Portal Uwodzicieli
Witryna poświęcona relacjom damsko męskim oraz budowaniu międzyludzkich więzi emocjonalnych.
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit END.

Jak mieć TO COŚ, czyli ABC bycia Bogiem

Portret użytkownika Yami

Jak mieć "to coś"? Jak działać na kobiety, abyś kwalifikował się dla nich jako potencjalny kochanek? Jak przestać być dla niej nikim i stać się kimś?

Chociaż czasami wydaje się, że o uwodzeniu wiemy nadal mało i ciągle ktoś coś odkrywa, myślę, że tak naprawdę wszystko już zostało odkryte i jest na stronie. Powstają nowe blogi, ludzie dzielą się perspektywą, ale – dla mnie – to tylko kolejne cegiełki do zamku, który dawno stoi. Garść soli do morza. Wszystko zostało już spisane. Robimy kolejne cykle wokół tej samej wiedzy. Nowe twarze, kolejne pokolenie przekazujące te same wartości. Głosząc stare prawdy w nowych słowach jak kapłani pokręconego Kościoła pukania panienek.

Inna sprawa przyswoić tę całą wiedzę. Niby masz ją wystawioną jak na dłoni, niby cała leży na stronie, ale zawsze wydaje się, jakby czegoś brakowało. Jakby było jakieś nieuchwytne coś, czego nikt jeszcze nie spisał. Mnóstwo elementów, które krążą i żyją w twojej głowie. Znasz negi, rutyny, schemat podrywu, ale pomiędzy nimi zieją straszne dziury. Jak w walce z głowami hydry na każde pokonane pytanie rodzą się dwa następne. Mi też swego czasu ogarnięcie tego wszystkiego przypominało próby tańczenia kankana podczas żonglowania piłami tarczowymi. Dlaczego to takie trudne?

Facet jest umysłem logicznym. Jak algebra, komputery, języki programowania. Jemu trzeba prostych poleceń, wiedzy w formacie zerojedynkowym. Mózg łaknie jednoznacznych odpowiedzi i logicznych praw działania świata. Tymczasem kobieta to najwyższy poziom emocjonalnego chaosu i abstrakcji. Jest zaprogramowana w filozofii pisanej wierszem po starohebrajsku. Z całą masą błędów logicznych, dopisków między wierszami i metafor otwartych na interpretację. Niestabilna zmienna w równaniu, zależna od chwilowych emocji, fazy cyklu, ruchu gwiazd i ilości wody zebranej w organizmie. I jak tu okiełznać ten żywioł? Jak ogarnąć zderzenie tych dwóch światów? Nawet najlepszy kowal słowa nie odda w pełni wszystkich skomplikowanych mechanizmów takiej interakcji. Małych zależności, głębi i klimatu, energii między dwojgiem ludzi i tego niesamowitego wibrowania w powietrzu niczym niewidzialne świetliki, kiedy atmosfera gęstnieje. Wszystko zależne od interpretacji chwili i unikalnego momentu. Nigdy nie przełożymy na słowa, język logiczny wszystkich tych małych rzeczy, które mają ogromne znaczenie. Bo to jak próba uchwycenia obrazu przy pomocy magnetofonu.

Mi w zapełnieniu tych dziur, których opisać się nie da, bardzo pomogło odchylenie się na krześle i spojrzenie na wszystko z szerszej perspektywy. Zrozumienie, czym właściwie jest uwodzenie jako całość. Jaki jest cel całej konstrukcji, poszczególnych narzędzi. Wiadomo – chcesz zdobyć kobietę. Ale dlaczego masz zachowywać się w ten sposób? Kiedy znasz ogólny sens, łatwiej ustawić żagiel wobec wiatru, aby łódź sunęła do przodu. To odkrycie otworzyło mi drzwi do zupełnie innego poziomu. Do świata kierowniczek, bankierek, profesorek, programistek i szefowych małych firm. Znalazła się nawet dziewczyna z modelingu. Głębsze spojrzenie oszczędziło mi wielu porażek, bo wiedziałem, że z daną kobietą moje starania nie wystarczą – zabraknie mi umiejętności albo przekreśli mnie background. Poczułem, że wreszcie w tym świecie poruszania się po omacku ktoś zapalił światło i wiem, co mam robić, w którą stronę iść, aby nie rozbić się małym palcem o szafkę. Jak mieć „to coś”. Ale po kolei…

Ogólnie mamy strasznie parszywe czasy, jeśli chodzi o świadomość społeczną. Poprawność polityczna to jakiś pierdolony rak niczym Tinder dla relacji damsko-męskich. Niczego nie daj Boże powiedzieć nie można, bo ktoś się obrazi. Wszystko owijać w bawełnę i nic dobitnie. To już zaczęło wylewać na życie prostych ludzi! Całymi strumieniami jak Nil w starożytnym Egipcie. W dzisiejszych czasach już nawet na imprezie czasami ryja nie możesz otworzyć i otwarcie powiedzieć, co myślisz. Nie możesz, bo zaraz co bardziej posrani na punkcie tolerancji będą patrzeć na Ciebie z wyrzutem jakbyś co najmniej przyznał się, że podprowadzasz papier toaletowy z miejsca pracy. Jak ktoś jest gwałcicielem, to nie wolno Ci na niego napluć, nazwać rzeczy po imieniu, bo jego szanować trzeba. Bo on ma swoje prawa i zasługuje na szacunek. Szacunek, czaisz? Gdzie był jego szacunek wobec tej biednej kobiety!? Czy się stoi, czy się leży, czy się jest jebanym pasożytem, złodziejem, imbecylem, kibolem, brudasem czy ścierwem społecznym, to wszystkich musisz szanować! Bo nie można ludzi tak płytko oceniać i każde życie jest cenne! Nie ma lepszych i gorszych, wszyscy są równi!

Otóż gówno prawda. Ludzie nie są równi.

