Portal Uwodzicieli
Witryna poświęcona relacjom damsko męskim oraz budowaniu międzyludzkich więzi emocjonalnych.
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit END.

Uchodźcy cz. 4. "Zakończenie"

Portret użytkownika Stary Cap

Był upalny sierpień 1989. Pojechaliśmy z Lutkiem do Verden, na basen. Było pełno ludzi, a Niemki jak to Niemki, opalały się bez staników (topless). Było na co popatrzeć. Z każdym papierkiem, skwapliwie, chodziłem do kosza, przez cały trawnik i z powrotem, żeby się nasycić tym widokiem.
Na basenie spotkaliśmy kuzyna Lutka, pochodzeniowca, z żoną i córką. Dziewczyna miała z 15 lat, ale była ładna, dorodna i wyrośnięta nad swój wiek. Przylgnęła do mnie jak do starszego brata. Namówiła na skoki z 10-cio metrowej wieży. Po wpadnięciu do wody robiłem jeszcze kilka fikołków zanim się zatrzymałem. Potem gruntowaliśmy. Basen miał 7 metrów głębokości. Nie w takich miejscach się już gruntowało, na przykosach wiślanych, gdzie nie jeden się utopił. Kiedy ona odbijała się od dna, ja nurkowałem głową w dół, z otwartymi oczami i mijaliśmy się w wodzie, niemal ocierając o siebie. Niezapomnianie to wyglądało.
Po wpadce w Dodenhofie, próbowałem jeździć, na jumę, do Bremy. Były tam dobrze zaopatrzone sklepy, ale i agenci sklepowi byli dość profesjonalni. Zaliczyłem kolejną wpadkę.
Na dworcu w Bremie, spotkałem raz chłopaka z Concordii, Krecika. Krecik opowiedział mi jak potoczyły się dalsze losy co poniektórych. Okazało się, że moich kolegów, zdziesiątkowała padaczka pijacka. Dżuma, Brodacz i taki jeden Karol na nią zapadli. Po Dżumę przyjechała żona i zabrała go do kraju. Krecik powiedział, że była to piękna kobieta, najładniejsza ze wszystkich które widział w Concordii. Czubek, też wrócił do Polski i zaraz go tam zamknęli.
- Myślał, że w Polsce będzie mógł robić to co tutaj – powiedział Krecik.
Zapytałem o pozostałych. Kudłak wyemigrował do Kanady, a Zomowiec poznał jakąś dziewczynę, również na pochodzeniu i prawdopodobnie, będą się żenić. Kazik, podobnie, poznał niewiastę mającą prawo stałego pobytu i podobno, mają poważne plany.
Po porażce w Bremie, próbowałem swoich sił w okolicznych mniejszych miasteczkach, ale i tu miałem pecha. Przypadkiem, przyłapał mnie jakiś policjant po cywilnemu.
Moja złodziejska kariera legła w gruzach.
Tymczasem, najpierw w Polsce, a potem na Węgrzech zaczęły się demokratyczne zmiany. Obywatele NRD masowo uciekali do Austrii przez Węgierską granicę, okupowali ambasady RFN w Warszawie i Pradze. Honecker ustąpił ze stanowiska pierwszego sekretarza, a nowe władze zgodziły się na tranzyt uchodźców (w specjalnych pociągach), przez własne terytorium. Mur Berliński przestał już spełniać swoje zadanie, NRD było fikcją. Po ogłoszeniu w telewizji otwarcia granicy z RFN, enerdowcy spontanicznie wylegli na ulice. Niektórzy zaczęli młotkami, spontanicznie, kruszyć mur, którego nikt już nie pilnował.
Cieszyłem się z tych wydarzeń, bo pragnąłem upadku komunizmu, ale wiedziałem, że na azyl polityczny w RFN nie mam już żadnych szans.
Pewnego poranka, obudził mnie przeraźliwy łoskot. Był nie do zniesienia. Zupełnie, jakby ktoś przegazowywał Junaka z odkręconym tłumikiem, tylko cztery razy głośniej.
