Portal Uwodzicieli
Witryna poświęcona relacjom damsko męskim oraz budowaniu międzyludzkich więzi emocjonalnych.
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit END.

Koło parszywego, 2023 i powrót do gry

Uwaga: nie oczekuj że z tego bloga wyjdziesz dużo bogatszy o jakąś wiedzę, chociaż może... przecież autorem jest Parszywy Ted parszywy, którego wiecznie męczy talent pisania! Usiądź spokojnie na kiblu i poczytaj to jak kiepską książkę, może przynajmniej klocek wyjdzie lepszy.

Może najpierw wyjaśnię czym jest Koło parszywego. A mianowicie gdy parszywy nie jest w związku przechodzi różne etapy nastawienia do swojej sytuacji. Najpierw jest tylko lekkie zdziwienie, że żadne laski się nim nie interesują. No bo jak to przecież wygląda, chyba może się podobać, zdaje się być inteligentny, pełen przemyśleń. Potem zdziwienie zaczyna coraz bardziej ustępować miejsce rozczarowaniu i uświadamianiu sobie, że coś serio nie gra. Zarazem jest w tym dalej pełno zadawania sobie pytań dlaczego - przecież tacy frajerzy, czy jak to mówi mój ojciec paszczury kogoś sobie znajdują, o co biega. Potem pojawia się uczucie rozpaczy - co jest ze mną nie tak? Dlaczego? Co się dzieje, że atrakcyjne (chociaż coraz mniej, bo wchodzi obniżanie wymagań) dziewczyny nie zwracają na niego uwagi, a gdy on próbuje wejść z nimi w interakcje to efekt jest zupełnie odwrotny do zamierzonego. Na szczęście w pewnym momencie pojawia się, może obronnie, znacznie bardziej komfortowe uczucie rezygnacji i pogodzenia się z tym losem. Zwykle wtedy pojawia się racjonalizacja, dlaczego bycie w związku jest złe i co zyskuję nie robiąc tego. Ale potem wszystko potrafi wrócić do stanu początkowego i koło zaczyna kręcić się od nowa - wszystko zależy co będzie zapalnikiem.

W 2023 roku to koło zostało zaburzone.

Na początek trochę megalomanii. 6 czy 7 stycznia ub. r. zadałem solidny cios mojemu budżetowi i postanowiłem zaopatrzyć się w komplet poradników Adepta. I to w tej najbardziej wypasionej wersji. Niesamowicie podbiło mi bębenek że awansowałem z anonimowego usera podrywaja i jaskiniowego trolla (mój przypadek pojawia się w blogu adepta o tym tytule...) wysyłającego ociekającego desperacją maila.

Awansowałem do człowieka z imieniem, nazwiskiem - a nawet twarzą i głosem Wink No dobra, ale czemu to zrobiłem? Chyba po prostu uznałem to za przedostatnią (ostatnią byłby Sopot) deskę ratunku w sprawie mojego znajdowania kogoś. Gdybym był kobietą (chociaż... w czasach dżender wszystko jest możliwe) uderzyłabym w zeszłym roku w ścianę. Auuuu. Ale z drugiej strony jako facet powinienem niby wejść właśnie w peak atrakcyjności. Kurwa, peak - wszystkie laski moje, a ja rozdaję karty.

Zacząłem chłonąć wiedzę z poradników jak głupi. Najpierw GR, potem internetowe, w międzyczasie magnetyczny wizerunek. W międzyczasie próbowałem jeszcze słuchać tych nagrań z PPS2. Tylko za nic nie widziałem możliwości gdzie mogę to wszystko zastosować. Wdepnąć do sklepu i kupić sobie koszulinę, oczywiście przykrojoną do mojego skromnego budżetu jeszcze jeszcze, ale podchodzić na ulicy i gdziekolwiek te laski zapraszać? O kurwa, to nie wyjdzie. Wracam zrąbany po pracy do domu, muszę zaliczyć jeszcze trening gdzie wszyscy znają mnie już jak zły szeląg. No i jestem przecież jedną wielką wydmuszką. Praca za liche jak na dziś pieniądze, brak własnego m czy czterech kółek. Z poradnika adepta dowiedziałem się, że moja natura samotnika jest jedną z nieatrakcyjnych męskich cech.