Żulik z jakieś wsi, dla którego jesteś panem kierownikiem, nie jest równy prezydentowi Stanów Zjednoczonych.
Pasożyt bez perspektyw na utrzymaniu rodziców, co siedzi cały dzień przed komputerem, bo nie studiuje i nie pracuje, nie jest równy obrotnemu studentowi, który pracuje i sam się utrzymuje.
Początkujący grafoman, który skrobie nieśmiałe fanfiki Harrego Pottera, nie jest równy znanemu pisarzowi.

Celowo podałem takie skrajne, wyolbrzymione przykłady, abyś zrozumiał, co mam na myśli. Przestało się o tym mówić, ale społeczeństwo jest uwarstwione. Jak dawny system kastowy, piramida społeczna nadal funkcjonuje. Nie ma już chłopstwa i szlachty. Wszystko stało się bardziej płynne. W zależności jaką wartość człowiek przynosi społeczeństwu, danej społeczności, w miejscu pracy albo w kręgu znajomych – jest postrzegany inaczej przez ludzi. Dominuje nad nimi lub jest dominowany. To mogą być umiejętności, stanowisko, kasa, osobowość. W środowisku zmotoryzowanych może to być nawet bryka, a w kręgu zbieraczy znaczków – fakt posiadania rzadkich okazów. Brutalna prawda jest jednak taka, że to wszystko wgryza się w życie jak kleszcz w skórę. Ty też nie jesteś równy innym i dotyka Cię to bardziej, niż myślisz.

Wszyscy ludzie pozostają ze sobą w relacjach nadrzędności i podrzędności. Ty, twoi współpracownicy, rodzina, przyjaciele. Ktoś zostaje Batmanem, a ktoś Robinem. Między każdymi dwoma osobami, które nawiązują relację, prędzej czy później dochodzi do sytuacji, gdzie silniejsza jednostka staje się nadrzędną.

W miejscu pracy jesteś zdominowany przez swojego szefa i zarząd firmy. Możesz mieć nawet bardzo luźne stosunki ze swoim managerem, jak mam na przykład ja, ale jesteś mu osobą podrzędną. To on może Ci narzucić swoje zdanie i to, co masz robić. Jego słowo liczy się najbardziej, a ludzie wokół unikają konfliktu i częściej wolą nabrać wody w usta niż narazić się na nieprzyjemną sytuację. Czują siłę i układają się pod nim. Jego pozycja nadrzędności wypływa nie tylko w związku z pracą. Często gadając o pierdołach na jakimś działowym piwie, wymieniając argumenty, twój szef może cię „wyjaśnić”. Zdominować swoją siłą jak przedszkolanka bachora. Zamknąć Ci usta w argumentacji, używając właśnie tej władzy wynikającej z tego, że jest ci nadrzędny. Mnie raz kierownik próbował na imprezie firmowej „ustawiać”: na zasadzie zrób to, zrób tamto, przynieś alko, bo jemu się czegoś nie chciało. I ma do tego niepisane prawo. W takiej sytuacji postawił was background.

Z drugiego końca kija: najniższy stanowiskowo w zespole, jakiś uczniak, a szczególnie stażysta, jest taką osobą, którą ma się, mówiąc kolokwialnie, w dupie. Nie tyle, że się po nim ciśnie (chociaż takie zjawiska też widziałem), ale najczęściej mało kto bierze jego zdanie poważnie. Jak taki młodziak się za mocno wychyla, to może mieć bardzo ciężkie czasy w dużej firmie. Często znajdują się tacy, co mają jakieś kompleksy władzy i sobie poużywać taką osobą. Czasami nawet traktuje się „młodych” jak chłopców od kawy, a praktycznie zawsze z wyraźną wyższością. Nie tylko na płaszczyźnie zawodowej.

Na forach w Internecie dominuje nad Tobą admin, moderator i wszystkie ich maskotki w postaci lokalnych gwiazd, użytkowników uprzywilejowanych i innych podczaszych kadry zarządzającej. Moderator może Ci narzucić swoje zdanie. Ba! Posiada narzędzia, aby egzekwować ten przywilej! Kolorek lub szarfa dają mu prawo do naginania zasad, a czasami wręcz fajda na regulamin jak gołąb z rozwolnieniem. To samo dotyczy różnych maskotek moderacji – chociażby byli najgorszymi trollami, wisi nad nimi niewidzialna tarcza nietykalności. Jest nawet takie powiedzenie „admin ma zawsze rację”. Prawda jest taka, że admin może nawet twierdzić, że kobiety sikają dupą, a mało kto mu się sprzeciwi. Może gadać dokumentalne bzdury, ale ludzie intuicyjnie będą bać się wejść z nim w konflikt. Często też słyszy się o nadużyciach władzy ze strony moderacji – wielu funkcyjnych będzie cię dociskać i gnębić, jeśli nie pozwolisz im traktować Cię z góry. Jak chcesz uderzyć psa, to kij się zawsze znajdzie i przed wściekłością frustrata nie ochroni Cię nawet wzorowe przestrzeganie regulaminu.

