Witam, otóż chciałem zadać pytanie użytkownikom którzy mają duże doświadczenie w związkach (np. byli w związku min. 2 lata), jak to jest u was z zaufaniem do kobiety? Czy jesteście w stanie po takim czasie znajomości zaufać w 100%? Czy jednak macie czasami pewne obawy że kobieta może być wobec was nie wierna?
Nie dawno miałem okazję przeczytać bloga użytkownika TYAB gdzie napisał że bzyknął jakąś Kasię która miała chłopaka i wyłączyła telefon przed seksem. I własnie wtedy pomyślałęm sobie:"Kurwa a jak ja będe miał dziewczynę którą będe kochał i jej w dużej mierze ufał a ona skurwi się z tego typu napaleńcem?" Oczywiście bez urazy dla TYAB.
Gdy przeczytałem ten blog zacząłem sie trochę bać co do budowania głębszej relacji z kobietą opartej na uczuciach i przede wszystkim zaufaniu, doszedłem do wniosku, że to ryzyko ciężkiego kalibru, którego skutki mogą się okazać przykre i dosyć bolesne.
Ja jestem zdania, że w pełni ufać można tylko sobie.
Jak wyżej, 100% pewności nie będziesz miał nigdy.
Najlepsze są te kobiety, które są cnotliwe wobec obcych, a rozpustne wobec męża.
Znałem kobietę z takim zezem, że jak płakała, to łzy ściekały jej zza uszu.
Czyli rozumiem że jak się angażujecie to też przychodzą wam podobne myśli?
Zależy czy mówimy o zaufaniu samym w sobie, czy strachem przed zdradą. Chcąc nie chcąc są to zupełnie dwie inne rzeczy.
EDIT: Chłopie, patrzę na wiek... 18 lat. Nie wiem czy kłamiesz czy nie, ale ruchaj, baw się, poznawaj, eksploruj, ciesz się, rozwijaj.
Emocje zostaw na inny czas bo i dziewczyny w tym wieku o nich nie myślą, i widzę, że podchodzisz do tego zbyt serio.
W gruncie rzeczy, ludzie nie powinni uczyć się tego jak prowadzić biznes, podrywać dziewczyny czy zarządzać ludźmi, ale tego jak tworzyć, podkreślać i wykorzystywać autorytet, bo cała reszta to tylko jego przejawy.
"Żeby zaufać drugiej osobie w 100%, zaufaj najpierw sobie w 100%."
Może to brzmieć zbyt filozoficznie, ale coś w tym jest. Byłem w związku i początkowo ciężko mi było zaufać, lecz z czasem zaufanie "przybywało" do drugiej osoby.
Kwestia czaasu.
Robimy coś spontanicznego i nieprzemyślanego - by mieć wspomnienia których nigdy nie zapomnimy
mgk właśnie problem w tym na tej stronce że wiek się nie aktualizuje, bo aktualnie mam lat 22
Ogólnie mówię tu o zaufaniu samym w sobie jak i też o wierność do partnera. Owszem nie powiem że chciałbym stworzyć naprawdę fajny związek no ale jednak to co tu wyczytałem spowodowało we mnie pewne obawy, bo gdy jesteś w normalnym, zdrowym, zajebistym związku a ona mimo wszystko rucha się z innym kolesiem bo jej tak nagadał że nie może się oprzeć własnej chcicy, no to jednak trudno jest się zaangażować
Ja cały czas mogę edytować wiek, wątpie by u ciebie magicznie się nie dało
22 to i tak mało. Skup się na życiu, kobieta to dodatek. Masz być sam szczęśliwy. Może jadę utartymi schematami podrywaja, ale tak jest.