To jest kurwa dramat.

No dobra, żeby tego było mało - z pracy mnie wyjebali. Także z powodu pewnej kobiety, która ewidentnie czuła się niekomfortowo gdy tylko się do niej zbliżałem/odzywałem/może nawet patrzyłem. Typowy parszywy.

Życie układa się jednak różnie. Tak się złożyło, że na wiosnę wystawiłem się na ekspozycję dla sporej ilości osób. Idącej w sześciocyfrowe wartości. Odcedźmy od tego facetów, staruszki i nieletnie, ewentualnie jeszcze pasztetowe. I strzelam że zostałoby tam kilkanaście tysięcy lasek którymi bym nie pogardził. I co? I dupa. Z 3 które odważyły się pogadać ze mną osobiście została jedna atrakcyjna. Pamiętam że przed pierwszym spotkaniem chciałem się na nie zapobiegawczo spóźnić by nie wyjść na simpa o co was tu zapyałem ;D coś tam niby wyszło, próbowałem wprowadzać w życie Kinga Crimsona (no bo chyba tak się rozwija używany tutaj czasem skrót KC?). Nie było źle, nie uciekła z krzykiem, a biorąc pod uwagę że nawet mój stary (i Twój pewnie też) się na nią poślinił dając jej 8/10 to był to spory sukces. No cóż, na razie to było 1 spotkanie, więc nie ma co pękać że nie doszło do ruchacha.

W międzyczasie na fali popularności na pewien czas zostałem takim mini-gonciarzem. I tu wpieprzyła się Ona - 22 letnia studentka z drugiego (blisko 600km) krańca Polski. Akurat spędzała wolne w rejonach swojej mieściny w okolicach Biebrzy. Parę maili, fejs (gdzie już mogłem dać jej pierwsze red flagi gdy zapytała się o to gdzie pracuję i czy jakoś się dokształcam), kamerkowe rozmowy gdzie pokazywała że będzie mieć gastroskopię gestem przypominającym obciąganie albo przypadkiem spadało jej ramiączko z nocnej koszulki w truskawki. Wstęp był krótki i treściwy. Ale bojąc się że ja jako ja jej nie wystarczę wyjawiłem jej że za paręnaście lat mogę być nieruchomościowym potentatem, więc dolary jej też mogły zaświecić w ciemnoniebieskich oczkach.

Ewidentnie się na mnie napaliła (biedna, naiwna dziewczyna) i przyjechała do mnie do miasta.

Stary, wygłodniały pająk złapał wreszcie ofiarę w swoją sieć.

Kurwa, chyba naprawdę się na mnie napaliła, bo gdy zacząłem wprowadzać KaCa po nieco ponad godzinie spotkania (sama potem przyznała że wychodziło mi to dziwnie) i mega słabym pocałunku to wskoczyła na mnie... i doszło do rzeczy które były dla mnie nowe i dziwne. Nie, jeszcze nie do takich jak myślicie świntuchy. Jednak nie czułem się z tym do końca komfortowo, było to dla mnie nowe. Potem poszliśmy na emerycki spacer po moich okolicach i z jej strony padło takie stwierdzenio-pytanie "to co, jesteśmy w związku?"

Nie była szpetna, z japy 6/10 ale ciałko było 9 więc nieco zdezorientowany, ze sporą dawką inercji na to przystałem. Czo to będzie, dzieli nas kilkaset kilometrów. Oboje sobie powiedzieliśmy, że może to być ciężkie w realizacji, no ale za parę miesięcy może będziemy mieszkać w jednym mieście. Pytanie które z nas byłoby w stanie poświęcić swoje życie dla drugiej osoby.