Twoi wszyscy znajomi są ci nadrzędni lub podrzędni. W każdej paczce, grupie, w pewnym momencie krystalizuje się sylwetka lidera i powstaje hierarchia. Powstają wynikające z tego prawa i przywileje. Wartość głosu danej osoby w społeczności. Jeżeli jesteś na szczycie – będziesz przewodził. A reszta ludzi będzie instynktownie za tobą podążać. Mało kto będzie Ci się stawiał, nawet jeśli nie będzie się z tym zgadzał. Od twojej pozycji w stadzie będzie zależał twój szacunek. Wiadomo: są mniej i bardziej patologiczne paczki. Ja znałem takie, gdzie była niepisana zasada, kto może i kogo można gnoić. Kto ma prawo głosu, a komu zawsze wchodzi się w słowo. Liderowi nikt nawet nie próbował wciąć się w temat i przeszkodzić w podrywaniu jakieś kobiety. Z gamoniami z samego końca nikt się nie liczył. Nawet, jeśli ktoś nie był zainteresowany ich pannami, można było zepsuć im podryw. Powiedzieć przy pannie coś, co postawi ich w bardzo niekorzystnym świetle, poniżyć taką osobę. I nikt nie robił z tego powodu żadnego dramatu…

Na poziomie świadomości bardzo ciężko się przyznać, że ktoś nad tobą dominuje. To jak odłożenie ego, zawieszenia go w szafie jak prochowca i przyznanie się do bycia gorszym. Wobec takiego Johnnego Deepa to tak. Ale wobec własnego kolegi? Nigdy w życiu! Zwykło się mówić wtedy, że „jesteśmy równi w tej paczce”. To jest takie właśnie gadanie, kiedy ktoś jest podrzędny. Ale na poziomie podświadomości nie da się tego zagłuszyć. Podświadomość pracuje i układa cię pod hierarchię.

W poprzednim blogu wspominałem o mojej nastoletniej paczce i o tym, że mieliśmy swojego lidera. Na tamte czasy oczywiście nikt tak tego nie postrzegał. Dopiero późniejsze przemyślenia doprowadziły mnie do tej refleksji. Nikt tego nie postrzegał, bo nikt nie chciał głośno powiedzieć, że jest jakaś sylwetka bossa. Wszyscy udawali, że wcale nie widzą, kto tutaj rozdaje karty. A to właśnie jego słowo znaczyło, kto popada w niełaskę, a kto jest pochwalony. On decydował, co robimy. To co on myślał i głosił było najważniejsze – a reszta dawała to sobie wlewać do głów.

Pamiętam na przykład, jak kiedyś organizowaliśmy imprezy i wydarzenia w moim mieście. Było z tym dużo zamieszania, jeżdżenia i gadania z ludźmi, jakbyśmy organizowali co najmniej napad na bank i musieli kompletować załogę. Gra była jednak warta świeczki, bo były z tego dobre jak na tamte czasy pieniądze i mega możliwości rozszerzania kręgu socjalnego – w tym o piękne kobiety. Pamiętam, że poznawaliśmy wtedy dużo osób, z którymi robiliśmy ten biznes. Głównie małych biznesmenów z kapitałem, szefów klubów i lokali. Ale po jakimś czasie te osoby gadały głównie z naszym liderem. Dało się wyczuć wyraźny dystans wobec całej reszty paczki. Jakbyśmy byli mniejsi. Jakby nie do końca chcieli nas słuchać. Cokolwiek powiedzieliśmy, to ci biznesmeni patrzyli na naszego lidera, jakby oczekując potwierdzenia wobec naszych słów. Dlaczego? Bo oni chcieli gadać z równym sobie, a nie jego pomagierami. Chcieli gadać z Big Daddym zespołu, Kapitanem Czarnobrodym, Batmanem. A nie robić biznes z jego gromadką Robinów.

Raz stworzoną hierarchię bardzo ciężko jest zaburzyć. Ludzie prędzej będą stawać na głowie, aby kogoś wykluczyć ze społeczności niż pozwolić na jego „awans”. Ale czasami się to udaje i takiej osobie wydaje się wtedy, jakby cały świat się nagle pozmieniał. Nagle wszyscy wokół dostają zbiorowego popierdolenia. Robi się jakieś dziwne ożywienie jak wtedy, gdy polska reprezentacja wyszła z grupy. Spójrzcie, jak to często bywa w przypadku takiego szarego Kowalskiego, którego każdy średnio lubił i nikt raczej nie wierzył, że mu się uda. Spójrzcie, co się dzieje, jak jednak wbrew wszystkiemu osiągnie sukces i zacznie robić poważne pieniądze, kupi fajną furę i zacznie otaczać się dziewczynami. Aktualni koledzy albo nagle się od niego odwracają jak Szwecja od problemu gwałtów, albo zaczynają jakoś cieplej na niego patrzeć, klepać po plecach i życzliwie się wypowiadać. Jak ktoś się czuje zagrożony, to za wszelką cenę próbuje takiej osobie wpierdolić nóż w plecy, wystawić ją, jakoś wykluczyć. A jak ktoś ma bezpieczną pozycję, to nagle chętniej się z tą osobą buja, trzyma bliżej. Przypadek? To tak, jakby mówić, że w ’39 Niemcy przypadkowo ostrzelali Westerplatte.

Istnieje kilka sposobów, jak określić, kto jest nadrzędny, a kto podrzędny.

- Kto zabiega o względy drugiej osoby?
- Kto jest podatny na sugestię?
- Kto może narzucić swoje zdanie?
- Kto może kogo zdominować w dyskusji, „wyjaśnić”, zmusić drugą osobę do milczenia albo zachowania swoich poglądów dla siebie?
- Czyje słowo jest ważniejsze w konflikcie?
- Kto decyduje?
- Kto przewodzi?
- Czyje idee rozchodzą się wirusowo, są nagradzane serdecznymi uśmiechami i ciepłymi emocjami, a kto jest ignorowany i olewany, napotyka chłód?
- Kto mówi, na co ma ochotę, a kto pilnuje swoich słów?
- Kto jest emocjonalnie zależny od opinii drugiej osoby?

I tak dalej…

Zwykło się na portalu mówić „nie ważne co mówisz, ważne jak mówisz”. Ja myślę, że oba te czynniki są równie istotne. Ale jest jeszcze trzeci czynnik - ważniejszy od obu poprzednich: kluczowe jest kto mówi. Kim jest dla kobiety facet, wypowiadający te słowa.

Jeden może zalewać kobietę najbardziej wymyślnymi komplementami i nawet nie ruszy jej emocjonalnej sfery. Dowartościuje tylko jej ego, pogrążając się coraz głębiej w odmętach friendzone. Drugi rzuci coś mimochodem i sprawi, że ona będzie o tym myślała przez cały dzień.

