.

Portret użytkownika stallion

No właśnie, ja się interesuję

No właśnie, ja się interesuję trochę kulturystyką i dziwne jest dla mnie to, że po kontuzji został chudy jak patyk, nie możliwe jest, aby naturalnie zrobiona masa mięśniowa mogła od tak zlecieć, mój ojciec np. jak wyszedł z wojska, miał genialną muskularną sylwetkę, dzisiaj mimo 55 lat wygląda świetnie, nie ćwicząc już w ogóle fizycznie i nie wiele gorzej niż wtedy, nie jedna osoba mogła by mu pozazdrościć sylwetki.

Portret użytkownika Pierrot

Twój ojciec ma dobrą genetykę

Twój ojciec ma dobrą genetykę i ty też. Poza tym macie zacięcie do sportu. Ten koleś tak miał, nie ćwiczył i miał spadki. Zresztą ja też mam teraz przerwę 1,5 miesiąca i widzę po sobie, że to nie jest już to samo. A nie koksuję.

Portret użytkownika stallion

A wczoraj akurat było coś na

A wczoraj akurat było coś na temat mojego ojca, ciotka mi mówiła (jego siostra), że był chudy jak patyk, no ale może rzeczywiście miał jakieś ukryte predyspozycje do rozwijania muskulatury i był/jest podobno zajebiście silny mimo niskiego wzrostu 170cm, no a ja na szczęście łapnąłem jego genetyki do rozwijania sylwetki Laughing out loud, no ale wracając do tematu, dziwi mnie to, że od tak wszystko z niego zleciało.

Portret użytkownika Pierrot

Od tak ? 3 miesiące, stresy,

Od tak ? 3 miesiące, stresy, szpitale, pewnie w jego przypadku niedojadanie, brak kasy. A może faktycznie coś było - chodzić za nim nie chodziłem. Nie wiem. Adwokatem diabła nie będę, ale nie chcę zrzucać winny na koksy (jeżeli były), bo widziałem robotę jaką wykonywał i z jakim zacięciem - czapki z głów. A dramat jest taki, że nie za wiele zostało. Życie.

Portret użytkownika stallion

Ja nie hejtuję nawet tych co

Ja nie hejtuję nawet tych co biorą a ostro zapierdalają, bo wiążą z tym przyszłość a są pewne granice, których w sposób naturalny nie da się przeskoczyć.

Portret użytkownika Pierrot

Są pewne granice, których w

Są pewne granice, których w sposób naturalny nie da się przeskoczyć - zgadzam się w 100 %. Pytanie, czy jest to przyszłość dzięki której będą wstanie się utrzymać, czy to tylko mrzonka, podyktowana
chwilową modą na Hardcorowego Koksa, czy wcześniej Siłaczy.

Mógł sobie zrobić kurs

Mógł sobie zrobić kurs trenera mój znajomy pracuje w WWA i nie narzeka na zarobki (3500 tys na Wawe tochyba w sam raz co nie?)

Portret użytkownika Pierrot

Też sposób na życie. Nawet mu

Też sposób na życie.

Nawet mu powiedziałem idź na awf. Za trzy lata będziesz nauczycielem. Kurs mógłby sobie dorobić. Mógłby próbować do policji - tak jak wielu chłopaków. Ale ja nie jestem od zbawiania innych.

Zresztą łatwo się mówi, jak chłopak nie ma kasy. A nikt mu nie wyłoży (rodzice) i nikt go nie motywuje i nie pcha to tak nie idzie. Zresztą jego życie. A mi nie chodziło o niego tylko o konkretny przykład na to, że:

- sama praca bez myślenia i próby spieniężenia tego co się robi prowadzi nigdzie;

- że każdy jest sam ze swoimi problemami;

- że robienie czegoś pod ludzi, żeby pokazać, żeby ich "serduszko ukuło" to droga która może prowadzić na manowce,

- że kulturystyka - mimo swoich zalet - szczególnie amatorska, robiona w sposób nieprzemyślany może mieć konsekwencje zdrowotne, szczególnie jeśli chodzi nastawienie tylko na szybki efekt wizualny. Ale o tym się mało kto zająknie przecież, gdzie jak nie na siłowni, czy kryminale panuje kult siły, zdrowia, agresji, nie ?

A człowiek to tylko człowiek (mięso), a nie maszyna ze hartowanymi stalowymi trybami.

Portret użytkownika _Alvaro_

Skoro miał odpowiednie

Skoro miał odpowiednie warunki oraz wiedzę z dziedziny kulturystyki/fitness'u to zawsze mógł zostać trenerem, a może i dietetykiem. Nie miał pracy tam gdzie mieszkał zawsze mógł spróbować w innym mieście. Nie ma wykształcenia to niech się próbuje rozwijać nawet przez wypożyczenie/kupienie książek czy szkoleń z Uni. Tego teraz pełno.