Ulicą jechały czołgi, jeden za drugim, wciąż i wciąż. Tak wrażliwi na wszelkie hałasy Niemcy, tym razem siedzieli w domach jak trusie. Wyszedłem na ulicę, ale strach było stać na chodniku. Czołgi jechały bardzo szybko i ślizgały się po asfalcie jak węże. Jakby któryś wypadł z drogi to zrobiłby z człowieka miazgę. Do tego, czołgiści wcale nie mieli przyjaznych min. To były jakieś manewry, ale to nie były niemieckie czołgi. Były upstrzone siatką maskującą i świeżymi gałązkami, jak w warunkach bojowych i nie widać było oznaczeń, ale wyglądało to jak demonstracja siły pod adresem właśnie Niemców. Byłem w końcu w kraju okupowanym, który 50 lat temu podpalił świat i spowodował śmierć dziesiątków milionów ludzi. Byłem w państwie, wobec którego, były poważne plany całkowitego go unicestwienia i tylko w obliczu dramatycznego zagrożenia ze strony Związku Radzieckiego, pozwolono na utworzenie RFN.
W Niemczech stacjonowało dużo zagranicznego wojska. Byli Amerykanie, Anglicy, a nawet Holendrzy. Można było rozpoznać ich po ciężarówkach którymi się przemieszczali. Na przykład, Holendrzy używali DAFów, a Anglicy Bedfordów. Raz w McDonaldzie stały za mną, w kolejce, dwie żołnierki US Army i do tego obie murzynki.
Jesienią, nieoczekiwanie, uśmiechnęło się do mnie szczęście. Lutek wracał już do Polski i postanowił oddać mi swoją pracę w Bremie i samochód którym tam dojeżdżał. Problem polegał na tym, że co prawda miałem prawo jazdy, ale nie miałem za dużego pojęcia o jeździe i o przepisach. Kiedy robiłem prawko, w 1985 roku, przechodziłem akurat burzliwy romans z Anną B. który to, opisałem tutaj w blogu „Zakonnica”. Kompletnie nie miałem czasu chodzić, ani na jazdy, ani na wykłady teoretyczne. Wszyscy mówili, że nie zdam, ale instruktor był mi tak wdzięczny, za paliwo które dzięki mnie zaoszczędził, że przepchnął mnie jakoś przez egzamin.
Musiałem poruszać się po autostradzie i po dużym mieście jakim jest Brema. Do tego, auto które dostałem, było dość kuriozalne (Renault 4) i mocno zdezelowane. Nie posiadało np. kierunkowskazów i nie wchodził czwarty bieg. To był prawdziwy koszmar. Na autostradzie, nawet NRD-owcy w Trabantach, się ze mnie śmiali, a na bardziej skomplikowanych skrzyżowaniach czekałem, aż zaczną za mną trąbić, żeby ruszyć. Grozę sytuacji potęgowały jeszcze huragany (Vivien i Wipke), które się wtedy przez Północne Niemcy przewalały.
W pracy, nie przypadłem jakoś majstrom do gustu i po miesiącu mi podziękowano. Byłem w szoku. Nigdy dotąd, nie powiedziano mi, że jestem złym pracownikiem.
Swoje smutki topiłem w Rumie.
W dzieciństwie, w latach siedemdziesiątych Gierkowskiego dobrobytu, sklepy w Polsce były pełne importowanych towarów. Na górnych półkach, stał zawsze las różnorodnych alkoholi. Pamiętam, że moją uwagę, szczególnie przyciągały efektowne butelki z napisem Rum. W wyobraźni, przywodziły opowieści o piratach z upodobaniem raczących się tym napitkiem. Byłem bardzo ciekaw jego smaku. Kiedy dorosłem, rum zniknął już ze sklepów. Nastąpił kryzys. Wódka była na kartki (pół litra na miesiąc), a jak rzucili parę butelek Ciociosanu, to już od rana ustawiała się kolejka (sprzedaż alkoholu była dopiero od 13).
Pogrążyłem się w kompletnej depresji. Czekałem już tylko, jak na ścięcie, na odpowiedź z Zirndorfu (tam rozpatrywano wnioski o azyl).