Jeden za sprośny tekst zostanie nazwany świnią, chamem i gwałcicielem, a drugi poruszy tym kobietę i sprawi, że ona zacznie myśleć o brzydkich rzeczach.

Prawda jest taka, że kobiety nie sypiają z facetami, którzy są niżej w hierarchii od nich. Którzy są od nich słabsi osobowościowo i życiowo. Których mogą zdominować i czują nad nimi wyższość, a oni łakną ich atencji i uwagi jak małe pieski dopraszające się łaski. Od tego, jak ona na ciebie patrzy zależy wszystko. Cały odbiór twojego działania, pryzmat postrzegania twoich działań wobec niej. One potrzebują silniejszego od nich samca. Nie chodzi o siłę fizyczną, kasę, pracę. Chodzi o coś dużo głębszego. Siłę osobowości.

Czym jest więc uwodzenie? W pierwszej kolejności jest sztuką ustawiania się nadrzędnie wobec kobiety. Dominowania jej. Kontrolowanym tworzeniem relacji, gdzie kobieta jest Ci osobą podrzędną. Wszystko, co robisz, jest po to, aby jak najbardziej i jak najszybciej zepchnąć ją w dół. Aby mocno posadzić ją na ziemi, a Ciebie wywindować po pozycji jej Boga. Aby w kontrolowany sposób stworzyć najbardziej korzystną dla ciebie relację nadrzędno-podrzędną. Sprecyzować w jej głowie, kto w tej interakcji ma piedestał.

Posiadanie „tego czegoś” jest mierzone w tym, jak bardzo kobieta musi unieść głowę, aby spojrzeć Ci w oczy. Kiedy masz „to coś”, cała reszta staje się zasadniczo prosta.

Negi ściągają kobietę na ziemię z piedestału męskiej atencji i komplementów. Zaburzają jej pewność siebie, nadają śmiertelności. Pomagają zacząć zdrową relację, w której jesteście dwójką zwykłych ludzi, a nie księżniczką i chłopem. Podobnie z resztą działają wszystkie droczenia, w których np. mówisz kobiecie, że jest okropna albo chrapie w nocy. Implikujesz jej jakieś negatywne zachowania, zaczepiasz się z nią na żarty. To wszystko utrzymuje ją mocno na ziemi. Ona czuje, że nie spoglądasz na nią jak na jakąś półboską istotę, która nie pierdzi. Nie spoglądasz na nią jak inni kolesie, których ono masowo koszuje. Traktujesz ją na równi i to dziwne położenie bardzo jej się podoba. Zwróćcie uwagę, jak bardzo lasce się podoba, jak jej trochę ciśniesz. O ile nie trafisz na jakąś nuklearną zołzę, to w większości przypadków laska będzie ucieszona jak jamnik na parówki.

Próby podkopania męskiej ramy i testy to nic innego, jak sprawdzanie stabilności twojej fasady. Kobiecy mechanizm, aby odkryć, czy faktycznie jesteś wewnętrznie silniejszy, czy jesteś tylko balonikiem napompowanym dużymi obietnicami i umiejętnościami samosprzedaży. To naturalne mechanizmy wszystkich ludzi, ale jednoznacznie wskazują, że jesteś na dobrej drodze. Że ona zakłada możliwość, aby ustawić Cię nad sobą.

Preselekcja, dowód społeczny – to nic innego jak żywe pokazanie, że inni ludzie są wobec ciebie podrzędni i sami ustawili cię wysoko w swojej hierarchii. To przyciąga zainteresowanie innych kobiet, które będą szukać w tobie tych cech, za które masz swoją pozycję i też będą skłonne ustawić się pod tobą.

Historie DHV, opowieści, poczucie humoru i wszystkie rutyny przedstawiają cię jako zajebistego gościa z dobrej ligi. Rośniesz w jej oczach na kogoś nieprzeciętnego. Zawsze się śmiałem, jak filozofowie podrywają bagatelizowali hobby w uwodzeniu. Że takie nieznaczące i co to właściwie laskę obchodzi. Otóż, panowie, jak masz hobby i potrafisz o nim opowiedzieć z energią, prawdziwym fanatyzmem w oczach, to robi na pannach ogromne wrażenie. To może być nawet hodowanie jedwabników i czesanie żółwi, jeśli cię to kręci. Ale im więcej tych hobby masz, im fajniejsze prowadzisz życie, tym bardziej możesz pannę tym zamurować. Ona weryfikuje swoje życie, porównuje z twoim, dodaje dwa do dwóch i nagle jej wychodzi, że przy tobie to jest malutka i może ci buty czyścić.

Czasami słyszałem na podrywaju teorie, że lepiej być w podrywie głupim trepem niż oczytanym intelektualistą, bo intelektualista nie ma powodzenia. Prawda jest taka, że oczytany koleś, który wie to i owo, robi na laskach piorunujące wrażenie. Miażdży je wręcz, sypiąc ciekawostkami jak z rękawa. Niektóre randki u mnie przebiegały tak, że nie robiłem nic, tylko gadałem, co tam ciekawego przeczytałem. Zasypywałem je jakimiś ciekawostkami z psychologii, mieszając to z kuchnią Tajlandii i zachowaniem stadnym wilków. No, ale jak ktoś nie potrafi wykorzystać swoich atutów, to może mieć nawet tresowanego kota akrobatę, dwa penisy, jednorożca i licencję pilota, a nic tym nie ugra i będzie płakał, że inni mają łatwiej.

