Witam Podrywaczy,
Przechodzę do sedna. Około miesiąc temu poznałem dziewczynę. Okazało się, że jest z moich okolic, ale mieszka 400 km dalej, ponieważ tam studiuje. Z mojej strony szybka piłka, poznaliśmy się, widziałem, że jest kupiona już w momencie poznawania. Perfekcja z mojej strony. Widzieliśmy się od tamtego czasu 4 razy, ze względu na odległość. I wszystko jest fajnie, nawet ani razu się nie kłóciliśmy, co w moim wypadku to coś niebywałego. Wszystko fajnie, ale jednak czuję się dziwnie. Nasze spotkania polegają albo na spotkaniu w kawiarni, albo na spacerach. W sumie okej, ale.. szczerze powiedziawszy zaczyna mnie to nudzić. Nasze spotkania są jak dla mnie długie, bo trwają nawet po 6 h, a czasem dłużej i po pewnym czasie.. nie mam już o czym z nią rozmawiać, zaczynam się nudzić. Wydaje mi się, że jeśli nie przebiję tej bariery ja vs. jej znajomi / rodzina, szybko to się skończy. Co o tym myślicie? Byliście w podobnej sytuacji? Bo ja, pomimo wielu związków - nie byłem. Poza tym, ona we wakacje wyjeżdża na 2 miesiące. Uważacie, że jest sens to ciągnąć? Dziewczyna jest jak dla mnie idealna. Ma większość cech, które uwielbiam, ale ta odległość.. :/ To mój pierwszy wpis, nie drzyjcie się, jeśli jest nieklarowny
Całowałem się z nią na pierwszym spotkaniu. Nie myśl, że jestem jakimś looserem. Po prostu nie byłem w podobnej sytuacji, na którą składa się odległość, jej charakter i to, że po prostu wygląda na potwornie stęsknioną chociaż tego nie mówi.
No właśnie przy niej czuję się bardzo przyjemnie. A że po kilku godzinach nie mam już o czym praktycznie rozmawiać (bo ile można pieprzyć po tygodniu niewidzenia się ). Wydaje mi się, że masz rację. Ale w przypadku, gdy to 'później' miało by wykroczyć poza 3 lata, to luz, bo po studiach wraca tutaj, gdzie ma swoją firmę Ale znając mnie i ustatkowanie w uczuciach, to może być ciężko.
no ta odległość to lipa, a doczytałem że na wakacje wyjeżdża ? czyli właściwie zero kontaktu ... szkoda czasu jak dla mnie
they hate us cause they ain't us
Wyjeżdża na praktyki.. Tak właśnie czułem, że mam zamydlone oczy jej wizerunkiem, nie patrząc na sprawy poboczne I też zawsze byłem zdania, że jak jest dziewczyna z daleka, to porażka, a do niej się na tyle przekonałem, że dałem się w to wciągnąć.
"Około miesiąc temu poznałem dziewczynę."
"szczerze powiedziawszy zaczyna mnie to nudzić"
"nie mam już o czym z nią rozmawiać, zaczynam się nudzić."
"Dziewczyna jest jak dla mnie idealna. Ma większość cech, które uwielbiam"
Nie bardzo wiem, co ty tam tak uwielbiasz. Jak blisko się z nią nudzisz to na odległość myślisz, że bedzie lepiej ? Poza tym kontakt dopiero nawiązany, za chwile wakacje i bez inicjatywy z twojej strony, żeby dymać te 400 km żeby się ponudzić, pewnie sam zdechnie.
Nie ja dymam 400 km, tylko ona Jak by na to nie spojrzeć, spędziłem z nią już ileś czasu, poza tym nawet jak jest u siebie, cały czas mamy kontakt, bo cały czas ONA się o to stara. Ja po prostu widzę, że jest bardzo ogarnięta. I obawiam się, że możesz mieć rację z tym, że kontakt sam zdechnie. Tym bardziej, że jej wyjazd będzie statkiem, no contact, tak czy inaczej. Jestem przekonany, że jeśli mieszkała by blisko mnie, nie spotykalibyśmy się na tak długo, a po prostu częściej, na krócej, jak robią to wszyscy. Może po prostu zacznę skracać te spotkania? To dało by jej do myślenia, coś w rodzaju chłodnika, dwie pieczenie przy jednym ogniu.
Masz rację, czas do zmienić Nie wiem w sumie, dlaczego. Pewnie problem tkwi w tym, że nie byłem nawet w jej domem, a jedynie ją podwoziłem. Muszę ją koniecznie nakręcić.
Pewnie co niektórzy mnie opieprzą, ale przy takim układzie dalej bym się spotykał z nią jak i kilkoma innymi. Gdy kontakt jak sam napisałeś zdechnie to ty przynajmniej zawsze będziesz miał inną "opcje"
Szczerze powiedziawszy.. właśnie do tego jestem przyzwyczajony i miałem właśnie zapytać, czy nie było by to nie w porządku, bo chyba ciężko tę sytuację nazwać związkiem. Ale z drugiej strony, mogło by to jednak nie być super względem niej, bo ja niespecjalnie chciałbym, żeby widywała się z innymi. a zawsze, przy innych miałem to w nosie.
Odległość zabójcza. Cieżko Ci będzie zbudować z tego normalny związek. Co innego relacja FF. Jak jej i Tobie nie puszczą emocjonalne hamulce, to może wyjść z tego fajny, łóżkowy układ, na weekendy, święta i inne specjalne okazje, kiedy ona będzie akurat w mieście i oboje nie będziecie mieli żadnych alternatyw. To zależy od Ciebie i od niej.
Pytanie tylko, czy Ciebie to zadowala. Jak nie, to oszczędź sobie przykrości i rozejrzyj się za kimś z kim będziesz mógł zbudować coś konkretnego, bo lokowanie uczuć tam gdzie nie trzeba, kosztuje dużo cierpienia. Oczywiście pewności nie ma żadnej, tak to już w życiu jest, że to co pewne potrafi zawieść, a to co przegrane potrafi przetrwać. Chciałeś rady to masz.
____________________________________________
"Umysł jest jak spadochron. Działa tylko kiedy jest otwarty" - Albert Einstein
Dzięki za radę Właśnie o to chodzi, o konkrety. Póki co, jeśli nic się nie rozwinie, zakończę temat przed jej wyjazdem. Z drugiej strony, cały czas myślę o tym, że ona za 3 lata wróci tutaj, bo ma tu firmę i w ogóle. No i przede wszystkim, muszę iść z nią do łóżka w końcu. To będzie podstawowe rozwinięcie tematu. Póki co pozostaje mi utrzymywanie samoobrony przed uczuciami i niezamykanie się na alternatywy.
Myślę, że otworzyliście mi oczy Ona po pierwsze robi mi tyle ST, że ja pierdzielę, a po drugie, kiedy to rozkminiałem, poznałem w centrum handlowym następny obiekt A po trzecie, zrobiłem się bordowy z nerwów, kiedy powiedziała ' chyba nie przyjeżdżam na majówkę do rodzinnego miasta, bo co ja tam będę robić'. Gdyby nie wy, tkwiłbym w przekonaniu, że to ma sens Jeszcze pozostaje mi przebrnąć przez nasze nieuniknione spotkanie, związane ze studiami, w jej mieście i raczej finito Niby szkoda, ale tak jak mówiliście, związek na odległość w początkowym stadium rozwoju, ma przesrane.