Tymczasem, pewni znajomi zaczęli mi coś przebąkiwać, że mają dla mnie dziewczynę. Podobno jest tak samo samotna i zrozpaczona jak ja. Ma natomiast duże mieszkanie i według nich, idealnie byśmy do siebie pasowali. Powiedzieli, że wkrótce mnie do niej zawiozą.
Kiedy po mnie przyjechali, nie miałem ochoty ich wpuścić. Udawałem, że mnie niema, ale nie można uniknąć przeznaczenia. Wystraszyli się, że coś mi się stało i chcieli wyważać drzwi. Musiałem otworzyć.
Z Ewą, przypadliśmy sobie do gustu i u niej zostałem. Była bardzo „wyposzczona” tak, że w życiu czegoś podobnego, ze strony kobiety, nie doświadczyłem. Ja również, pierwszy raz, miałem kobietę tak do wyłącznej swojej dyspozycji i całkowicie oddaną. Dzień i noc, nikt i nic nam nie przeszkadzało. Mogłem wyżyć się seksualnie za wszystkie czasy. Mogłem zrealizować swoje najskrytsze fantazje i najdziwniejsze eksperymenty. Ewa była otwarta na wszystko.
Rano, kiedy jeszcze spałem, wymykała się po zakupy i budziła mnie, gotowym już drinkiem i śniadaniem do łóżka.
Faktycznie Ewa, sama jedna, miała do dyspozycji całe, dwupokojowe (+kuchnia i łazienka), mieszkanie w bloku. To się raczej nie zdarzało, ale jak się potem dowiedziałem, było to dziełem przypadku. Akurat zmarła staruszka, która tam mieszkała i urzędnik, jako młodej pięknej kobiecie z Polski, Ewie akurat, miał kaprys dać to mieszkanie.
Okazało się, że Ewa jest również złodziejką sklepową i to doskonałą. Jako kobieta, nie wzbudzała żadnych podejrzeń, a w Diepholz-u bylo mało Polaków, więc sklepy nie były wyczulone na kradzieże.
Codziennie przynosiła butelkę kanadyjskiej whisky Long Wood, której owalna butelka, idealnie wchodziła jej do torebki. Robiła nam potem drinki z sokiem z marakui i karmiła mnie, ekskluzywnymi słodyczami: Rafaello, Ferrero Roscher, albo mniej w Polsce znanymi Ferrero Kusschen. Codziennie obsypywała mnie też prezentami, koszulami, t-shirtami, spodniami itp., które dla mnie kradła. Kradła też dla mnie na paczki do Polski. Jako kobieta, miała łatwiejszy dostęp do damskich ciuszków i doskonały gust. Także, teraz dopiero moja młodsza siostra była w pełni zadowolona z paczek, które ode mnie dostawała, co nawet wyraziła w listach.
Ewa dla mnie nauczyła się też gotować. Przedtem, brzydziła się nawet dotykać surowego mięsa. Dla mnie, przełamała odrazę i nauczyła się robić pyszne mielone i inne dania.
Powiadają, że o tym czy kobieta kocha mężczyznę mówi nie tak to jak daje seks, ale to jak daje mu jeść.
Na lusterku w łazience u niej, wisiały przyklejone jakieś karteczki ze smutnymi wierszami i sentencjami, mówiącymi o śmierci i bezsensie życia. Pozrywała je teraz i wyrzuciła do kosza.
Ewa potrzebowała kogoś kim mogłaby się zaopiekować, a ja potrzebowałem kogoś kto zaopiekowałby się mną.
Do Ottersbergu jeździłem tylko raz w miesiącu, po socjal. Trwało to ponad trzy miesiące. Przez trzy miesiące, prawie nie wychodziłem z łóżka, tylko piłem, jadłem i bzykałem. Aż łóżko na którym to robiliśmy, kompletnie się rozwaliło.
Ewa napisała podanie do Sozialamtu i dostarczyli nowe.
Wreszcie, przyszła odpowiedź od Niemieckiego Rządu. Moja prośba o azyl została jako, „jawnie bezpodstawna”, oddalona. Wstrzymali mi zasiłek i dali kilka dni na Bundesrepublik opuszczenie. Straciłem też mieszkanie.
Podjąłem jednak decyzję, że nie wrócę do Polski. Postanowiłem zostać na czarno i zamieszkać u Ewy. Nie odebrałem nawet paszportu.
