Portal Uwodzicieli
Witryna poświęcona relacjom damsko męskim oraz budowaniu międzyludzkich więzi emocjonalnych.
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit END.

W drugim narożniku mój największy wróg - ja sam.

Portret użytkownika shanav

Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że nie piszę tego dla nikogo innego - tylko dla siebie. Piszę, żeby zapamiętać to jaki byłem kiedyś, żebym nigdy nie wrócił do tego. Dlatego drogi PUAsie, Podrywaczu czy po prostu czytelniku, nie oczekuj fajerwerków po tym tekście. Jestem również młokosem, za dwa miesiące kończę 18 lat. Opiszę w nim swój krótki żywot i pragnienie zmian, gdyż jestem dopiero na początku swojej wędrówki zwanej życiem. Musicie mi wybaczyć również rozwlekły styl pisania. Tworzyłem i dalej tworzę trochę felietonów, artykułów i tego typu rzeczy. Jeśli nie masz zbyt wolnego czasu, nie trać go na taką błahostkę jak ten tekst.

Denerwuję się. Boję się. Ale wiem, że to tylko doda mi sił. Adrenalina skoczy do najwyższego poziomu, a wtedy ciało może dokonać rzeczy z pozoru niemożliwych. Dlaczego o tym piszę? Przede mną najważniejsza walka w życiu - walka z samym sobą. Muszę walczyć, żeby się zmienić. Muszę go znokautować, położyć na deski, odklepać, aby wyjść z tej walki zwycięsko. Nie mogę przegrać. Pojedynek nie jest ograniczony czasowo, tzn. nie ma rund, nie zakończy się dopóki ktoś nie wygra - a tym kimś będę ja. Przeciwnik zna moje słabości, moje wady, wie o mnie wszystko. Ale ja wiem o nim to samo. Dlatego przez cały czas trwania walki muszę przekuwać swoje wady w zalety. Walczyć ze swoimi słabościami, z lękiem. Zdominuję samego siebie i wygram to, bo czuję głód zwycięstwa, motywację do działania i siły do położenia go na łopatki. Ale dlaczego do tej walki doszło? Dlaczego muszę stoczyć ten pojedynek?

Zawsze byłem tym drugim. Byłem drugim (właściwie trzecim, moja matka raz poroniła) dzieckiem. Moja starsza o 5 lat siostra zawsze miała łatwiej. To ja miałem pod górkę. Zawsze słuchałem, jaka to moja siostra jest zdolna, jak wspaniale się uczy. Miało mnie to zmotywować - i motywowało. Starałem się jej dorównać ze wszystkich sił od najmłodszych lat. Radziłem sobie tak dobrze, że rodzice wysłali mnie rok wcześniej do szkoły. Emocjonalnie jeszcze do tego nie dorosłem, ale dalej dawałem z siebie 110%. Wygrywałem konkursy, interesowałem się historią, pogłębiałem swoją wiedzę. Ale przez ten czas nabawiłem się również kompleksów. Chodząc do szkoły w biedniejszej dzielnicy miasta byłem obiektem żartów i drwin. Że byłem chudy, nosiłem okulary, byłem nieśmiały i zamknięty w sobie. Nazywano mnie kujonem, okularnikiem, ale wtedy udadwałem przed sobą, że nie robi to na mnie wrażenia. Dziewczyny omijały mnie szerokim łukiem. Jednak wtedy pojawiła się największa miłość mojego życia - piłka nożna. Mój ojciec po namowach zapisał mnie do szkółki piłkarskiej. Nie była to drużyna, tylko zorganizowana przy drużynie szkółka, która miała wypełnić dzieciakom czas wolny. Trenerzy szybko zauważyli mój talent do tej dyscypliny i przenieśli mnie do drużyny. Poświęciłem piłce wiele godzin, hektolitry potu, przeżyłem wiele porażek, ale jeszcze więcej zwycięstw. Byłem coraz lepszy i tylko gdy wychodziłem na boisko nie czułem kompleksów, ponieważ wiedziałem że jestem w stanie pokonać każdego. Mimo tego koledzy w szkole dalej się ze mnie naśmiewali. Trenowałem też przez 7 lat karate, jednak po tych siedmiu latach czułem że to nie jest to, co chciałbym robić dalej.

