Portal Uwodzicieli
Witryna poświęcona relacjom damsko męskim oraz budowaniu międzyludzkich więzi emocjonalnych.
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit END.

Zrzutka moich myśli dla mojej lepszej przyszłości - Moje ego

Portret użytkownika Mendoza

Przejdę szybko do konkretów. Blog jest dla mnie. Co kto wyczyta i wyniesie z moich słów to jego. Opinia mnie aż tak nie interesuje.

Ten wpis to dla mnie jakby gratyfikacja. Poczucie, że osiągnąłem kolejny krok do przodu.

Historia - normalka jak na to forum.

Związek -> słaba stabilność, brak celów, kłótnie, obniżanie wartości partnera, strach przed powiedzeniem co się naprawdę myśli, strach przed byciem singlem, szantaże emocjonalne, zmuszanie do wyrzekania się siebie na rzecz związku lub drugiego partnera itp. itd. -> zakończenie i się rozejście.

Ląduje sam i uciekam od tego, próbuję się odciąć. Wpierw długie melanże na zapomnienie, odnowienie straconych kontaktów, poznawanie nowych ludzi, przelotne łóżkowe przygody i...

Dojście do wniosku że nie ma co uciekać. Wspomnienie i tak wracają, nie idzie ich zatrzeć ciężką pracą, szybkim życiem. Stanąłem, spojrzałem przeżyciu w twarz i analiza roku przebytego z dziewczyną.

Wpierw (jak w większości nakazuje moje EGO) zrzucanie winy na nią... - > refleksja i przerzucanie winy na mnie a potem znów na nią i tak w kółko, raz jestem ofiarą, raz zwycięzcą a raz katem (który zniszczył dziewczynę np.). ANALIZA wszystkich przeżyć, słów, zachowań itp. itd.. I tak przez 4 miesiące.

Wynosiłem błędy, zapamiętałem je.
Poprawiłem osobowość na wielu płaszczyznach, naprawiłem niektóre zachowania, myśli. Zostało jedno.

Spotkać się z nią -> pokazać jakim fajnym gościem teraz jestem. Że jestem zajebisty. Że mam dobrą furę, że umiem normalnie rozmawiać, że spływa po mnie, że ma innego, że wyrywam lachony jak się pisze! itp. itd.




ALE


Podświadomość mi mówiła jednak, że coś tu jednak nie pasi.
Że to dziecinne, że to płytkie. Tak samo jak przespanie się z jej koleżanką z roku dla satysfakcji dojebania mojej byłej. (Na szczęście się opamiętałem i nikomu o tym nie powiedziałem - w szczególności ex - a taki był ogólny zamiar).

Zamiatałem sprawę pod dywan, myśl by jej pokazać jak bardzo jestem słitaśny, zajebisty, wyższy od niej. - wciąż mnie jednak prześladowała więc postanowiłem ją przeanalizować.

DLACZEGO JA TAK MYŚLĘ?

Rozkmina rozkminą -> TO MOJE EGO mi takie schematy podpowiadało.

Chciałem poczuć się lepszy względem niej.
"spójrz, naprawiłem się, urosłem, spójrz co straciłaś, niech Ci będzie głupio"

Wniosek z mojej głowy:
"Chcę się spotkać z Natalią by udowodnić sobie przez pryzmat jej oczu, że jestem wartościowym człowiekiem"

Ta myśl była spowodowana między innymi tym, że wciąż tkwił we mnie schemat dopierdalania sobie nawzajem w tej relacji dla własnej satysfakcji i poczuciu się wyższym. Ba, nawet obie strony czuły się wyższe od drugiej, więc kłótnie czasem były z dupy, o wszystko i o nic. A tak naprawdę o jedno: O podporządkowanie drugiej osoby według własnego WIDZI-MI-SIĘ. (To wynikło z mojej i jej niedojrzałości, o tych dwóch zdaniach przed nawiasem można napisać SPORY blog).

Pozytywem jest fakt, że żaden z nas całkowicie się nie podporządkował, więc całkowicie się siebie samego nie wyrzekłem choć było wiele ustępstw z mojej strony ( i było naprawdę rzut beretem od zatracenia siebie dla ciągłości relacji a wtedy dopiero byłoby trudno wygrzebać się z takiego bajzla.

Do rzeczy!
"Karmienie swojego ego porażką innych ludzi jest - > oszukiwaniem samego siebie na temat własnej wartości. Nie zamierzam się na tym opierać. Nie chcę budować swojej wartości na czymś ulotnym. Nigdy nie poczuję się prawdziwie szczęśliwym próbując stać się wartościowym w oczach innych zamiast w swoich własnych."
-Taki, jakże cenny wniosek.

I tym właśnie sposobem jakby za odjęciem różdżki myśl dojebania z półobrotu mojej byłej zniknęła z mojego umysłu. Już jej NIE MA.

Przerzucanie odpowiedzialności w mojej głowie raz na nią a raz na mnie znikło tydzień temu. Raz sobie mówiłem że to moja wina... raz sobie mówiłem że jej wina. A tak naprawdę odpowiedzialnym za cały ten bajzel w związku jest - > NIKT.
Czas nie zawraca, obwinianie się, że mogłem zrobić inaczej nic nie zmienia. Zrobiłem dokładnie tak jak mogłem wtedy najlepiej. Lepiej się nie dało. Zakładam, że ona zrobiła to co mogła zrobić. Bez wniosków z tego doświadczenia nie wiązałbym teraz relacji z innymi i ze sobą samym tak szybko, głęboko, lepiej, ze zrozumieniem i z szacunkiem. Przebiłem "złe doświadczenie" na "cenną lekcję"

Uwolniło mnie to od ciągłego patrzenia na to doświadczenie z perspektywy albo ofiary, albo zwycięzcy. Teraz mogę spojrzeć na to z boku, obiektywnie wyciągnąć wnioski z tej relacji (a można ich wyciągnąć w chuj i jeszcze trochę), bez zbędnego poczucia winy (kurwa, ale zjebałem... dlaczego!?), albo satysfakcji (ale była z niej suka, no TAKA suka!).

Jedyne co do niej teraz czuje to... zrozumienie, lekki sentyment. Złość na siebie i na nią minęła. Uznałem, że zarówno Ja i moja Ex -> jesteśmy sobie równi, nie ma podziału na lepszy/gorszy. Jesteśmy po prostu INNI.
Widzę powód (nie mylić z winą) naszego niepowodzenia jako posiadanie za małego doświadczenia w głębszych relacjach po obu stronach. Takie niepowodzenie było mi wręcz potrzebne. By pójść dalej.

Rozgrzeszyłem się z przeszłości. Teraz mogę już z odwagą i czystym sumieniem spojrzeć w przyszłość.

Pozostaje mi ustalić cel wędrówki (na co mam zamiar poświęcić najbliższy czas) a następnie cieszyć się drogą.

http://www.youtube.com/watch?v=I...