Miałem kiedyś takie powiedzenie, że ja nigdy ani kobiety ani pracy nie szukałem, to one mnie zawsze znajdowały. Tak było i tym razem.
Ktoś powiedział, że niejaki Harry Oelkers szuka człowieka. Pojechałem tam i faktycznie dostałem robotę. Praca była ciężka. Wracałem do domu tak brudny, że musiałem się kąpać dwa razy, a ubranie trzeba było prać codziennie. Bardzo się jednak starałem, żeby nie skończyło się tak jak w Bremie. Ewa mnie w tym dzielnie wspierała. Plecy mnie tak bolały, że podczas przerw musiałem siadać przy ścianie, żeby choć trochę schłodzić ogień trawiący moje lędźwie. Wiedziałem jednak, że z czasem, mięśnia i ścięgna przywykną do wysiłku.
Kiedy raz, podczas śniadania wyjąłem starannie zapakowane kanapki, szef to zobaczył i zapytał:
- Hast du Frau? ( Masz kobietę (żonę)?)
- Ja. Freundin (Tak. Przyjaciółkę) – odparłem.
W krótce potem, zostałem przyjęty na stałe.
Firma Harry Oelkers Gmbh i zajmowała się układaniem glazury, terakoty, parapetów, marmurowych schodów wewnątrz i granitowych zewnątrz budynków. W tamtym czasie, z powodu masowych przyjazdów obywateli NRD, zapanowała ogromna hossa na rynku budowlanym. Roboty było nie do przerobienia i płacili bardzo dobrze. Pracowałem po 16 godzin dziennie. Niemcy śmieli się, że zarabiam więcej niż prezydent w Polsce. Wracałem do domu, kąpałem się, jadłem kolację i padałem na łóżko wyczerpany, a Ewa masowała mi jajeczka. Rano, budziła mnie pocałunkami, a na stole czekało już śniadanie. Potem był buziaczek na pożegnanie i pa pa przez okno. Tak było codziennie.
Błyskawicznie przybywało pieniędzy. Wysyłałem je do Polski ukryte w tubkach z pastą do zębów, ale było tego coraz więcej. Na 5 letnie, luksusowe Volvo odkładałem tylko 3 miesiące. Po raz pierwszy w życiu poczułem się bogaty. Jednak, trzymałem się dalej Ewy, bo sytuacja przypominała mi do złudzenia, pewien Polski film zatytułowany Motodrama. Tam też główny bohater, od momentu kiedy poznaje pewną kobietę, zaczyna odnosić zawrotne sukcesy. Woda sodowa uderza mu jednak do głowy i odtrąca ukochaną. Od tej chwili jednak, szczęście go opuszcza i szybko popada w biedę.
Mężczyzna jest istotą heroiczną, a kobieta erotyczną. Mężczyzna, najbardziej ze wszystkiego, pragnie dokonać czegoś wielkiego, odnieść jakiś sukces. Kobieta, najbardziej ze wszystkiego, pragnie kochać i być kochaną.
Wzajemnie, pomagaliśmy sobie z Ewą, zrealizować te pragnienia.
Harry Oelkers był mężczyzną prawie 60 letnim. Jak mi opowiadali, już kilka razy dochodził do dużych pieniędzy i kilka razy przepuszczał wszystko w Bremeńskich burdelach. Polacy, którzy u niego pracowali, nazywali go Starym Knurem.
Stary Knur, miał młodą żonę, holenderkę, o imieniu Kiki. Nie żyli jednak ze sobą najlepiej i Kiki, żeby zachować niezależność finansową pracowała jako sprzedawczyni w supermarkecie Kafu. Moja Ewuńka kupowała u niej mięso, znały się i bardzo lubiły. Stary Knur powiedział nawet kiedyś do mnie: „Jakby twoja kobieta nie była taka miła, to już dawno bym cię zwolnił”. Oelkers był zapalonym myśliwym i kumplował się z wieloma oficjelami w okolicy. Stąd miał dużo zamówień na budowach publicznych: baseny, szpitale, szkoły, mieszkania socjalne itd. itp. Przyjaźnił się z niegdysiejszym Burmistrzem Diepholza. Bylym oficerem Wehrmachtu. Podobno, Polacy widzieli u niego w stodole, nawet stary kibelwagen, którym spierdalał spod Stalingradu.