Wszystko miało się zmienić w gimnazjum, jednym z najlepszych w mieście. Na początku wszystko szło świetnie. Dalej odnosiłem sukcesy w sporcie, znalazłem swoją pierwszą dziewczynę (cóż to było za uczucie, heh). Koledzy w szkole nie dokuczali mi już z powodu okularów, wydawało się, że wreszcie wszystko idzie tak jak powinno. Jednak gdzieś w połowie gimnazjum prawie wszystko się zmieniło. Zawsze starałem się ukrywać, że jestem o rok młodszy. Jednak gdy to się wydało, wszycy zaczęli sobie robić żarty ze mnie. Że nie powinno mnie tu być, wytykali mnie palcami. Oceny się pogorszyły, nie miałem już tego zapału do nauki. Powrócił temat mojej budowy ciała, jaki to jestem chudy. Straciłem wcześniej dziewczynę, czułem się samotny. Jedyną przyjemnością była dla mnie piłka. Tam dawałem z siebie wszystko. Radziłem sobie na tyle dobrze, że dostałem powołanie najpierw do kadry województwa, a później i do młodzieżowej reprezentacji Polski. Starałem się nie przejmować wszystkimi komentarzami, ale uwierzcie - było ciężko.

Gdy pod koniec gimnazjum umarł mój ojciec, dotknęło mnie to mocno, mimo że tego nie pokazywałem. Nauczyłem się nie okazywać uczuć i emocji na zewnątrz, przeżywając wszystko w środku. Rodzina mi zarzucała, że nie przejąłem się jego śmiercią. Jednak wstrząsnęło to moim światem. To mój ojciec zapisał mnie do szkółki piłkarskiej, dzięki niemu odkryłem swoją drugą miłość - jazdę na snowboardzie. Te dwie rzeczy utrzymywały mnie w chęci do życia. Jednak gdzieś w środku przejmowałem się całą krytyką spływającą na mnie, przejmowałem się moimi wadami. Byłem chudy, nosiłem okulary (choć wada nie była na tyle duża, żebym nie mógł grać w piłkę, a do soczewek miałem awersję), brakowało mi zupełnie siły w rękach, które były mniej umięśnione od nóg(tak, miałem z tym problem). Gimnazjum się skończyło ze średnimi ocenami, zupełnie jakbym wtapiał się w tłum.

Największym moim błędem był brak chęci do walki ze swoimi wadami. Chciałem tylko przetrwać liceum, przeczołgać się jakoś. Wtopić się w tłum, nie wychylać. Coraz bardziej ludzie mi dokuczali, widząc we mnie odludka. A im oni bardziej dokuczali, tym bardziej ja zagłębiałem się w swój świat piłki i snowboardu. W pierwszej liceum zauroczyłem się w rudowłosej dziewczynie z mojej klasy. Latałem za nią jak głupi, jednak mój wygląd i reputacja mi nie pomagały. Gdy zaproponowała, byśmy zostali przyjaciółmi załamałem się. Trafiłem wtedy na stronę. Dzięki temu potrafiłem jej odmówić, gdyż wiedziałem, że nie mógłbym być jej przyjacielem. Oceny były coraz gorsze, bez ojca moja matka starała się stworzyć nam odpowiednie warunki do życia, często pracując od 8 do 22. Było ciężko, ale dawałem sobie jeszcze jakoś radę. Później na imprezie, na którą zostałem wyciągnięty przez mojego wspaniałego przyjaciela, poznałem dziewczynę dla której znowu straciłem głowę. Jeszcze bardziej niż poprzednim razem...

