Dziś nie miałem wiele zajęć, w ich trakcie miałem okazję trochę pogadać sobie z Anią (wiecie, ta koleżanka od nieporozumienia z telefonem, które, ku mojej niezręczności, się wyjaśniło) o zwykłych sprawach uczelnianych. Jezu, jak ta dziewczyna mnie podnieca! O ile mam dobrze wyryte w pamięci wszelkie porady Gracjana odnośnie niesfrajerzenia się, o tyle przy niej ledwie się powstrzymuję, by nie paść przed nią na kolana i nie błagać, by się ze mną umówiła. Ale dobrze też pamiętam, że faceta już ma. Tylko skąd poznam, kiedy (jeśli w ogóle) z nim zerwie, żeby nie zmarnować okazji i nie pozwolić nikomu innemu zająć jego miejsca? No i czy po tej naszej dość nieprzyjemnej rozmowie telefonicznej w ogóle weźmie mnie jeszcze pod uwagę? Ja wiem, że "tego kwiatu jest pół światu", ale...