Pracownikami Oelkersa, byli przeważnie różni niemieccy alkoholicy i degeneraci, którzy mieli pozabierane prawa jazdy i ja musiałem, w związku z tym, zawsze prowadzić. Z duszą na ramieniu, bo każda kontrola dokumentów, zakończyłaby się dla mnie natychmiastowym aresztowaniem i po odsiedzeniu kilku lub więcej miesięcy, za nie zapłacone grzywny i przebywanie bez zezwolenia, deportacją do Polski. Drobne kradzieże były bowiem niczym w porównaniu z nielegalnym pobytem, co było poważnym przestępstwem federalnym.
Na domiar złego, wykonywaliśmy prace nawet w Dodenhofie, centrum handlowym w którym mnie kiedyś złapano i gdzie mógł mnie ktoś rozpoznać. Aż mnie kark rozbolał z napięcia kiedy tam jechałem.
Poza tym, majstrzy pili w pracy codziennie i nierzadko mnie nakłaniali do picia, co budziło dodatkowe stresy i problemy. Nawet kiedy pracowaliśmy na terenie rafinerii naftowej, gdzie był surowy zakaz spożywania alkoholu i palenia tytoniu, oni pili i palili w najlepsze. Przeważnie pili Weinbrand (Brendy) Mariakron z colą. Kupowali tego całe kartony, po taniości, z przemytu. Oj dali mi oni popalić, oj dali. Tłumaczyłem to sobie tym, że nie byłem nigdy w wojsku i to było jakby wojsko dla mnie. Raz wróciłem do domu, firmową furgonetką, kompletnie pijany. Nie chciałem, żeby sąsiedzi mnie zobaczyli, jak wysiadam nietrzeźwy ze służbowego auta, na którym było logo i telefon firmy, więc zaparkowałem z dala od domu. Rano, za nic nie mogłem sobie przypomnieć, gdzie zostawiłem samochód i dopiero po dłuższych poszukiwaniach go znalazłem.
Okazało się, że mam smykałkę do układania płytek. Potrzeba było do tego, zręczności, dokładności, a nawet zmysłu artystycznego, a ja to wszystko miałem. Niemcy, nie mogli się mnie nachwalić i wróżyli mi wspaniałą przyszłość u starego Oelkersa.
Jednak, kiedy masz bardzo dobrą pracę i bardzo dobrze zarabiasz, to nigdy nie myśl, że tak będzie wiecznie.
Któregoś dnia Ewa zaczęła się dziwnie zachowywać. Nie mogła znieść zapachu dezodorantu, który sama mi niedawno kupiła. Niedługo poznałem tego przyczynę. Okazało się, że jest w ciąży.
Byłem w szoku.
- Co ze mnie będzie za ojciec, jak ja sam jeszcze jestem dzieckiem?! – pomyślałem – Jaką ja przyszłość zapewnię dziecku, jak ja sam, ze sobą, nie potrafię sobie poradzić?!
Na szczęście miałem jeszcze 9 miesięcy czasu żeby się z tym oswoić.
Czas biegł jednak szybko. Ewa kradła już tylko ubranka, rzeczy dla dziecka.
Kobiecie jest łatwiej, bo ona kocha swoje dziecko bezwarunkowo, nawet zanim jeszcze zostanie poczęte. Ja nie mogłem zrozumieć, dlaczego mam kochać kogoś, kogo w ogóle nie znam i kogo nigdy nawet nie widziałem.
Kiedy Ewa przywiozła maleństwo ze szpitala, wszystko stało się jednak jasne. Zapach niemowlęcia, który wypełnił cały dom i jego całkowita bezbronność sprawiły, że obudziły się we mnie instynkty opiekuńcze i ojcowskie.
Po powrocie Ewy ze szpitala, pierwszy z nią stosunek, uznałem za najwspanialszy seks w moim życiu. Miała założone kilka szwów i zabronione było współżycie przez jakiś czas. Dziecko przeważnie spało, a my baraszkowaliśmy sobie na łóżku. W końcu, podniecenie powoli zaczęło narastać i narastać, aż w końcu, nie mogliśmy się powstrzymać i chociaż było nie wolno, chociaż tego nie chcieliśmy, w pewnym momencie, było nam już obojętne co się stanie, czy poleje się nawet krew. To stało się jakby zupełnie poza percepcją naszej woli i było niesamowicie.