"No ale moja koleżanka ze studiów ma męża w innym mieście, gadają na kamerkach i się widują raz na ileś tygodni"

No super argument, raz że mąż chyba jako inżynier tłucze super kasę i ją utrzymuje - tak że krowa może nie pracować i sobie pozwolić na robienie studiów, dwa - baba miała ze 32 lata, więc chyba trochę lepiej znała życie niż nasza młódka. Trzy - cholera wie czy nikt nikogo nie robił tu na boki Wink

No ale wszedłem w to. I zaczęły się jazdy, dosłownie i w przenośni. Przede wszystkim to głównie JA miałem do niej jeździć co weekend - a bo w piątek ma zajęcia, a bo w poniedziałek zaliczenie. Tyle że w tygodniu prawie się nie uczyła, spędzając czas na wydzwanianiu do mnie i kamerkowaniu. Pierdolę, chyba poza czasem potrzebnym na podróż (7h) macie świadomość że bilety bez studenckiej zniżki to nie był taki sobie wydatek?

Zarazem miałem świadomość że na bank ona bierze mnie za kogoś kim nie jestem. W końcu w paru rozmowach na mess i takich spotkankach nie pokażę całego siebie. Niech no tylko się dowie jaki ze mnie gagatek...

Zaczęło się coraz śmielsze poczynanie sobie w kwestiach fizycznych. Nie piszę tego by się chwalić, a po to że były to kolejne red flagi które mogłem jej dawać - zaczęła mnie po prostu otwarcie krytykować: tutaj że jestem za chudy, tutaj że jest coś nie tak z moim zgryzem, że jak robię jakąś minę to wyglądam jakbym miał 50 lat (niejedyny przytyk do mojego wieku). Za kiepskie całowanie i to że podnosiłem ją z ziemi z wyraźnym wysiłkiem też mi się dostało. Nic to, że jej waliło z japy, wokół tyłka miała jakieś pryszcze, na twarzy doły po jakimś trądziku, nigdzie się nie goliła (mineta to był koszmar) i chyba parę razy jej się coś przy mnie wymsknęło... no po prostu świetnie.

Na bani też coś miała. Bo powoli się wycofywała z przeniesieniem się na uczelnie u mnie w mieście (która była wyżej o parę stopni) i znajdowała kolejne argumenty przeciwko, mówiła że to ja mogę do niej, bo raz że niby mógłbym pracować zdalnie (tyle że w moim zawodzie nie byłoby to zaczęcie tłuczenia kokosów od tak), dwa że jestem w takim wieku, że już powinienem się wynieść od rodziny (od której i tak zacząłem niepokojąco się oddalać emocjonalnie i być wręcz wrogo do nich nastawiony) i nie miałbym wówczas obciążenia z płaceniem rachunków (kasę przelewała jej stara). Równocześnie cały czas truła mi o dokształcaniu, znajdowaniu lepszej pracy ("bo muszę się mieć czym pochwalić koleżankom") i pójściu na terapię. Po prostu chciała mnie urobić pod siebie. Nawet w myślach już roiła sobie wspólną działalność za parę lat. Jak ją zapytałem o cel w życiu to powiedziała - ukończyć studia i zarabiać dobre pieniądze.

A no własnie, jej stara. Nie dała rady trzymać języka za zębami i po miesiącu wygadała sie o związku. A stara już wszystko policzyła i przetworzyła - że pewnie takie jak ona to ja rucham na pęczki, że w ogóle pewnie skoro mam tyle lat ile mam to jestem już rozwodnikiem, że moja ówczesna praca jest gówniana (starej prukwie marzył się dla córeczki jakiś dziany chirurg), i że dziecko na pewno odziedziczy po mnie zgryz. Obraziłem się na nią śmiertelnie i już nie wyobrażałem sobie by kiedykolwiek poznać szurniętą mamuśkę, która wręcz jej groziła że jeżeli będziemy współżyć to ją odetnie od kasy. Post factum żałuję że nie wysłałem jej naszych video i zdjęć które wtedy robiliśmy tylko w geście rozpaczy wszystko usunąłem. Przez presję mamuśki nie spędziliśmy wspólnie sylwestra, co planowaliśmy już w listopadzie. Kto wie gdzie jeszcze zadziałała.