Biegałem za nią, błagałem nawet o szansę u niej. Była starsza ode mnie, ale przyzwyczaiłem się już do tego. Praktycznie od zawsze byłem z ludźmi starszymi od siebie, nie przeszkadzało mi to. Do dzisiej nie jestem w stanie ogarnąć tego, jaki byłem głupi. Aż w końcu, chyba z litości, dała mi szansę. Byliśmy ze sobą dwa miesiące. Pamiętam tę euforię, gdy się zgodzia. Było to w styczniu zeszłego roku. Jednak już w marcu przyszły dwa najgorsze wydarzenia, których bałem się bardziej niż śmierci. Najpierw dziewczyna mi powiedziała, że nie czuje niczego do mnie i możemy zostać przyjaciółmi. Cały świat wywrócił się do góry nogami. Ale jak to? Przecież było tak dobrze. Zgodziłem się na przyjaciół, dalej myśląc że coś z tego wyjdzie. Jednak jeszcze w tym samym tygodniu zdarzyło się coś strasznego - kontuzja. Byłem tak wściekły na swoją byłą dziewczynę, że zacząłem grać bardziej agresywnie. I po jednym wślizgu stało się najgorsze. Mój świat właśnie spłonął niczym Troja. Rzepka. Po wizycie u lekarze dostałem werdykt - operacja i brak powrotu do piłki. Nie wytrzymałem ciśnienia i sięgnąłem po wódkę. Za dużo było na moich barkach. Czułem się jak śmieć. Samo chodzenie o kulach przed i po operacji sprawiało mi ból gdzieś tam w środku. Przez problemy z nogą zacząłem opuszczać szkołę. W czerwcu miałem zostać poddany operacji, dlatego też nie mogłem zaliczyć wszystkich przedmiotów. Miałem poprawkę z fizyki. Ostatnie wakacje spędziłem całe w domu. Po operacji przez 3 tygodnie nie mogłem ruszać kolanem. Po tym czasie okazało się, że mój mięsień czworogłowy zanikł. Zacząłem chodzić na rehabilitację, masaże, basen, różne zabiegi. Ale jednak dalej ze smutku piłem. Coraz częściej i więcej. Zawaliłem poprawkę i musiałem zostać na drugi rok w tej samej klasie. Niby nie ma tragedii, dogoniłem swój rocznik. Ale dla mnie to był cios.

Żyłem tak w smutku aż do pewnego wieczora, gdy postanowiłem znów zajrzeć na tę stronę. Nie przestałem pić, jednak dało mi to kopa do działania. Czytałem artykuły, chłonąłem wiedzę niczym gąbka. Jednak noga nie pozwalała na działania w terenie. W tym samym czasie nadażyła się okazja do gry, był listopad i zostałem zaproszony do Poznania na mecz organizowany przez znajomych. Lekarze i moja matka pewnie by mi tego zabronili, ale postanowiłem pojechać i zagrać.

To mi dało poczucie szczęścia, byłem pozytywnie nastawiony jadąc w pociągu. Mimo problemów z nogą ustąpiłem wtedy miejsca w przedziale matce z małym dzieckiem. Stojąc na korytarzu zauważyłem dziewczynę, niską blondynkę, uśmiechającą się od ucha do ucha. Dawałem jej max. 19 lat. Chciałem podejść, ale strach mnie sparaliżował. Po jakichś 20 minutach walki w mojej głowie, nogi zdecydowały się wykonać ruch w jej stronę, a ręka lekko ją zaczepiła, zwracając jej uwagę na mnie. Widziałem kątem oka sporo chłopaków czekających na korytarzu, którzy natrętnie się na nią gapili, a nie mieli odwagi zagadać. A jednak zrobiłem to ja. Na początku mój głos drżał, jednak z czasem udało mi sie go opanować. Pierwszy raz zaczepiałem obcą dziewczynę. Serducho wali 100 razy na sekundę, ale staram się tego nie okazywać. Rozmowa szła dobrze, dopóki się nie okazało, ze dziewczyna studiuje architekturę w moim mieście. To nic. Potem dowiedziałem się, że jest na jednym roku z moją siostrą. Ten fakt mnie mocno zaniepokoił, w głowie dokonały się szybkie obliczenia i mózg podał wynik - 5. 5 lat starszą dziewczynę właśnie podrywałem. Zakrztusiłem się piciem, które piłem żeby się uspokoić Smile Na ten widok ona uśmiechnęła się najpiękniej jak tylko mogłem sobie wyobrazić. Oczywiście nie planowałem żadnych dalszych działań, ale to dodało mi trochę wiary w siebie. Gdy okazało się, że zaraz pociąg wjeżdża do Poznania zapytałem ją o numer. Ona się zgodziła jakimś cudem. Gdy wyciągnąłem komórkę i zacząłem wpisywać jej numer, ręce mi drżały jak w ostatnim stadium parkinsona. Poważnie. Wpisałem numer, zabrałem torbę i wysiadłem. Duma mnie rozpierała, do tego miałem zagrać w piłkę pierwszy raz od pół roku.