I odnośnie ulubionego tematu na podrywaju – wygląd, kasa, praca. Jak wszystkie inne atuty mają znaczenie w zdeterminowaniu, kto jest komórką nadrzędną w tej relacji. Tyle że to nie wystarczy, jeśli czar pryska, gdy tylko facet otwiera usta. Bądź pewny – będą testy. Ona też ma ładną buzię, pewność siebie pielęgnowaną męską atencją i łzami stulejarzy, którzy wypisują do niej na fejsbuczku, licząc, że dziś ich modlitwy zostaną wysłuchane i ona ich pokocha za to jakimi są świetnymi białymi rycerzami. Piękni kolesie nie ruchają tak wiele, jak się niektórym zdaje. Otrzymują trochę kredytu na początek ze względu na buzię. Ale co dalej? Dalej czeka ich ta sama mordownia co innych. Testy, licytacja, walka.

Z wyglądem jest jak z przekleństwem dużego penisa: ci, co nie mają, to myślą, że Bóg ich pokarał i dlatego im się nie udaje. A ten co ma, to często myśli, że to zrobi za niego całą robotę.

To jest walka, panowie. Walka o dominację. Kto komu założy uzdę, a kto da się potulnie oswoić. Trzeba wyciągnąć z siebie wszystkie swoje talenty i zręcznie je sprzedać. Bez dominacji nie ma jazdy na tej karuzeli. Bez dominacji mimo najlepszych chęci i sztuczek będziesz czuł, że do tej kobiety nie masz podjazdu. Że nic na nią nie działa. Będziesz się wkurwiał, że aż ci się kwaśno zrobi w buzi, rwał włosy z głowy, dwoił się i troił nad złotymi tekstami na podryw, ale wszystko to będzie krew w piach. Tak jak bardzo brzydkie kobiety nie istnieją w twoim świecie, tak ty nie będziesz istniał w jej. Dlatego też wiele tematów na portalu, waszych problemów, mokrych snów o koleżance z pracy albo dziewczynie, która wrzuciła was do szufladki „przyjaciel” i błaganie o pomoc jest z góry skazane na niepowodzenie. Tu się nie uda nic, aby wygrać rywalizację o jej cipkę, bo wy nawet nie bierzecie udziału w tej rywalizacji.

Zasadniczo najważniejszą rzeczą, która jest do wyciągnięcia z tej lekcji jest: jeśli nie czujesz, że jesteś w tej interakcji nadrzędny wobec kobiety, to masz przede wszystkim zrobić wszystko, aby tak się stało. Masz użyć wszystkich narzędzi, które daje Ci strona, i wysunąć się ponad nią. Jeśli nie potrafisz tego zrobić, zaakceptuj, że ta relacja nie ma szczęśliwego ciągu dalszego. To uczucie wyższości nad drugą osobą i jego braku można z powodzeniem traktować jak małą przewodniczkę po świecie uwodzenia. Twoją osobistą Gwiazdę Polarną.

Nie kłopocz się z tym, na której randce kobietę powinno się całować. Kiedy zaprosić do domu. Ile godzin trzeba odczekać przed seksem? Ile między poszczególnymi fazami eskalacji? Liczby, liczby, liczby! One tutaj nie działają, bo każdy przypadek jest inny. Zamiast tego zadaj sobie kluczowe pytanie – czy już ją zdominowałeś? Czy ona podąża za tobą i już się zgodziła, że w tej relacji TY dowodzisz? Jeśli nie czujesz się kapitanem tego statku, nie ma co postępować z eskalacją. Bo tak naprawdę jeszcze nie ma żadnych WAS. Nadal walczysz w fazie grupowej.

Warto też zwrócić uwagę, co się dzieje ze związkiem kobiety i mężczyzny, kiedy ta nadrzędność zostaje zachwiana i kobieta wysuwa się na prowadzenie. Facet traci pracę, zaniedbuje się, zamienia w miękką kluchę. Czasami poślizgnie się w życiu, a czasami zwyczajnie straci na wartości w oczach kobiety. Oddaje kobiecie coraz więcej tej dominacji, pozwala jej na prowadzenie. Po chwili słyszy, że się zmienił, że to już nie to samo. Kobieta zaczyna uciekać od niego emocjonalnie, a on zaczyna prosić o kolejne szanse, starać się i „gonić króliczka”. Chce dobrze, ale nie widzi, że to ruchome piaski tej relacji i tylko coraz bardziej się tym pogrąża. Zostaje sam, chociaż w zasadzie nic złego nie zrobił.

Przypomina mi się w tym miejscu mój własny związek. Była słodką, niewinną blondynką o oczach jak dwa wielkie, błękitne jeziora. Miała aparycję szarej myszki, ale był w niej prawdziwy ogień i niejeden się na tym przejechał, kiedy wbijała go w ziemię błyskotliwymi komentarzami, ironią i inteligentnym dowcipem. Łatwo jednała sobie ludzi i – chyba przede wszystkim – była bardzo śliczną kobietą. Na tyle atrakcyjną, że wielokrotnie później miałem przez to problemy. Faceci zazdrościli mi jej. Zaczynali ze mną konflikty podszyte zazdrością, chcieli się o nią bić, jakbyśmy co najmniej cofnęli się do czasów jaskiniowych, a ona była błyszczącym kamieniem. Miała cały wianuszek adoratorów, którzy jak psy kopali przy płocie, próbując sforsować mur i dostać się w jej łaski. Czułem od moich własnych kumpli, że niejeden wbiły mi nóż w plecy po samą rękojeść i przekręcił na deser, gdyby tylko mogli w zamian dostać ją. Nawet na dzisiejsze standardy, mimo większego wyboru wśród kobiet i zdecydowanie pokaźniejszego wachlarza doświadczeń, uważam ją za piękną kobietę z najwyższej ligi.

