Portal Uwodzicieli
Witryna poświęcona relacjom damsko męskim oraz budowaniu międzyludzkich więzi emocjonalnych.
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit END.

20.06.2020

Portret użytkownika Pjetrek

Od trzech miesięcy, mamy do czynienia z pandemią. W moim przypadku jest to dosyć specyficzny okres. Okres w którym powróciło wszystko do mrocznej rutyny z przed lat. Jestem teraz w domu ze starymi i siostrą, która musiała wrócić z większego miasta bo "mamusia kazała" / "boję się" (A w zasadzie nie wiem tego, nie zamieniłem z nią słowa bez kłótni w zasadzie przez całe życie). Przed tą całą farsą miałem super plany, ułożoną samodyscypline. Hah, to wszystko poszło się jebać. Nie pomedytujesz bo cały czas są kłótnie. Nie wstaniesz rano o 5 bo 'studenckie rzycie' (specjalnie przez RZ bo to nie jest życie) jest bardziej coool i trzeba sie dostosować do chodzenia spać o 2 w nocy ;D i wpiepszać czipsy z kolą ;D "bo tak"

Dobra ale po co ja to pisze?

To w zasadzie jest wstęp, podobne uczucia jak teraz, targały mną około 5 lat temu gdy wyjeżdżałem do roboty na wakacje. Wkurwienie i motywacja wyjścia z kurwidołka, chęć zarobienia pierwszego konkretnego keszu w życiu (byłem łasy na 2 tysiące €, na ten czas mogłem sobie za takie pieniądze ułożyć życie na nowo ;D) dała mi pretekst do wyjazdu z moim kumplem z getta na obozy pracy dla białasów zwane magazynami w królestwie kwiatów - niderlandy.

Aktualnie zapierdalam ostro nad projektami. Ze wzglądu na pandemię, musiałem zrezygnować z pracy którą obrałem dodatkowo, pracując równolegle z uczelnią. Musiałem przejść na zdalne i to był mój gwóźdź do trumny. Dzień w dzień budziłem się wycieńczony, wypłukany z chęci. Myślałem sobie - "kurwa jebana psia mać, było tak zajebiście". Po kilku tygodniach zauważyłem, że złe afirmacje zaczynają postępować (z kim przystajesz takim sie stajesz). No dostaję poprostu plaskacze na ryj. Na początku przedstawienia zwanego "Domem" Stawiałem granice, nie dawałem sobie wejść na głowę, dyskutowałem i rozmawiałem. Dosłownie wszystkie normalne rzeczy które stosowałem w normalnych relacjach nie działały. Nigdy ja ani mój stary nie mieliśmy racji w domu. Ponadto nawet stary dołączał się nieraz do tego że to ja nie mam racji, żeby się podlizać mamuśce i siostrze, że on obrońca uciemiężonch (pojebał strony totalnie) i potem jechały jemu. Daje tak sobą pomiatać i on uznaje ten hardcore za normalny stan rzeczy.

Ale dlaczego mi to przeszkadza? Innego życia nie znam? No właśnie znam...

... Podczas wyjazdu do mitycznej krainy gotówki w euro w roku 2016 miałem okazję spotkać różnych ludzi. Czułem się tam bardzo dobrze, ciężki rap, smoke weed, fajne czarnulki na mieście (harderwijk - polecam w chuj) których nie umiałem zarwać bo mój angielski is invalid in this time, you know bruh, ale przynajmniej było na co popatrzeć. Z dwa razy podszedłem i zagadałem po polsku (siema laska I FRRRRROM POŁLEN. SEBIX LOVE BETTER) ogólnie beka grana, mialem też akcje ze strony czarnulki która zagadała mnie indirect ;D o linię autobusową ale biedny szukałem słów ;( speszyłem się i było mi smutno... (Mam cie, żartowalem, mialem wyjebane jak sam skurwysyn)

Ale co było kluczowe w samym wyjeździe?

Przedewszystkim męski klimat. To mi się wpisało w myślenie, że jednak jestem coś wart, że jadę do roboty z innymi facetami którzy w większości przyjęli nas jak swoich. Jarałem się tym i widziałem w nas jedno plemię, to było okrutnie zajebiste, jak o tym myślę to czuję ciary. Goście od 20 do 40 lat normalnie robili sobie beke, opowiadali piękne historie i rapowali hymny getta.

Ale największa akcja z morałem teraz zostanie spisana właśnie tutaj.

Pewnego dnia przyszło nam z kumplem przeprowadzić się bliżej firmy (z goudy do w/w harderwijku) na inne mieszkanie z innymi ludźmi. Na miejscu nie dogadywaliśmy się kompletnie z nikim. Raz się nawet napierdalaliśmy 2ch na 2ch, bez rozwijania. Ogólnie wyszliśmy na konfidentów dętych z błachego powodu i tak tkwiliśmy w stagnacji jakiej nas nauczno w rodzinach - dosłowna olewka na tych "napinaczy". We 2ch siedzieliśmy zamknięci w pokojach zajęci sobą i nie wychodziliśmy do towarzystwa przez jakieś 2 tygodnie. Nagle ktoś wyjebał drzwi z zawiasów i ustawił nas do porządku. Jak wyjebał drzwi, powiedział, że chce tylko porozmawiać, tak -> TYLKO POROZMAWIAĆ. I wtedy usłyszałem dużo szczerych słów, były to typowe dissy, że jesteśmy pojebani i pizdy, wytłumaczył nam, że tak sądzi większość i nie ma co się obrażać. Elegancko nam wszystko wypunktował. Wytłumaczył nam po męsku bardzo ważną rzecz. " Aby rozwiązać problemy, potrzebna jest rozmowa ". Skubaniutki jak na patusa był bardzo mądrym patusem. Od tamtej pory właśnie zakumplowaliśmy się z resztą, wprost określiliśmy własne spojrzenie a oni swoje, przestaliśmy traktować ich jako gorszy sort. Miałem odpowiedź na swoje problemy.

Wszak z rodziną się nie dogadam bo są wszyscy na wszystkich obrażeni. Nikt tutaj nie zamienił nigdy normalnie zdania, cały czas jest ucieczka od problemów. Są kreowane tutaj wojny o to kto jest trutniem a kto nie. Próbowałem to ogarnąć, ale niestety nic z tego. Teraz tkwię w kurwidołku, nie uzależniam się emocjonalnie chociaż jest bardzo trudno, jest to cenna lekcja cierpliwości, przede wszystkim nikogo nienawidzę, nie życzę nikomu źle, czasem trochę ponarzekam. Historia z patusem daje mi nadzieję, że ja też mogę normalnie żyć, tak jak ja chcę, bez wojen, bez dominacji i bez zaborczości czyjejś ze stron tak jak w tym moim holenderskim plemieniu.

Naszym plemieniu

Essa