Niestety mecz nie wyszedł tak jak trzeba, na skutek bólu w kolanie musiałem zejść. Ale mimo tego czułem się szczęśliwy. Po powrocie napisałem esemes do niej z wynikiem meczu, gdyż zapowiedziałem że tak zrobię. Nie dostałem odpowiedzi. I do teraz śmiać mi się chce, gdy pomyślę o tym. Dlaczego? Ponieważ prawdopodobnie pomyliłem się z wpisywaniem numeru, byłem tak przejęty całą sytuacją Laughing out loud Imienia z przejęcia chyba też nie zarejestrowałem w pamięci, aż śmiać mi się z tego chce.

Ale nadszedł nowy rok. Sylwestra spędziłem w domu. Miałem propozycję wyjścia, ale nie chciałem bawić się. Chciałem, aby ten rok się już skończył. Najgorszy rok w moim życiu. Zostałem w domu i zastanawiałem się co mogę zmienić. Doszedłem do wniosku, że muszę zmienić całego siebie, gdyż źle się z tym czuję. Nie będę już pizdą, nie dam się poniżać.

No właśnie, tak zaczął się mój pojedynek z samym sobą. Na pierwszy ogień poszły okulary. Poszedłem 1 stycznia do znajomego okulisty, on dał mi soczewki. Poszedłem również do fryzjera, ścinając włosy na znak przemiany. Za każdym spojrzeniem w lustro będę sobie przypominać o celu mojego obecnego życia. Postanowiłem się zapisać na krav magę. Sztuki walki dodadzą mi pewności siebie. Planuję również kupić karnet na siłownię, nie będę wiecznie chudą pokraką. Mimo ustających już, małych problemów z kolanem postanowiłem zacząć biegać i pływać. Lubię te sporty, pomogą mi zapomnieć o piłce.

Gdy 1 stycznia o 9 rano wybiegłem na dwór, ludzie patrzyli się na mnie jak na debila. Ale ja nie zwracałem na nich uwagi, tylko biegłem. Gdy po 10km upadłem, gdyż noga po operacji nie wytrzymała takiego wysiłku, podniosłem się i biegłem dalej. Musiałem osiągnąć wyznaczony cel. Nic w życiu nie smakuje tak bardzo, jak uczucie zwycięstwa nad swoimi słabościami. Dobiegłem do końca wyznaczonej trasy i byłem z siebie dumny. Wygrałem z samym sobą, choć w tej rundzie tylko na punkty.

Całe życie chciałem się uczyć hiszpańskiego. Więc wiecie co? Pójdę i poszukam jutro najlepszego nauczyciela hiszpańskiego. Chciałbym w tym roku zdać certyfikat z angielskiego, a w przyszłości również z hiszpańskiego. Chciałbym na studia wyjechać z tego kraju. Może do Danii, może do Hiszpanii, nie wiem jeszcze.

