Witajcie.
Od 5 miesięcy jestem w związku. Generalnie układa nam się rewelacyjnie, mieszkamy razem od trzech, dogadujemy się świetnie, dzielimy obowiązki i pasje. Z jej strony padło słowo kocham Cię.
Opiszę Wam sytuację. Laska była w 6 letnim związku z przerwami, a w tej przerwie przez 1,5 roku była w drugim, i o tym właśnie mowa. Generalnie moja kobieta z nim zerwała, koleś był trochę cipą, zawładnęła nim, robił co ona chciała, nie miał swojego zdania, znudziła się nim.
Po tym zaczeli traktować się jak kumple, nawet przez jakiś czas chodzili razem na siłkę. Koleś studiuje na akademii morskiej i często rejsuje po świecie, więc wymieniali czasami maile ze sobą. Gdy teoretycznie ze sobą już byliśmy, ten kontakt między nimi był.
Ostatnio trochę ze sobą pisali, okazało się, że koleś zjeżdża na ląd i chce się spotkać. On wie, że jestem jej facetem, bo mu o tym powiedziała, tak samo jak o tym,że mają się spotkać.
Nie widziałem problemu pod warunkiem, że go poznam. Nie udało mi się, bo byłem w pracy.
Rozmawiałem z nia na ten temat, że do końca mi się to nie podoba. Ufam jej, ale totalnie nie ufam mu(zwłaszcza, że to była jego największa miłość i podejrzewam, że nadal tak myśli). Uspokajała mnie, że są totalnie kumplami i mam się niczym nie przejmować.
Spotkali się. Pogadali ze dwie godziny, dał jej jakiś prezent z Chin i cześć, zwykłe spotkanie.
Okej. Ale po cholere nadal ze sobą piszą? Czuję, że koleś tylko czeka na słabszy momemt w naszej relacji by uderzyć.
Z jednej strony mam ochotę powiedzieć jej, że ich kontakt może nieść za sobą konsekwencje w postaci zdystansowania się mnie do niej, ale z drugiej zastanawiam się, czy nie mieć tego po prostu w dupie i skupiać się na rozwijaniu związku. Kobieta kocha mnie szczerze i widzę to na każdym kroku, ale ten jej były..nie podoba mi się i chuj. Może to być nic znaczącego, ale może też namieszać..
Zazdrość to nie żaden cień miłości, tylko niepewności i braku przekonania o własnej wartości dla kobiety. Im bardziej okazujesz tym bardziej kobieta robi Ci w temacie jazdy, jednocześnie zapewniając że nie masz się o co martwić. Chce wyjść z kolegą? Życz jej udanej zabawy. Wychodzi z koleżankami na miasto? Zasugeruj, że w krótszej kiecce będzie wyglądała bardziej seksownie. Mężczyzna może mieć tylko taką kobietę jakiej nie boi się stracić.
po części się z Tobą zgadzam ale nie do końce, uważam że zazdrość taka zdrowa i na poziomie jest całkiem okej, Fajnie jak laska jest o Ciebie lekko zazdrosna, to dobry znak że jej zależy, tak samo odwrotnie, czemu czasem kobiecie nie pokazać, że nie jest Ci całkiem obojętna? ( No chyba ze ktoś nad tym nie zapanuje i przelewa się to na toksyczny tor gdzie robisz jej o wszystko jazdy albo ona Tobie, taką akcje powinno od razu się ucinać, bo prowadzi to zazwyczaj do ciągłych kłótni a w efekcie konca związku) taka jest moja opinia
Jasne, można czasem pokazać zazdrość dla ocieplenia relacji, ale imho, lepiej to robić w mniej gęstej atmosferze. Tracąc zimną krew w sytuacjach podbramkowych, nasza reakcja na potencjalnie zagrożenie może narobić więcej szkód, niż samo zagrożenie.
"Okej. Ale po cholere nadal ze sobą piszą? Czuję, że koleś tylko czeka na słabszy momemt w naszej relacji by uderzyć."
Oczywiście. I co gorsza, jak się dobrze wstrzeli, to pewnie mu się uda.
"Z jednej strony mam ochotę powiedzieć jej, że ich kontakt może nieść za sobą konsekwencje w postaci zdystansowania się mnie do niej,"
Nie, nie, nie i jeszcze raz nie.
"ale z drugiej zastanawiam się, czy nie mieć tego po prostu w dupie i skupiać się na rozwijaniu związku."
Bardziej w tę stronę.
" "Z jednej strony mam ochotę powiedzieć jej, że ich kontakt może nieść za sobą konsekwencje w postaci zdystansowania się mnie do niej,"
Nie, nie, nie i jeszcze raz nie."
To też zależy jakie mają ustalone zasady w związku.. Jeśli takie które nie pozwalają na takiego typu strzały to nie uważam żeby było coś złego w tym, że on jej przypomni o tych zasadach ;D
Skoro pyta - to nie mają. A wprowadzanie takich zasad, bo akurat właśnie teraz są potrzebne, to strzał w stopę. Co innego, gdyby rozmawiali o tym, kiedy się nikt wokół nikogo nie kręci (ale i wtedy nie wyobrażam sobie takiej rozmowy na początku znajomości).
Wiem, że ta druga strona, ale ciężko pokazywać, że mam to totalnie w dupie.
Nie uważam żeby wątpliwości wynikały z mojej niskiej wartości, bo absolutnie nie uważam się za taką osobę. Nadal cbyba jednak odczuwam nieufność sprzed poprzedniego związku gdzie laska spotkała się za moimi plecami( na szczęście bardzo szybko to odkryłem i uciąłem). Oszukanie, czy zdrada - wywołuje to u mnie skrajnie złe emocje, cholernie złe.
Koleś pisze do niej nawet po północy. Nie zamierzam zaglądać do jej telefonu, czy czytać wiadomości na fb, ale nie ukrywajmy, to nie jest w porządku w stosunku do mnie.
Problem na pewno nie leży w naszej relacji. Spędzamy razem świetnie czas, mamy cudowny seks, mega się szanujemy i kierujemy się podobnymi priorytetami.
Wcześniej zapytałem jej, co jej daje ten kontakt, po co go utrzymuje? Odpowiedziała mi, że często go podnosiła, gdy był w dołku, nigdy nie skreśla ludzi, nie odcina się od nich. Pozatym brakuje jej asertywności.
Jasne, ustalaliśmy zasady przed związkiem, dużo na ten temat rozmawialiśmy, ale odnośnie byłych niczego nie było. Ja nie sądziłem, że może to być dla mnie problem, a ona nigdy nie widziała problemu z utrzymywaniem kontaktu z byłymi, choć sama powiedziała, że chyba nie była by zadowolona gdybym miał kontakt ze swoją.
Jasne, trochę zazdrości jest potrzebne, ale z głową. Póki co jeszcze jestem na granicy tej zdrowej, ale chyba czas zluzować, za dużo analiz i niepotrzebnego syfu w głowie się tworzy. Ona to zauważa i powstają niepotrzebne problemy.
Absolutnie nie miałem nic przeciwko,że spotyka się ze znajomymi, ale były to już trochę większy kaliber.
Nie będę też zaczynał jakichś gier i spotykał z koleżankami skoro nawet nie mam ochoty. Nie tędy droga.
Ufasz jej, jemu nie - prawidłowo. Tylko po co Ci jego zaufanie? Pozwolę sobie na cytat któregoś z użytkowników " Suka nie da, pies nie weźmie " i tyle powinno Ci wystarczyć.