Poznali nas wspólni znajomi. Kilka razy mieliśmy ze sobą sporadyczną styczność, ale bez jakiegoś sensownego kontaktu. Prawdziwe poznanie przyszło na jednej z letnich imprez w kręgu znajomych. Była to impreza, gdzie wyraźnie ja i ona staliśmy na samym szczycie hierarchii tej grupy. Dziewczyna miała wtedy sporo problemów w emocjami przez sytuację w domu, trochę popiła i poniosło ją przy kłótni z jej kolegą, a moim jeszcze niedoszłym kolegą. Pokłócili się o jakąś pierdołę, już nawet nie pamiętam o co, ale skończyło się tym, że w porywie złości uderzyła go i rozcięła paznokciem niebezpiecznie blisko oka. Byłem akurat tego świadkiem i w mojej opinii zachowała się jak debilka, więc od razu interweniowałem i zacząłem dziewczynę jebać z góry na dół, nie przebierając w słowach. To była w zasadzie nasza pierwsza prawdziwa interakcja. Rozprawiałem się z nią słownie chyba z dziesięć minut. Skompromitowałem ją, poniżyłem, zrugałem jak małego pieska. Praktycznie doprowadziłem ją do granicy płaczu, ale nikt nie wszedł mi w słowo, nie próbował białorycerzykować. Zupełnie jakbym miał niepisane prawo zsyłać na nią niełaskę i reprymendę.

Wbrew pozorom nie zaczęła po tym ode mnie uciekać, a jakby bardziej szukać mojego towarzystwa. Koniec końców zaowocowało to długim, szczęśliwym związkiem. Mimo wszelkich przeciwności w postaci w adoratorów, uwiązała się mnie jak panda pędów bambusa i wyraźnie czułem, że do naszego związku byle koleś z ulicy nie ma podjazdu.

Związek zaczął się kończyć w momencie, gdy straciłem tę siłę, która ją ze mną związała. Miałem wtedy sporo problemów w życiu i w mojej głowie. Krok po kroku zmieniłem się z osoby nadrzędnej w podrzędną. Kłótnie mnożyły się jak wirusy grypy, znacząc nasz związek kolejnymi warstwami blizn. W pewnym momencie trzymało nas przy sobie tylko ciepłe wspomnienie lepszych dni i ckliwe przywiązanie. Skończyło się. Nie wystarczyła miłość, seks i zaspokojenie swoich potrzeb. Nie wystarczyły dobre chęci, bo zmieniłem się jako osoba w jej oczach.

Ostatnią wartą podkreślenia rzeczą, jeśli chodzi o dominowanie drugiej osoby, jest kwestia mindsetu i traktowania kobiet przez jego pryzmat. Jak wspominałem wcześniej, większość procesów generowania nadrzędności i podrzędności przebiega poza ludzką świadomością i kontrolą. Twoje przekonania oddają w dużej mierze procesy przebiegające w podświadomości. Twoje lęki i demony, które wykręcają twoją perspektywę.

Jeżeli facet zmóżdża się nad tym, że kobiety lecą na wygląd i zastanawia się, czy jest wystarczająco śliczny, aby ona na niego poleciała, to z jakim mindsetem on właściwie wchodzi do tej relacji? Z mindsetem dominatora? Z mindsetem silnego faceta, który jest jej godny? Czy z mindsetem łajzy i marudy? Gościa, który potrzebuje pozwolenia, poklepania po plecach i zielonego światła, że może wjeżdżać i ona grzecznie się pod niego ułoży…

Fajną ciekawostką jest też to, że kobiety w dzisiejszych czasach zwykły pomniejszać swoje osiągnięcia. Rzadko na początku mówią o swoich hobby, o pieniądzach i marzeniach. Ostatnio, gdy poderwałem taką jedną panią spod Opola, to dopiero po seksie dowiedziałem się, że jest szefową dużej firmy części metalowych w moim regionie. Powiedziała mi dopiero wtedy, bo się bała, że będę kolejnym facetem, który ucieknie. Ona już się z tym pogodziła, że jej się udało i nie chciała nawet oceniać facetów swoją miarą. Ale faceci nagle wpadali w panikę, jakby okazała się trędowata. I najgorsze jest to, że to nie jest pierwszy sygnał od kobiet, że takie zjawisko istnieje. Panowie kretynieją przy pięknych kobietach z sukcesami. Dosłownie. Jakby nagle IQ i wiek zamieniły się miejscami – jaja uschły na wiór, a mózg zapomniał o funkcji mowy. Wszystko przebiega świetnie, ale nie daj Boże dowiedzą się, że kobieta ma stanowisko. Albo jeszcze gorzej – zarabia więcej! No to wtedy zaczyna się dramat. Wedle kobiecych raportów mężczyzna bierze sobie za punkt honoru wszystko spieprzyć. Najlepiej precyzyjnym strzelaniem we własną stopę.

Podstawą do zdominowania kobiety jest wiara w to, że na to zasługujesz. Że jesteś jej godny. I to – mam wrażenie – u większości facetów zdrowo kuleje.

Kiedy pojawia się kwestia jej wyglądu, kasy, stanowiska, to nagle faceci sobie przypominają o kobiecych wymaganiach, których rzekomo nie spełniają. Że nie mają buzi modela. Że nie zarabiają milionów. Że oni są 4/10, a ona 7/10, a grą można ugrać maksymalnie 2 punkty… Że takie laski to pewnie tylko z ciachami się umawiają. I zapętla się taki facet w myśleniu, co ona sobie myśli.

To wszystko takie gadanie mocno podszyte myśleniem „nie jestem godny”. No owszem: nie jesteś. Bo z takim myśleniem to nie ma mowy o tym, że ty będziesz w tej relacji górą. Na co liczysz? Oficjalne pismo od niej, że spełniasz wymagania?

Tutaj wszystko rozbija się o całą masę szczegółów i szczególików. Nawet taki niby drobiazg jak zapłacenie za kobietę na pierwszej randce. Że TY musisz zainwestować w nią. Dać pieniądze na OBCĄ osobę, bo ma waginę i jest ładna. Bo inaczej zostaniesz odrzucony i oceniony. No jaki to ma dla Ciebie wydźwięk? Dominującego samca z samej góry hierarchii?