Chciałbym również znaleźć osobę, z którą będę mógł się dzielić emocjami, uczuciami, która byłaby przy mnie, gdybym tego potrzebował. Nie chcę szukać dziewczyn tylko na jedną noc, aczkolwiek dopóki nie znajdę tej wyjątkowej, która mnie zainteresuje, zamierzam bawić się. W końcu korzystać z życia, gdyż jest zbyt krótkie. Straciłem już prawie 18 lat swojego życia.

Moja walka rozpoczęła się z nowym rokiem. Obiecałem sobie, że ten rok będzie o wiele lepszy od poprzedniego. Wiem, że ją wygram. Piszę to wszystko, żeby nigdy nie zapomniec jaki byłem kiedyś i więcej nie popełniać swoich błędów. Dlatego jeśli ktoś był na tyle uparty aby przeczytać ten tekst, a ma wiele problemów - walczcie. Podejmijcie wyzwanie tak jak i ja podjąłem. Walczę o siebie, o to kim będę i jak się będę czuł. Chcę być zajebisty i taki będę. Kto mi zabroni?

Pod koniec każdego miesiąca postaram się opisywać postępy swojej przemiany. Wszystkie wzloty i upadki, porażki i zwycięstwa. Podejścia i zlewki, kilogramy wyciśnięte na klatę i hektolitry potu wylane podczas biegania.

Trzymajcie kciuki i walczcie o siebie, nie zadowalajcie się swoją gorszą wersją!

Pozdrawiam,
Shanav

Odpowiedzi

Portret użytkownika l.tomq

jest coś takiego jak full

jest coś takiego jak full contact, szkoli się z tego żołnierzy Specnazu, jak się nie postarasz, to Cię znajdę i Ci ani karate, ani krav maga nie pomogą! Marsz na główną!

Portret użytkownika Lukkiii

Czlowieku dawno nic tak na

Czlowieku dawno nic tak na nie poruszylo... lzy mi leca jak to czytam... Jestes wzorem do nasladowania.

Portret użytkownika ffiw

Teraz widzę jak błahe są moje

Teraz widzę jak błahe są moje problemy. Gratuluje wytrwałości i życzę szczęścia!

Portret użytkownika Ulrich II

Bardzo dobre podejście,

Bardzo dobre podejście, miałeś "prawdziwe" kłopoty w życiu i starasz sobie radzić, stawiaj sobie cele i dąż do nich, nawet jak nie osiągniesz wszystkiego to najważniejsze że sam próbujesz.
pozdro młody, trzymam kciuki Wink

Portret użytkownika Prefekt

A my co miesiąc tu będziemy

A my co miesiąc tu będziemy żeby o tych postępach poczytać, masz to jak w banku Wink

A mój komentarz? Hmm przez ostatnie kilka miesięcy, to stuknęła 20stka na karku, to popieprzony sylwester gdzie widziałem się z byłą, i tak coraz bardziej zaczynałem wierzyć że ten świat jest na maxa pokręcony.. Że złote rozwiązania które szukałem całe życie nie istnieją i już zawsze będzie to takie pojebane z dziewczynami, z ludźmi, ale nie jest tak.. Mamy coraz więcej obowiązków, informacji, doświadczeń ale to jest jak jeden wielki sprawdzian tego jak spójni jesteśmy, czy siebie kochamy i wierzymy w siebie samego. Jeśli tak, to to wszystko nie jest takie trudne, wiadomo są gorsze momenty ale ogólnie życie jest piękne, możemy odkrywać swoje hobby, mieć coraz to nowsze doświadczenia i oczywiście mieć kobiety/kobietę. Podstawą jest pamiętać o ważnych rzeczach, żeby dobrze traktować swoją kobietę, swoich rodziców, swoich przyjaciół, a jak o tym zapominamy, jak zapominamy jakie to wszystko jest kruche to możecie nawet oglądać co jakiś czas smutne filmy jak ja albo spisywać rzeczy na blogu jak autor żeby wbiło się to do głowy. Cieszcie się z małych rzeczy i może jeszcze to do czego ja się niedawno przełamałem i dopiero się oswajam: ODCZUWAJCIE EMOCJE, nie żadna maska, nigdy się nie wychylać, chuj w to! nikt za Ciebie nie umrze żeby się przejmować. Niby proste, a dopiero po 20 latach się przełamałem. Dobranoc Wink

Stary, kurwa miałem łzy w

Stary, kurwa miałem łzy w oczach...
W pewnych momentach czułem jakbyś opowiadał o mnie, kontuzja, problem z kolanem, krav maga..
W życiu tracimy to co jest dla nas najważniejsze prędzej czy później i musimy mieć zawsze coś co nas będzie trzymało przy życiu, coś co będzie dawało nam kopa do działania.