Ale jego życie to jego wybory, można mówić że się nie ma tego czy tamtego. Bogatego starego czy ciotki która ci przeleje milion złotych. Jeśli do czegoś nie dążysz, nie wiesz jak się z pieniędzmi/majątkiem obchodzić to w moment go przepierdzielisz i będzie gorzej niż na początku bo życie hulaszcze rozleniwia.

Jesteś suma swych wcześniejszych decyzji, działania i szczęścia.

HAVE FUN!
_Alvaro_

Portret użytkownika Pierrot

Historia jak najbardziej

Historia jak najbardziej prawdziwa i jego tłumaczenia też. Widzisz Alvaro są ludzie którzy chcą wyjść z ciemnej dupy w której są, a są tacy którzy czekają, aż ktoś ich wyciągnie, szukają usprawiedliwień, robią coś a oczekują innych efektów (ktoś chodzi na siłownie i liczy, że podbije tym kobiece serca, ale nie ma umiejętności komunikacyjnych i dziwi się potem, że ktoś mniejszy, słabszy zwija mu dziewczynę sprzed nosa), liczą że ktoś doceni ich pracę samą w sobie, a ludzie (i tylko niektórzy) docenią dopiero efekt końcowy - takich błędów jest mnóstwo. Tak samo jak z kobietami które czują się księżniczkami tylko księcia z bajki nie widać.

Portret użytkownika _Alvaro_

Czasami trzeba kogoś zostawić

Czasami trzeba kogoś zostawić bo czasami można nauczyć się tylko na swoich błędach. Może po prostu wystarczająco w dupę nie dostał.

Ja ostatnio to samo postanowiłem w stosunku do swojego kumpla. Zostawiłem go samemu sobie nie podejmie jakieś decyzje. Bo ciągle słyszę narzekania, że w Polsce to nic się nie da. Że mało zarabia, że ciężka praca i jak to mi się udało. Tylko za każdym razem jak chce mu jakoś pomóc to zauważam że coraz mniej z siebie daje bo ja w jego cele wrzucam swoją energie. Ale tak to już jest jak się liczy na to, że samo z nieba spadnie. Jak on grał w piłkę, pił piwo i jarał zioło to ja się uczyłem i rozwijałem choć lekko nie było. Teraz niby już nie muszę tyle czasu na to poświęcać ale przyzwyczajenia robią swoje i wiem że jak coś mnie "boli" to muszę się za to zabrać i sprawę rozwiązać bo nie ma czegoś takiego, że się nie da. Zawsze jakiś sposób się znajdzie a jak się nie znajdzie to trudno próbowałem a nie siedziałem na dupie i prosiłem innych o pomoc.

I jakby to brutalnie nie zabrzmiało to ludzie sami sobie taki los wybierają.

HAVE FUN!
_Alvaro_

Portret użytkownika stallion

Ja już rzygam tym

Ja już rzygam tym pierdoleniem, "w tym kraju nic nie zarobisz", "ja bym się na Twoim miejscu nie zastanawiał nawet 5 min., tylko wypierdalał za granice", "gdybym miął tyle lat co Ty to tylko za granice".

Portret użytkownika Mendoza

Ja tutaj coś innego

Ja tutaj coś innego zauważyłem.

Gość był bez "pleców", nie miał (jak piszesz) wsparcia za młodu. To i mu było kurewsko ciężej niż innym.

Miał większy kawał bagna do przebycia do bardziej stabilnego życia niż inni.

Ci co mają koneksje czy też dobrze radzących sobie rodziców, mają w życiu PROŚCIEJ i łatwiej. Już samo to, że się urodzili w takim a nie innym domu, zwalnia ich od kilku lat pracy którą słabiej usytuowani będą musieli wykonać - jeśli będą chcieli się znaleźć na tym samym pułapie/statusie co Ci którzy się po prostu urodzili w lepszym domu.

Widzę po znajomych, Ci co mieli za młodu lepsze warunki, lepiej sobie dzisiaj radzą, ich rodzice jakoś ich ulepili, włożyli do głów swoje doświadczenie zebrane w życiu.

Nasuwa mi się jedynie życzenie - bym swoim dzieciom zapewnił więcej możliwości, więcej mądrości niż Mój Tata mi.

PS. I oczywiście - być może czas docenić (jeszcze raz) co WAM ( i Mi) rodzice zapewnili?