No właśnie. Większość facetów przerasta chociażby koncepcja spotkania się z kobietą jako dwójka równych ludzi.

Cała ta tematyka to jest dla mnie temat rzeka. Cieszę się, że mogłem go przedstawić, chociaż i tak rozpisałem tylko ogólne koncepcje i zależności, które zauważyłem, a nawet kilka musiałem odrzucić na poziomie edycji tekstu, bo zapętliłbym się w jeszcze głębszy tajfun wyjaśnień, teorii i przykładów. Niemniej myślę, że rozwinąłem to wystarczająco szczegółowo, aby większość osób mogła zrozumieć koncepcję, która – moim zdaniem – w głównej mierze napędza całą tą międzyludzką maszynę.

Jestem przekonany, że przy odrobinie wysiłku będziecie w stanie odnieść przedstawione przykłady do waszego życia i – być może – wynieść z tego jakąś cenną lekcję.

Odpowiedzi

Można by to skrócić do

Można by to skrócić do jednego zdania. Ciągnie nas do ludzi, któych uważamy za lepszych od siebie. Kogoś, kogo zdanie ma dla nas i dla otoczenia znaczenie. W jaki sposób dana osoba znajduje się w takiej pozycji nie ma już znaczenia. Jak dla mnie, dzięki pracy nad sobą, 90% osób bez wielkiego wysiłku może znaleźć się w pozycji wyższej od znacznej większości płci przeciwnej. Wystarczy determinacja i ciężka praca nad sobą.

Jak zobaczyłem kto jest

Jak zobaczyłem kto jest autorem bloga, wiedziałem że nie będzie on zbyt krótki. Czechow mawiał, że zwięzłość jest siostrą talentu. Weź sobie proszę te słowa do serca. Nie dałem rady dobrnąć do końca...

Portret użytkownika Loollipop

Proszę, nie mów ludziom co

Proszę, nie mów ludziom co mają robić, tylko dlatego, że nie zgadza się to z twoim punktem widzenia.

Autor szczegółowo opisał kilka naprawdę bardzo ważnych kwestii, o których można przeczytać tylko pobierznie na tym forum.
W mojej opinii formę dłuższej wypowiedzi przy tak dobrym piórze powinno się chwalić, nie krytykować ale to już moje zdanie.

W każdym razie z przyjemnością doczytałem do końca bloga i chciałbym, żeby autor spisywał tu częściej swoje przemyślenia.

Do ulubionych i na główną.

PS nie zawsze zwięzłość jest cnotą, jeśli masz co przekazać światu Wink

Z tego zdążyłem doczytać

Z tego zdążyłem doczytać przekaz był taki;

Miej jaja by mówić co myślisz, jeśli masz coś sensownego do powiedzenia. Kropka. Czy coś mnie ominęło?

Portret użytkownika Yami

Paaaanie, ja tu tylko

Paaaanie, ja tu tylko tłumaczę, jak działa telewizor, a nie jak taki telewizor zbudować. W dodatku najczęściej jako jedyne materiały mając garść gwoździ, tubkę keczupu i dwie lewe ręce Smile Reperowanie zjebanego mindsetu to jest materiał na inne wpisy albo raczej całe książki

Portret użytkownika Hasano

add tu fejwrit

add tu fejwrit

Portret użytkownika Creedence

Ostatnio tylko Twoje blogi

Ostatnio tylko Twoje blogi sprawiają, że tutaj zaglądam. Czekam na więcej. Zasłużona główna ode mnie.

No właśnie temat dobry ale na

No właśnie temat dobry ale na forum dalej przewijają się porady dzięki którym facet ma mieć lepsze szansę u kobiet: - zrób to i to, tego nie rób, zachowuj się tak, tego kobiety nie lubią, ubieraj się tak i tak, unikaj tego i tamtego

Teraz zastanówmy się czy facet mentalnie silniejszy od kobiety powinien stosować rady mające na celu zwiększenie jego szans u kobiet? Czy facet chcący narzucić swoją "dominacje" powinien w ogóle brać pod uwagę wymagania kobiet i bawić się w ich spełnianie? Czy powinien się zastanawiać w ogóle czy ma jakiekolwiek szansę i jaką "technikę" zastosować?

Moim zdaniem najlepszą drogą do stania się mentalnie (silnym) facetem jest właśnie nie uleganie presji społeczeństwa. Silny jest facet, który ma własne cele i plany i dąży do ich realizacji, pomimo tego że sąsiedzi z klatki A i B się z niego śmieją a rodzina nazywa do debilem.

Wielu ludzi traci właśnie te wyższość ponieważ traktuje cudze zdanie wyżej niż swoje. Ktoś powie że trzeba zrobić tak i tak, a tak nie wypada a dana osoba zamiast zastanowić się na co SAMA ma ochotę to robi tak jak ktoś mówi.

Weźmy prosty przykład:
Yami podał dobry przykład związany z płaceniem za kobietę. W wielu zakątkach internetu przyjęło się mówić o tym że to facet musi koniecznie płacić za kobiety na randkach bo jest to kwestią dobrego zachowania i poprawnego społecznie i już. Każdy kto nie płaci to sknera, burak i cham i pewnie biedak bo go nie stać Smile - tak mówi społeczeństwo.
Jak myślicie czy silniejszy jest facet który robi coś na co ma ochotę i jeżeli nie ma takiej ochoty (w tym wypadku nie płacić) to nie płaci pomimo tego, że większość społeczeństwa by go za to zjechała? Czy właśnie osoba, która stosuje wszelkie rady jak się idealnie "dopasować" w społeczne ramy?

Czy silniejsza psychicznie jest osoba, która ubierze sobie obcisłe rureczki jeśli ma na to głęboką ochotę pomimo tego, że każdy "prawilny" koleżka będzie się śmiał "pedauuu"? Czy ta osoba, która dopasuje się w normy społecznie i ubierze zwykłe dżinsy?