Krav Maga to piękny sport, sam zamierzam po operacji wznowić treningi(jeżeli mi na to lekarz pozwoli) bo widzę jaką to daje frajde, łamanie swoich słabości, rozwijanie swojego ciała.

Życzę Ci żebyś nie poddawał się, bo tylko dążąc wytrwale do celu osiągna się prawdziwe sukcesy.

Pozdrawiam!

Portret użytkownika Trancer

Hah, i to mi się podoba !

Hah, i to mi się podoba ! Smile

Zajebiste podejście masz do tego co przeszedłeś.
Mimo że nie było lekko postanowiłeś walczyć.

Za to Tobie wieczna cześć i chwała Wink

Sukces będzie w twym przypadku kwestią czasu.

Salut.
Trancer

Portret użytkownika Milles

Jesteś młody i fajnie, że do

Jesteś młody i fajnie, że do takich przemyśleń i postanowień doszedłeś. Ale...Zawsze musi być jakieś ale. Nie możesz walczyć sam ze sobą. To jest niemożliwe. W takiej walce co by się nie wydarzyło przegranym będziesz Ty.

Nie walcz ze sobą, lecz buduj siebie. Siebie takiego jakim byś chciał być. A żeby budować trzeba położyć dobre fundamenty, który utrzymają bardzo duży budynek. Te fundamenty to akceptacja siebie i uwierz mi to jest najtrudniejsze bo jest żmudne i długo nie widać efektów, ale jest konieczne.

Jeżeli od razu przejdziesz do stawiania budynku z nowych umiejętności, zainteresowań, sztucznej pewności siebie to Twój budynek owszem powstanie. Lecz nie zdziw się jeśli pewnego dnia na skutek jakiejś osoby lub też zdarzenia runie z wielkim hukiem.

Zachęcam do przemyśleń, a później działaj i buduj swoje szczęście Smile

Portret użytkownika Variatio

oooooooooo Całkiem miła

oooooooooo

Całkiem miła odmiana,po tych wszystkich Werterach pogrążających się w swojej beznadziei i skomlących o dobicie.

Stary,co tu dużo mówić!

Mam 20 lat,ale jesteś dla mnie wzorem i pamiętaj dopóki walczysz jesteś zwycięzcą.

A tą rzepką się nie przejmuj,ostatnio oglądałem filmik z żołnierzem,któremu lekarze nie dawali szans na chodzenie(coś związanego z paraliżem). I wiesz co ? Zapuścił się,przytył,zarósł jak menel.

Ale postanowił(tak jak ty) pewnego dnia,że jeszcze będzie biegał. I po czasie intensywnej pracy ... cud. Biega,chodzi,skacze,rucha.

Powodzenia Ci życzę z całego serca,jesteś bardziej męski,niż 3/4 użytkowników tej strony.

Pozdrawiam:)

O tym mówisz

skoro karate to pewnie

skoro karate to pewnie kyokoshin Smile

a więc jednym słowem

OSU!

Portret użytkownika shanav

Nie trafiles, shotokan tzw.

Nie trafiles, shotokan Smile tzw. otwarta dlon czy jakoś tak. Dzieki wszystkim za slowa wsparcia!