Portret użytkownika Pierrot

Zgadzam się. Niektórzy już na

Zgadzam się. Niektórzy już na starcie mieli pod górkę. A jak to się mówi biednemu zawsze wiatr w oczy wieje.

Portret użytkownika Pierrot

Nie wierzę na słowo. Wierzę w

Nie wierzę na słowo. Wierzę w to, co zaobserwuję. Jestem też już w wieku w którym nie mam idoli w których jestem ślepo zapatrzony - jeśli o to chodzi. Ani mi go nie żal. Nie jest jakąś bliską osobą. Nie interesują mnie jego motywy. W sumie, czy zrobił to "na czysto", czy nie to też nie moja sprawa. Opisałem tylko historię człowieka widzianą moimi oczami. A i myślę, że jest to historią pouczająca i ciekawa o tym jak w życiu nie sprawdza się sen z Hollywood. Naprawdę dawał na siłowni z siebie maksimum, naprawdę to było jego życie i naprawdę poza tym miał nie wiele.

Co do "teścia wbijanego w dupę", czy innych sposobów na pobudzenie przyrostu to zwyczajnie jak ktoś się obraca w tym klimacie to po prostu widać, że było "wbijane". Jeśli nie wskazuje na to opuchnięta twarz, powiększone węzły chłonne, czy zlane mięśnie absorbujące wodę, to widać to po "progresie". Przykład: podniesiesz maksymalnie 100 kg * 3, a potem spotykamy się za dwa tygodnie, a Ty podnosisz na klatkę 140 kilogramów - trzeba być idiotą, żeby uwierzyć, że to wynik intensywnej suplementacji kreatyny Smile. Znam takie przypadki - oczywiście mało kto się przyzna, że ten wynik to nie tylko efekt ciężkiej pracy, ale fakt jest taki, że bez "wsparcia" przy włożeniu tej samej pracy i diety efekt nie byłby "porażający".

Portret użytkownika TYAB

Dzieci z bogatych rodzin też

Dzieci z bogatych rodzin też mają przejebane. Starzy non stop w pogoni za kasą, wynagradzający im nieobecność pieniędzmi, które nie rzadko lokują w alkoholu i dragach.

Portret użytkownika Mendoza

Są różne odcienie szarości.

Są różne odcienie szarości.

Ale fakt - Ci co tylko kasą chcą reprezentować swoją wartość mają lipne relacje z dziećmi.... Widzę po sąsiadach. Nic ciekawego. Ja takich relacji z dziećmi sobie nie życzę w przyszłości.

Portret użytkownika Pierrot

Z tym gonieniem za kasą to

Z tym gonieniem za kasą to przecież nie tylko domena "bogatych", w rodzinach, gdzie się nie przelewa tata, mama często też jeżdżą za granicę, na delegację, bądź pracują "na śmieciówkach" byle by zapewnić byt "pisklakom" i zwyczajnie rodziców nie ma, a syna / córkę wychowuje babcia. Z kolei mając pieniądze masz po prostu luksus dokonywania wyboru, co chcesz robić, a co nie, masz fundusze które pozwolą trzymać rodzinę w kupie, bo nawet jak się noga komuś powinie to utrzymasz tą osobę dopóki nie znajdzie satysfakcjonującej pracy.

Jednak warto mieć świadomość, że to w jakim środowisku się obracasz warunkuje to jakim jesteś człowiekiem. I wyrwać się ze środowiska "patologicznego" jest bardzo trudno. Nawet jeśli się wyrwiesz i pójdziesz do "zwykłych" ludzi to cień tej patologii będzie się za Tobą ciągną w postaci przyzwyczajeń, zachowań, poglądów, które w Twoim środowisku były jak najbardziej trafne, ale w środowisku "klasy średniej", czy ludzi tgz. elit są nie do zaakceptowania.

Zresztą przykładów mam pełno tego jak to syn / córka poszli w ślady rodziców, zajęli stanowiska, posady, przejęli gospodarstwa rolne, sklepy, firmy, szkółki leśne, kontakty po rodzicach. No pełno mam takich przykładów. A jak komuś się nie podoba robić w firmie u tatusia i być w przyszłości jej szefem to niech idzie do ludzi prosić się o pracę - na pewno dostanie lepszą ofertę.

Wiadomo, że są rodziny popieprzone też, ale naprawdę nie łączyłbym tego z ilością kasy na koncie i wśród majętnych, i wśród biednych można odnaleźć dobrych, pracowitych, uczciwych, ale też nie naiwnych ludzi.

Portret użytkownika Mendoza

Jasna sprawa - gówno zrobione

Jasna sprawa - gówno zrobione za młodu ciągnie się na sznurku za właścicielem (nawet jeśli przyczynili się do tego rodzice).