Powiem tak - jeśli twój związek naprawdę jest zdrowy, normalny i zajebisty, nawet o ruchaniu na boku nie pomyśli. No ale właśnie - ja mogę mieć inne definicje związku, ty inne. Wytłumacz, co dla ciebie znaczy "normalny, zdrowy", bo boję się że to może być... nudne. Ale nic, napisz jak to dla ciebie wygląda i spróbujemy coś zaradzić
W gruncie rzeczy, ludzie nie powinni uczyć się tego jak prowadzić biznes, podrywać dziewczyny czy zarządzać ludźmi, ale tego jak tworzyć, podkreślać i wykorzystywać autorytet, bo cała reszta to tylko jego przejawy.
Wg mnie nigdy nie można być na 100% pewnym laski i paradoksalnie to jest mój lek na zazdrość. Skoro wiem, że zawsze istnieje szansa że laska zdradzi to nie czuję się zazdrosny, nie pilnuję nikogo, zdradzi to zdradzi narka i lecimy dalej.
Twój nick jest genialny
Dzięki, zastanawiam się czy go nie zmienić o ile jest taka możliwość
Coś Ci zacytuje: To nieprawda, że zdradzają tylko złe i puszczalskie kobiety. Zdradzić może każda, ładna i brzydka, imprezowa jak i szara myszka, ambitna kobieta z klasą jak i ta bez celów w życiu, bizneswoman jak i matka Polka, wykształcona, religijna jak i niewierząca. To Twój wybór jeśli lubisz się łudzić i myśleć życzeniowo, ale pamiętaj życie może Ci boleśnie odpłacić za taki brak świadomości i wiedzy.
O czym myśliciel myśli, empiryk udowadnia
spotykam się z taką od jakiegoś roku, która ma chłopaka, szczerze mówiąc nigdy bym się nie spodziewał po jej zachowaniu, stylu bycia itd, że może się spotykać na seks za plecami swojego chłopaka, a jednak, moje smsy kasuje po spotkaniu bo jak mówi "dla bezpieczeństwa". Na imprezie rozmawiamy jak 'kolega z kolega' nawet przy jej chłopaku...a on nic nie podejrzewa...tak jak mówię, po jej zachowaniu nigdy byś się nie spodziewał, tego co robi. A chłop pewnie myśli, że ma najlepszą laskę jaką w życiu spotkał...pamiętam jak kiedyś do niej dzwonił, a akurat była u mnie, trochę dziwnie wyglądało to jak miała coś w sobie, a do niego przez telefon mówiła' hej kochanie, zarezerwowałeś bilety na wieczór?'...
'hej kochanie, zarezerwowałeś bilety na wieczór?'...
Pachnie mi tu kinem wenezuelskim
Swoją drogą musisz mieć niezły charakter. Żeby pukać gościowi panienkę i żyć w nim w relacjach koleżeńskich.
'Just be a master for younger people' ;P
'Świat jest tym, kim Ty jesteś'
rysiekonomatopeja- nie.
tomek.frk- nigdzie nie napisałem, że żyje z nim w relacji 'kolega z kolegą'
soSmile a nie zapytałeś się tej laski tak z czystej ciekawości dlaczego się kurwi za plecami swojego chłopaka? No i czy wieżysz w coś takiego jak Karma?
Ja się pytam nie dosłownie jak Ty to ująłeś, ale coś podobnego kobiet, które wiem, że mają chłopaka i które się ze mną spotykają. A mianowicie:
Jeśli kobieta zaczyna obgadywać swojego chłopaka, śmiać się z niego, poniżać itd to pytam się ''To czemu z nim jesteś...?'' i czekam na jakąś sensowną argumentacje, jeśli nie dostaje to kończę znajomość z taką osobą, bo z doświadczenia wiem, że takich ludzi trzeba unikać.
Kobiety nagle zatyka i mówią te swoje babskie teksty typu ''Oj nic nie rozumiesz'', albo, że ''tyle z nim jest'' i jej szkoda go:), niektóre zaczynają doszukiwać się nagle pozytywnych cech swojego chłopaka:)
Jedna mi prosto z mostu powiedziała ''Bo ma za darmo mieszkanie:)''
Dam Ci do myślenia
mgk - uważam że normalny zdrowy związek powinien polegać na przede wszystkim wzajemnym szacunku, myśle że partnerzy powinni mieć podobne patrzenie w przyszłość (ja np. bardzo bym chciał wyjechać za graniicę), no i oczywiście wierność.