"Na początku mój głos drżał,

"Na początku mój głos drżał, jednak z czasem udało mi sie go opanować. Pierwszy raz zaczepiałem obcą dziewczynę. Serducho wali 100 razy na sekundę, ale staram się tego nie okazywać."
Zwykle nie jestem sentymentalny ,ale mimo to wzruszyłem się Smile Dzięki za dodanie motywacji. Główna!!

oby Ci sie udalo, btw z

oby Ci sie udalo, btw z bieganiem nigdy tak nie rób, jezeli organizm nie jest przygotowany na taki wysilek to po pewnym czasie obciązenie jest coraz bardziej przejmowane z miesni na elementy bierne- stawy,więzadła.Po co ci kolejna załamka jak nagle przez pol roku nie bedziesz mogl uprawiac jakiegokolwiek sportu. Daz do celu z uporem ale i z głową.Powodzenia!!

a napisze coś jeszcze:)

a napisze coś jeszcze:) obrałeś dobrą drogę. Większość twoich problemów w interakcji wynika z niskiego poczucia pewności, a ono natomiast z zanizanego przez otoczenie poczucia wartości. Można udawać ,że jest sie fajnym i efekty na krótszą metę będą,jednak moim zdaniem pierwszy i najlepszy krok do budowania pewności siebie to robienie wielu różnych rzeczy -daje to poczucie odrębności i jakby większego 'czucia' samego siebie.Cenisz siebie bardziej, bo więcej sam ze sobą przeżywasz.budujesz fundament od wewnątrz. Efekt uboczny robienia wielu rzeczy , to wyższy poziom energii ,zauważalny przez każdego. Przez to ,że przez lata nie prowadziles jakiejs zywej interakcji z innymi , mozesz miec problem z jej plynnym prowadzeniem. Gdy bedziesz robil 'wiele' rzeczy spotkasz ludzi. Jak najwiecej z nimi rozmawiaj.Z kim tylko się da. Chodzi o to zeby twoja podświadomość podłapała "jestem towarzyskim gościem" i w koncu tak bedzie. Na początku moze to być trochę na siłę(opuszczasz strefę komfortu , ktos bedzie sluchał , oceniał) ale potem stanie się to naturalne i przyjemne.Jednocześnie w nawiązaniu do tematyki tej strony, nie trać czasu i ZARYWAJ !!!! zycze szczescia

Portret użytkownika Siwy3230

Co do studiów ja sam

Co do studiów ja sam wyjechałem z polski właśnie do Danii. Obecnie jestem w Kopenhadze na uniwersytecie.
Wyjechałem mając w ręku tylko i wyłącznie papier przyjęcia do szkoły, nikogo znajomego, żadnej rodziny ...
Łatwo nie jest można powiedzieć - arcytrudno z utrzymaniem się na własną rękę i nauką.
Jeśli jesteś zainteresowany zapraszam.
Oczywiście więcej info na priv tu na stronie bądź facebook (gdzie szybciej mnie znajdziesz - Bartek Hyra )
Dobrze byłoby mieć przy sobie kogoś w temacie mówiącego po "polskiemu" Smile.

Artykuł hmm bardzo dobry Smile.

Najgorsze, moim zdaniem, co

Najgorsze, moim zdaniem, co Cię spotkało to strata Ojca. Mój tata jest mi najbliższą osobą na świecie. Matka jest druga. Po takiej stracie miałeś prawo się załamać

Z kolanem sam miałem niedawno problem, który mnie przybił. Na szczęście u mnie wszystko się dobrze skończyło i już zapominam powoli o kontuzji

Twój ogromny atut to wiek. Ciesz się z tego, że tak młodo tu trafiłeś. Masz kupę czasu na przemianę, a wydaje mi się, że szybko zaczniesz wychodzić na prostą. Jeden z powodów takiego mojego mniemania masz zacytowany niżej

"Wszystko miało się zmienić w gimnazjum, jednym z najlepszych w mieście. Na początku wszystko szło świetnie. Dalej odnosiłem sukcesy w sporcie, znalazłem swoją pierwszą dziewczynę (cóż to było za uczucie, heh)"

Zobacz, ile w tym momencie jesteś do przodu przed wieloma innymi chłopakami