Przychodzę dzisiaj do kościoła spóźniony, siadam, patrzę w bok a tutaj 3 metry ode mnie siedzi ładna panna. Zauważam, że popatrzyła na mnie. Myślę sobie: nie, tyler, nie możesz tak tego zostawić!
Wychodzę z kościoła. W głowie milion wymówek, one teraz odchodzą na bok. Idę za nią, powoli ją doganiam, już mam do niej podejść i zarzucić moim fenomenalnym otwieraczem, kiedy ona...wyciąga telefon i dzwoni.
Cholera, akcja spalona.
Podkulam ogon i wracam pod kościół, żeby wrzucić pieniążki do skarbonki Wielkiej Orkiestry. Odwracam się w stronę, w którą odeszła. Fuck, jest już daleko...ale ciągle ją widzę! Nie, nie odpuszczę ci kochanie!
Brodzę przez zwały śniegu szybkim krokiem za moim targetem, ona ciągle siedzi na telefonie. Darmowe weekendy czy jak? 5 minut później dzieli nas już tylko ulica. Przechodzę na drugą stronę i zaczynam: hej, siedzieliśmy obok siebie i pomyślałem sobie, że będę na siebie zły jeśli cię nie poznam.