Tymczasem, Niemcy znieśli wizy dla Polaków i prawie codziennie, do firmy zajeżdżały busiki z Polakami szukającym jakiejkolwiek pracy. Początkowo Knur odprawiał ich z kwitkiem, ale w końcu zatrudnił jakąś ekipę z Rzeszowskiego. Spali w oborze u Burmistrza i zapierdalali jak małe samochodziki, a Knur płacił im tyle ile chciał. Kiedy się dowiedzieli ile mi Stary płaci to śmieli się z niego, że taki głupi i nazwali go Eldorado. Z czasem, Stary Knur i mi zaczął potrącać przy byle okazji.
Tam gdzie jest dużo Polaków, to już nie jest to dłużej Zachód, tylko zaczyna się robić Polska.
Postępowanie azylowe Ewy dobiegło końca i też dostała odpowiedź negatywną. Przedłużono jej jednak pobyt, ze względu na małe dziecko.
Kiedy mały skończył 8 miesięcy musiała republikę federalną opuścić. Samochodem obładowanym całym dobytkiem wróciła do Polski, a ja zostałem jeszcze i zamieszkałem u matki jednego Niemca, kolegi z pracy. Następne kilka miesięcy spędzałem wyłącznie w towarzystwie Niemców. Zauważyłem, że zaczynam już nawet myśleć po niemiecku. Raz siedziałem z jednym przed domem, kiedy na drodze pojawiła się kolumna wojskowych ciężarówek.
- Unser? (Nasi?) – zapytał.
Poczułem się trochę dziwnie i aż spojrzałem na niego
- Nein. Die Hollander (Nie. To Holendrzy) – dodał po chwili.
Na niemieckim rynku budowlanym pękła już koniunkturalna bańka i nastąpiła recesja. Do tego pojawiły się konkurencyjne firmy. Stary Knur co raz mniej płacił. Wprowadził nawet zakaz nadgodzin. Po odliczeniu na czynsz i koszty utrzymania niewiele mi zostawało. Tęskniłem za Ewą i dzieckiem. Wszyscy mówili też, że teraz w Polsce robi się biznesy. Postanowiłem wrócić do kraju. Miałem załatwiony już paszport konsularny.
Pozostanie byłoby dobre dla kogoś kto nic nie ma. Teraz kiedy miałem już w Polsce samochód, kasę, kobietę i dziecko, nie było sensu tu siedzieć.
Postawiłem Staremu Knurowi ultimatum, że jeśli nie będzie mi płacić tyle co przedtem, wrócę do Polski.
Jeśli jednak pracodawca, ma do wyboru dobrego, doświadczonego pracownika, a pracownika któremu może mniej zapłacić, zawsze wybierze tego drugiego.
Wielu Niemców żałowało, że wyjeżdżam.
- Jacek, ty przeprowadź się na Śląsk. – powiedział jeden – Polska nie będzie w stanie utrzymać Śląska i Śląsk przyłączy się do Niemiec.
Wracałem autokarem. NRD już wtedy nie istniało. Na granicy, Niemcy nawet nie sprawdzali dokumentów. Polacy natomiast, przyczepili się, że mój paszport konsularny jest już nieważny. Tłumaczyłem, że musiałem przedłużyć pobyt, ale pogranicznik coś zaczął podejrzewać, albo tylko chciał wymusić łapówkę.
- Niech Niemiec tu przyjdzie - powiedział do kolegi – zawołaj tu Niemca.
Zachowałem jednak pokerową twarz. Spojrzałem tylko w stronę przejścia z widocznym w oddali Polskim Orłem. Zastanawiałem się czy zaczną do mnie strzelać, gdy rzucę się biegiem w tamtą stronę.
Na szczęście, żołnierz tylko blefował i po chwili oddał mi paszport. Wróciłem do Autobusu i bez żadnych już przeszkód przekroczyłem granicę.
Koniec części czwartej i ostatniej.