Gówno z biegiem czasu rośnie - należy się obrócić i je posprzątać. Jeśli chce się mieć lepsze życie od rodziców.

Portret użytkownika Pierrot

Moim zdaniem to jest tak z tą

Moim zdaniem to jest tak z tą kasą i możliwościami. Zamiast gadać, że się nie liczy (ale to chyba tylko Ci co są na garnuszku u mamy) trzeba zadać sobie pytanie. Jako rodzic komu oddałbyś w opiekę syna/córkę w razie Twojej śmierci:

a) poukładanej rodzinie, która zapewni mu finansowe wsparcie do końca studiów, rodziców którzy są obyci w świecie, mają wykształcenie, jakieś zainteresowania, znają języki, jako ludzie wiadomo mają wady i zalety, ale są bez kompleksów i potrafią walczyć o swoje.

b) patologii, żeby Twoje dziecko nie miało za łatwo, żeby miało kompleksy, że chodzi w ciuchach z lumpeksu, żeby w dobie Internetu nie miało dostępu do wiedzy, żeby nie poszło na studia, żeby nauczyło się paru destrukcyjnych zachowań, żeby miało parę nałogów, żeby nie wyjechało nigdy za granicę (no chyba, że na truskawki) itp.

To chyba retoryczna pytanie.

Z tą drogą naprawdę niektórzy mają ciężej o wiele i to zwykli ludzie nie jakaś patologia (chyba za dużo mówimy o skrajnościach). Ot choćby jest młode małżeństwo i oni dostają dom / mieszkanie od rodziców. On ma pracę. Ona też. Ile kasy zostaje na zabawę, życie towarzyskie (też zabawa), podróże ? Z drugiej strony młode małżeństwo musi się samo dorobić mieszkania, muszą wziąć kredyt (a to teraz też trzeba mieć zabezpieczenie w nieruchomościach i w odpowiednim dochodzie - jest tu jakiś specjalista ?). Potem mają to mieszkanie, ale z konta przez 35 lat znikać im będzie 1500 PLN (rocznie 18 000 PLN - czyli fura siana bo 18 000 to na przykład dobry samochód, zajebiste ciuchy i wycieczka w jednym co roku). Oczywiście to nie ma wpływu na to jak będą wyglądać ich związki, ale Ci pierwsi mają łatwiej pod względem zabezpieczenia finansowego.

Portret użytkownika Mendoza

Oczywko, że pieniążki się

Oczywko, że pieniążki się liczą.
Mamona to środek do nabywania możliwości życiowych.

Kwestia jest jedna - warto być na tyle dojrzałym, by wiedzieć, że pieniążki są ŚRODKIEM płatniczym, a nie celem. Bo inaczej... nie przyjemnie jest. Przerabiałem.

Zgadzam się z Twoim zdaniem - choć kredytu w przyszłości brać sobie nie wyobrażam (być może to tylko młodzieńcze marzenia Wink ).

Portret użytkownika Pierrot

Będziesz musiał to weźmiesz.

Będziesz musiał to weźmiesz. Tutaj też rozumiem ludzi którzy biorą, a nie mają lokum, bo opcja jest prosta:

a) płacę czynsz i do końca życia nie jestem na swoim, plus jestem zależny / nie mogę remontować, bo nie moje, może mi być wypowiedziana umowa, bo na przykład córka z Anglii wróciła;

b) biorę kredyt, jestem zależny od banku, ale JESTEM NA SWOIM, ROBIĘ CO CHCĘ I NIE JESTEM NA ŁASCE / NIE ŁASCE INNYCH LUDZI.

Portret użytkownika Mendoza

Albo kupić mieszkanie na

Albo kupić mieszkanie na kredyt w którym się nie mieszka i je wynająć, dzięki temu kredo spłaca się samo. Na emeryturze można zbierać już z tego mamonę jako dodatkowy profit.

Kupno mieszkania również się wiąże z małym łańcuszkiem u nogi (odczuwalne dla ludzi mobilnych).

Chociaż - wychowałem się na wsi, i ni chuja nie wyobrażam sobie nie mieć własnego kąta, chociaż działki.

PS. Jest jeszcze jedna możliwość - wynajmuję i płacę bo wiem, że za dwa - trzy lata zwijam stąd chabety i będę mieszkał gdzie indziej.

Portret użytkownika Pierrot

Co do "pamięci mięśniowej"

Co do "pamięci mięśniowej" zgadzam się w 100 %.

Kulturystka i SAA ida w parze

Kulturystka i SAA ida w parze ze soba jak 2 nieodlaczne elemnty.Na sucho nawet trawa nie rosnie...