Podstawowym w mojej opinii błędem jest deprecjonowanie swojego własnego zdania kosztem zdania innych i brak asertywności. Piesek będzie umniejszał wartości swojej opinii kosztem zdania kobiety, popychadło będzie dopasowywać się do opinii znajomych a swoje zdanie odrzucać, maminsynek będzie podporządkowywał się mamusi a swoje zdanie odrzucał itp. Wiele związków rozlatuję się właśnie w momencie, gdy facet zaczyna traktować opinię kobiety bardziej poważnie niż swoje i stara się dopasowywać za wszelką cenę. Często właśnie rezygnuje z pasji, znajomych, lepszej pracy a na koniec słyszy że nie jest tą samą osobą - no ale jak ma być skoro nie słucha "własnego głosu" tylko głosu ludu?

Dlatego zamiast dopasowywać się do norm i opinii społecznych warto kroczyć własną ścieżką, mieć swoje zdanie i brać je pod uwagę częściej niż zdanie innych, nawet jeśli wszyscy krzyczą ci że tak nie wolno. Twoje życie to twoje wybory, jeśli chcesz żeby ludzie cię szanowali zacznij dokonywać własnych wyborów zamiast wiecznie robić wszystko "jak należy" i "tak jak wszyscy".

Portret użytkownika stiV

Musze przyznać że ten blog

Musze przyznać że ten blog jest dla mnie niczym jebni*ciem łopatą w łep na otrzeźwienie.
Już czytając tego bloga miałem w głowie wizualizacje jak to ma się koło mnie w codziennym życiu ale dopiero po przeczytaniu całego artykułu kiedy miałem chwile na zastanowienie się nad tym wszystkim i złączenie wszystkich faktów oraz nawiązanie ich do rzeczywistości zdałem sb sprawę że nasze społeczeństwo to jest jedno wielkie szufladkowanie gorszy/lepszy.
Chciałbym ci bardzo podziękować gdyż otworzyło mi to oczy i normalnie śmieje się do sb że miałem to wszystko przed oczami ale nigdy nie zdawałem sb z tego sprawy... do teraz.
Zachęcam cię do dzielenia się większą ilością twoich przemyśleń gdyż mam nadzieję że tak jak mi wniesiesz nieocenioną wiedzę do życia.
Oczywiście zgłaszam na główną i mam jedną prośbę... Mógłbyś ktoś z was polecić mi książkę na ten temat gdzie jest to szerzej opisane? Z góry pozdrawiam

"Często gadając o pierdołach

"Często gadając o pierdołach na jakimś działowym piwie, wymieniając argumenty, twój szef może cię „wyjaśnić”. Zdominować swoją siłą jak przedszkolanka bachora. Zamknąć Ci usta w argumentacji, używając właśnie tej władzy wynikającej z tego, że jest ci nadrzędny. Mnie raz kierownik próbował na imprezie firmowej „ustawiać”: na zasadzie zrób to, zrób tamto, przynieś alko, bo jemu się czegoś nie chciało. I ma do tego niepisane prawo. W takiej sytuacji postawił was background."

"I ma do tego niepisane prawo."

Tylko jeśli mu pozwolisz. Biznesowo takie zachowanie szkodzi zespołowi, a w rezultacie całej firmie. Znam historie, że koleś poleciał za takie "ustawianie" (ofc w pracy, ale takie zachowanie wynika ze zjebanego mindsetu, kompleksów i tego, że w dzieciństwie mamusia przytulała za mało albo tatuś za dużo - tego wszystkiego nie zostawisz w domu jak idziesz do roboty).

EDIT: Rozważając tę sytuację mam na myśli zespoły wykwalifikowanych profesjonalistów (programiści, graficy, brokerzy, etc.). Jeżeli zadaniem zespołów jest przerzucanie gówna z hałdy A na hałdę B przy użyciu łopaty C na jakimś zadupiu to wtedy manago "ustawiający" są premiowani, a dzięki nim "zespoły" w ogóle pracują.

Rozwijając myśl: Świat nie jest czarny, ani biały. Nie jest też szary. Świat jest zielony.

Bardzo ciekawy post dodaje do

Bardzo ciekawy post dodaje do ulubionych.

Portret użytkownika Jarapi

Bardzo dobry blog. Przyjemnie

Bardzo dobry blog. Przyjemnie się czyta, czekam na więcej.

Portret użytkownika Jajo

Świetna jakość. Jeden z

Świetna jakość. Jeden z najlepszych blogów jaki kiedykolwiek czytałem na stronie. Dziękuję.

Portret użytkownika huka

Fakt, styl pisania,

Fakt, styl pisania, argumentacja i ogólne pesymistyczne przesłanie, jak u Heatcllifa , nawet ci wujowie... eh

Dawno tu nie zaglądałem, bo

Dawno tu nie zaglądałem, bo swego czasu poziom artykułów mnie do tego zniechęcił. Teraz, odświeżając kilka ulubionych, trafiłem na ten blog i przypadł mi do gustu. Dobra robota.

Nie zgadzam się z osobami, które narzekają na długość tekstu. Moim zdaniem ten tekst właśnie nie jest za długi, bo żeby nie być powierzchownym w pisaniu to trochę zdań trzeba z siebie wyrzucić. Nie da się aż tak streścić tego tematu, a nawet jeśli ktoś jest w stanie podsumować to jednym, dwoma zdaniami to i tak nie będzie miało to ostatecznie tego samego wydźwięku.

Niewygodna prawda, ale dalej prawda. Jak łatwo jednak jest stracić tę prawdę z oczu i zacząć wierzyć w iluzję przyjemnego, równego świata!

Portret użytkownika Texic

"Podstawą do zdominowania

"Podstawą do zdominowania kobiety jest wiara w to, że na to zasługujesz. Że jesteś jej godny."

Złote słowa.... Kwintesencja całego bloga.

Piękne.

Piękne.