Odpowiedzi

Pióro dobre, nie powiem.

Pióro dobre, nie powiem. Przygód sporo, ale niemal wszystkie z flaszką i patologią w tle. Z całym szacunkiem, ale naprawdę nie wiem co Wam imponuje w tych pijackich i złodziejskich opowieściach

"Nigdy dotąd, nie powiedziano mi, że jestem złym pracownikiem. Swoje smutki topiłem w Rumie."

tyle przeżyć i tak słaby charakter?

"Przez trzy miesiące, prawie nie wychodziłem z łóżka, tylko piłem, jadłem i bzykałem"

...

ps. co to znaczy 'pochodzeniowiec', bo mi google nie pomagają?

pochodzeniowiec - pewnie

pochodzeniowiec - pewnie chodzi o osobę, która wyjechała na papiery swojego przodka pochodzenia niemieckiego i dostała jego obywatelstwo

Portret użytkownika nera

Wytłumaczę Ci fenomen tych

Wytłumaczę Ci fenomen tych opowieści. Fakt, że w tle mamy i kradzieże sklepowe i pijaństwo i wiele wiele innych patologii ale jednocześnie są to historie o życiu. O życiu realnym z opisaniem jego trudów i doświadczeń. Bez koloryzowania... A życie na emigracji w RFNie na przełomie lat 80 i 90, w dobie upadku komunizmu i demontażu NRD miało szczególną barwę (przynajmniej wg mnie). Nie są to historie współczesnych młodych i wypacykowanych chłopaków o kolorowym życiu, klubach za hajs rodziców, tępych dupach i ruchaniu oraz o cudownych (często niewiarygodnych) przemianach od zera do największego ruchacza w wiosce. Jednym słowem, te historie nie są pisane po to by podbić ego piszącego (jakich sporo) a są po to by podzielić się prawdziwymi (fakt, że specyficznymi) doświadczeniami.
I to do ludzi (w tym i mnie) trafia. Do Ciebie nie trafia i nie podobają Ci się te historie? I ok… Na szczęście jesteś w mniejszości.

Ps. Pochodzeniowiec, to osoba która na podstawie prawa obowiązującego do dziś w RFN uzyskała obywatelstwo niemieckie, wykazując, że jego któryś z rodziców urodził się na ziemiach, które do 1937 roku należały do Niemiec. Osoby urodzone przed 1975 rokiem mają pewne ograniczenie, ponieważ powołać mogą się tylko na miejsce urodzenia ojca a urodzone w 1975 i później, mogą powoływać się już na miejsce urodzenia ojca lub matki…

Zanim się wypowiedziałem w

Zanim się wypowiedziałem w tym temacie dowiedziałem się co nie co o tamtych czasach, bo miałem duże braki. Mój tata jest niewiele starszy od Capa i pogadaliśmy trochę. A także z innymi osobami z tamtego okresu. Okazuje się, że wystarczyło żyć normalnie jak Bóg przykazał i nie było konieczności emigracji (w sensie nie było tak źle pod koniec lat 90-tych). Sorki, ale nazywajmy rzeczy po imieniu. Z początku naiwnie myślałem, że to było siła wyższa, jednak cała ta emigracja 1988 to było zasrane wygodnictwo, a potem problemy na własne życzenie

Podobnie jak z Policją, na którą narzekają i szczekają głównie Ci, którzy mają coś za uszami, którym coś odbiło lub w dupie się poprzewracało. Ja osobiście nic nie mam do Policji jak instytucji ani do samych funkcjonariuszy. To, że dwa razy w roku mi wlepią mandat za prędkość, to ich powinność. Nie mam im tego za złe. Przy tym zawsze dostaję najniższy możliwy mandat i spotykam się z pełną kulturą i wyrozumiałością.

Nie mniej za objaśnienia, szczególnie pochodzeniowca dzięki kolego Smile

Portret użytkownika Guest

oj Przemo, Przemo...

oj Przemo, Przemo...

Capie ja przez ciebie też mam

Capie ja przez ciebie też mam słabość bo w marketach lubie coś do kieszeni włożyć, najpierw tak z ciekawości a teraz kiedy wpadne i co mi zrobią że coś za dyche ukradne.

A alkohol to się pije albo na wesoło albo z tęsknoty kto nie był na emigracji to nie zrozumie.