Znaczy laseczka 2 razy miała być u mnie w mieście - raz nie wyszło bo ja się rozłożyłem, drugi raz przyjechała na zakichane 1,5 dnia. I w jedną tylko sobotę pieprzyliśmy się aż dwa razy.

Co się mówi facetowi w pierwszej chwili po obudzeniu? No bo ona mówiła: "niepokoi mnie że tak często tracisz pracę"

Ale w trakcie naszego związku pracowałem. Ale jak widać jej było obce zrozumienie tego, bo raz - dalej to się miało opierać na tym, że głównie to ja do niej jeździłem, dwa - nie rozumiała, że po 16 godzinach na nogach mogę już nie mieć na nic siły. Przyjeżdżałem o 22 i miałem być cały na baczność, gotowy na seks. Bierze mnie infekcja, chcę przysnąć pod kocem a ona na mnie wskakuje i mamy się ruchać. Czułem się po prostu źle z tym że nie staję na wysokości zadania, momentami też robiłem to bo zwyczajnie bałem się że ten związek się rozleci. Czułem się jak kukła. Mój fajfus jest opuchnięty i cały we krwi a ona i tak go wali, wali.

Dość szybko doszło do mnie, że byłem w związku z atrakcyjną dziewczyną z którą sporo nas łączyło (np. podobna wrażliwość), ale chyba więcej różniło, tylko dlatego że bałem się że następnej może już nie być. Związek z obawy przed samotnością. Powoli wkradała się frustracja, zmęczenie i nawet lekkie unikanie delikwentki. Czy tak powinien wyglądać związek?

Ona jednak ciągle jarała się moim kutasem i niektórymi elementami wyglądu. Wręcz zaczęła znowu snuć kolejne wizje. Gdy zobaczyła jak wyglądałem jako dziecko to wyleciała z tekstem "chcę byś po 5 roku zrobił mi dzidziusia!" O. Rany. Pijana albo niespełna rozumu

Zarazem cały czas miałem kontakt z dziewczyną, z którą może progresowałem wolniej ale szło to w dobrym kierunku. No i przede wszystkim była znaaaacznie bliżej. W zasadzie to nasza nimfomańska studentka wpieprzyła się między nas. Mając wybór i coraz mocniej męcząc się z tą gówniarą której na każdym kroku coś nie pasowało (nawet to jak zobaczyła, że 2 dni pod rząd byłem w pracy w tych samych spodniach, lol) zacząłem tam luzować i iść w kierunku delikwentki mniej ekspansywnej ale i trudniejszej. Koniec roku to już zupełne rozluźnienie kontaktów. Bywały weekendy że w ogóle nie odbierałem od niej telefonów, video - a ona potrafiła wysłać mi w środku nocy wiadomośc o tekście "ale cyce mnie bolą" albo obrazek z dzwonkiem z napisem "ring for sex". Po niespełna miesiącu takich unikowych kontaktów zerwaliśmy ze sobą, obopólną decyzją - ale nie mówiąc sobie "Nie" w przyszłości. Pech chciał że było to w takim momencie, że wówczas miałem solidny kryzys psychiczny i o ile to rozstanie w pierwszej chwili spadło mi jak z nieba, to już dwa dni później uznałem, że chyba się mocno się wyrwałem z tym rozstaniem i w krótkiej chwili zamieniłem się w needy płaczka. I to "Madziuwróć" trwało przez dobre kilka tygodni. Gdy nasz forumowy Guru uwodzenia, którego miałem do niedawna niemal za Boga w tych kwestiach przeczytał kilka maili na ten temat które mu napisałem to odpowiedział wprost "Game over"

Nie będę pisał jaką rolę odegrał w tym okresie poradnik JOBK (no dobra, prawie żadną), ale pojawiło się tam jedno istotne pytanie

"Dlaczego chcesz odzyskać byłą?"

