Cześć.
Jestem z kobietą 8 miesięcy. Na początku sielanka wiadomo, spotkania na spontanie, imprezy, dużo emocji i radości. Było nam ze sobą tak dobrze i w sumie jest.
Ogólnie wszystko szybko się działo, brak pierdółek,podchodów po prostu razem wychodziliśmy z założenia co będzie to będzie.
No i się wyklarowało tak że jesteśmy parą, mieszkamy razem.
Od niedawna trochę się zmieniło, bardziej to ja zwolniłem tępo.
Straciłem prace i już 2 miesiące na bezrobociu co trochę mnie wkurza, ona aktualnie również bezrobotna i tak koczujemy 24/7h.
Myśli kotłujące się w głowie, co z moją przyszłością, znajdę byle pracę,nigdy sie nie dorobię, sprawiły że jestem wkurzony.
Zaczęły się pytania czy jeszcze ją lubię, bo mniej to słyszy. Mniej czułości przy prostych czynnościach (pamiętam jak wracałem z roboty, to przy obieraniu ziemniaków lubiłem się przytulić,pośmiać,pożartować w ogóle mnóstwo akcji). Gdzieś trochę mi to ulotniło się, tak jakby mi się nie chciało, chociaż wiem że nie robiąc tego robię źle.
Lubię bardzo jej towarzystwo, jest mi z nią dobrze, ale aktualna sytuacja robi mi schizy w głowię i myślę o wszystkim, a związek odłożyłem na drugi plan...no cholera przecież związkiem nie zapłacę za rachunek.
Jest to jakby mały kryzys w mojej głowię, nie chcę rezygnować bo to nie o to w tym chodzi.
Jak na początku leciałem z roboty z jezorem na gębie aby coś wymyślić na wieczór to teraz wszystko zwolniło, zrobimy jedzenie, coś pooglądamy i next dzień.
W sumie to nic nie robimy.
Razem widzimy że robi sie mały problem, ale temat trochę odkładam na bok, bo nie chcę palnąć jakieś głupoty. Skoro wiem jak było i robiłem to całym sobą dla niej, to wiem że mogło by tak być nadal...czy się kuźwa mylę?
Mam problem z uczuciami u siebie i zrozumieniem ich, pytanie typu czy są między nami jakieś uczucia...a ja myślę, no cholera hyba od razu powinienem odpowiedzieć. A ja myślę i myślę...wcześniej się nie zastanawiałem nad uczuciami, tylko żyłem i było zajebiście.
A może to przyzwyczajenie?
Usłyszałem że da się odczuć brak stabilności emocjonalnej z mojej strony i to od samego początku boi się że mogę pewnego dnia wstać i powiedzieć że koniec, nuda.
Ja z jej strony np. jestem pewny.
Po prostu z nieróbstwa w dupie zaczyna Ci się przewracać Za robotę się jakąś weź, nawet dorywczą, ale tak żebyś się ostro wymęczył to nie będziesz tyle analizował
Też zgodzę się z kolegą z góry , miałem to samo . Związek rozwinął się bardzo szybko , wspólny wyjazd do anglii , studia i mieszkanie na pierwszym roku spoko . A potem nie było co robić i siedzieliśmy w domu bo mało zajęć i sie zaczęło sypać Moja dziewczyna jak ma czas na myślenie to wymyśla i tyle , jak się chce to się prace znajdzie zawsze , jak mi mowili w wakacje że pracy nie znajdę (dobrej) to się wkurwiłem , wydrukowałem 20 CV i latałem po firmach . Prace znalazłem , trzeba tylko chcieć .
Jedyna rada: musisz znaleźć pracę. Jakąkolwiek. Wtedy odzyskasz szacunek do samego siebie i wiele kwestii się wyprostuje.
BTW - ona też powinna, ale bardziej Ty. Kobiety nie odczuwają aż tak dotkliwie braku pracy (z reguły to po naszej stronie leży gro domowych obowiązków, więc nawet nie pracując zawodowo nie czujemy się "pasożytami" i nie odnosimy wrażenia, że życie przecieka nam przez palce).
Powodzenia
Przejdę do jeszcze jednej rzeczy, mianowicie "kocham Cie".
Dla mnie te dwa słowa maja wielka wagę, nie wypowiem ich od tak.
Jest też i druga strona medalu, skąd mam to wiedzieć, czuć? Prawda ze dziwne pytanie? Kiedyś się zastanawiałem czy kocham rodziców, rozumiecie? W pewnym momencie myślałem ze jestem bezuczuciowy i nie potrafię kochać, a okazywaniu uczuć to już masakra.
Myślałem ze jestem skała...jednak pewien incydent dal mi do zrozumienia ze ich kocham, było mnóstwo emocji ale w głębi duszy dziękowalem ze są.
Kiedy wszystko wróciło do normy stoje tak jak teraz i znowu mam wrażenie ze nestem nie wrażliwym facetem.
Wkurw leci na samego siebie, nie rozumiem siebie. Nie wiem nie potrafię się zakochać? Chociaż jak mnie ex rzuciła to embrion przez miesiąc heh.
Jak to u Was Panowie? Wiadomo jest fajnie, zwiazek itd ale przychodzi czas na pytania od kobiety i sam wtedy sobie musisz odpowiedzieć...a jak nie wiesz lub tylko jakies złudzenie ze nie wiesz?
Carpe diem.
Słuchaj zacznij od zaakceptowania tego jak jest, zrozum, że w życiu wszystko jest nie trwałe, wszystko sie zmienia i nie trzeba na siłe sie dostosowywać, wystarczy zrozumieć ze wszystko płynie.
Straciłeś prace, masz teraz okres w ktorym poznajesz swoje slabosci, moze wlasnie teraz jest dla Ciebie bardzo wartosciowy i szczegolny czas choć uznajesz go za coś co nie powinno mieć miejsca. Pamietaj, ze siły statku nie sprawdza sie podczas postoju w porcie lecz przy najwiekszych sztormach. Własnie teraz pokaż, ze jestes silnym facetem który bierze los w swoje rece, zacznij od zmiany nastawienia do sytuacji a nastepnie rób małe, zdecydowane kroki zeby to zmienic, ale ciagle pamietaj, ze sytuacja jest cięzka zebys przypadkiem nie zaczął skakac z radosci z tego powodu, ze za miesiać nie bedzie z czego opłacić rachunku.
Bądz stabilny emocjonalnie, daj oparcie swojej dziewczynie i najbliższym. Weź odpowiedzialnosc za swoje zycie.
Twoim błędem było zamieszkanie z nią. Ona stała się dla Ciebie codziennością, zbyt dostępna i Ty dla mniej też. Mieszkanie z kobietą to według mnie nie jest najlepszy pomysł.
"Kto próbuje przegrywa czasami, kto się poddaje przegrywa zawsze!"