Gdy histeria i madziuwróć opadło doszło do mnie, że ten związek i teraz cała chęć reaktywacji tego wynikały z ogromnej obawy przed samotnością i przekonania, że następnej laski może już nie być (w sumie chyba zrozumiałe, skoro przez tyle lat żadnej nie było).

No dobra, parę wniosków, żeby była tu jakakolwiek wartość merytoryczną:

-Związki (szczególnie na taką) odległość to zło.
-Związki ze znacznie młodszą laską to hit-or-miss, ja póki co miałem miss
-Gdy czujesz, że laska przeprowadza wręcz inwazję na twoje ja, a wszelkie zmiany wykonywałbyś pod presją - spierdalaj
-Gość po 30. może mieć mniejszy popęd niż laska świeżo po 20.

Czyżby pora przygotować się na kolejne kilkanaście lat bezsensownych tematów na podrywaju i narażania na oskarżenia o napastowanie? A może obecna rakieta to jest już ta? Kolejny wpis za rok, chociaż pewnie talent będzie mnie męczył na tyle że skrobnę coś wcześniej.

Odpowiedzi

Portret użytkownika Kensei

Zapomniałeś o najważniejszym

Zapomniałeś o najważniejszym wniosku na koniec który płynął z tego tekstu, a jego kwintesencją był ten fragment:
"bałem się że ten związek się rozleci".
Ten fragment mówi o ważnej kwestii, mianowicie żebyś najpierw zadbał o czas i regenerację dla siebie, a dopiero później spotykał się z panną, a nie leciał zmęczony z motywacją z cyklu trzeba zadowolić pańcie bo jak nie będzie zadowolona to mnie zostawi. Nie. Trzeba zadowolić siebie i o siebie zadbać, a dopiero później dbać o resztę Wink

Niestety, myśl "następnej

Niestety, myśl "następnej może nie być" zrobiła swoje i w sumie dalej robi. Adepcik napisał o tym w jednym z artykułów o desperacji, ale jedyne wyjście jakie tam podsuwa to w skrócie "podłaź do kobiet wszędzie i miej z nimi seks". A ja moją laskę poznałem przez... komentarz w necie xD

Portret użytkownika Tarzan

Pominę kwestię merytoryki

Pominę kwestię merytoryki tego bloga (już nieraz komentowano różne twoje poglądy itp), ale dobrze piszesz. Jak dla mnie dobrze byłoby gdybyś coś zaczął pisać i publikować, choćby dla czystej frajdy Wink

Tu chyba merytoryka jest o

Tu chyba merytoryka jest o krok wyżej niż dotychczas, przynajmniej staram się podsumować to jakimiś wnioskami. A pisać może będę. Może parszywy wordpress?

Portret użytkownika Pjetrek

Nareszcie jakis progres, tak

Nareszcie jakis progres, tak trzymac, będzie tylko lepiej. Skoncentruj sie na sobie, aby być zdolnym finansowo i fizycznie. Jak potrafiles wyjść do dup i zmienic myslenie w jakims stopniu to na spokojnie ogarniesz lepsza wyplate albo wlasna firme, zainteresuj sie jakimis tematami z tego zakresu, moge ci cos polecic na pw.

widac ze jestes kumaty, powoli zaczyna być to widoczne coraz mocniej, otworzyles sie na nowe doświadczenia, rospaliles żelazo w piecu, teraz je kuj póki gorące. Zaczyna sie robic coraz cieplej wez zainteresuj sie kalistenika jak nie masz hajsu na silke, moge ci pomoc rowniez w tym zakresie. Peace

Portret użytkownika JacekJaworek

Fajnie napisane. Lepiej ci

Fajnie napisane. Lepiej ci idzie pisanie bloga niż tematów na forum i na czacie.
A z tym byciem biednym i bez pracy to nie przesadzajmy.
Ile jest takich co są bezrobotni i bez grosza, a laski do nich lgną jak muchy do lepa