Zajebisty, czyli wiadomo seks, jakieś wspólne wypady, spontaniczne niespodzianki czy coś w tym stylu, powiem ci że trudno jest mi teraz tak siedzieć i konkretnie na tym myśleć jaki powinien być mój związek łatwiej by było jakbym spotkał kobietę z którą bym chciał stworzyć poważną relację, ale gdy cię jedna zdradzi to już masz uraz na tyle duży że później trzymasz duży dystans żeby cię nikt nie zranił
"Nie dawno miałem okazję przeczytać bloga użytkownika TYAB gdzie napisał że bzyknął jakąś Kasię która miała chłopaka i wyłączyła telefon przed seksem." - a gdyby TYAB napisał, że skurwił się z kolegą swojej panienki i do tej pory dupa go boli, to co - olałbyś panienkę, jej kolegów czy może wazelinę zacząłbyś nosić?, tak na wszelki wypadek... ja pierdolę, jakim cieńkim Bolkiem trzeba być aby tak, bez zastanowienia, internetowe wypociny innych na swój real przenosić... przecież to bez sensu droga do zjebania wszystkiego...
Nie Chodzi o przenoszenie na swój real tylko pytanie doświadczonych osób czy mają tego świadomość takiej sytuacji i jak są w stanie zaufać kobiecie
Powołujesz się na blog TYAB'a, więc zapewne przeczytałeś wiele z jego blogów, dwa z nich chyba dostatecznie dobrze opisuje to o co pytasz (ten o przyjaciołach i pokornym cielęciu), niestety życie to nie bajka a świat to nie przyjemne miejsce i jak to mawia mój tata "nie raz zawiedziesz się nawet na sobie, a co dopiero na innych". Wiadoma sprawa, że inwigilować panienkę co robi, z kim, kiedy i jak długo nie dobrze bo wyjedziesz na pojeba, ale musisz się liczyć, z tym, że może zrobić skok w bok lub dać ciała, kiedy będziesz jej potrzebował. Prosty przykład z życia wzięty (o tym z resztą też pisał TYAB), kiedy skończyłem 18 lat to moimi jak mi się w tedy wydawało najlepszymi przyjaciółmi było kilku ziomków z klasy bo przez jakiś czas byli ode mnie zależni (w końcu ktoś musiał kupować alko i szlugi ) potem kiedy wszyscy byliśmy pełnoletni też było spoko bo nikt nie wystawał ponad nikogo, nawet kiedy zrobiłem prawo jazdy i woziłem się samochodem rodziców albo dziadków to też wszystko było spoko, ale kiedy kupiłem swój własny pierwszy samochód (co ważne nie jakieś super BMW, Audi czy VOLVO a najzwyklejszego na świecie... Fiata 125p) to momentalnie coś zaczęło się w tych "niezniszczalnych" przyjaźniach ostro pierdolić, jak się później okazało za moimi plecami obrabiali mi dupe twierdząc np. "Dude to się teraz wozi jak lord", "Jak jeżdżą do szkoły z Tomim to się ruchają gdzieś po drodze w krzakach" albo nawet taka głupia sprawa jak o tablice rejestracyjne "To wszystko na KXZ to same wieśnioki" itp. Do tego, w między czasie przestałem być taką miękką fają i eliminować wiele zachowań, które sprawiały, że byłem gdzieś na poziomie popychla klasowego, co jeszcze spotęgowało zdradliwe zachowanie tych kanalii, za które było nie było jeszcze rok wcześniej dałbym sobie rękę uciąć i teraz kiedy telefon i FB zamilkł czuję, że jestem "wolny" robię to co lubię, co chcę i kiedy chcę Przyjmując za swoje motto dwa zdania "miarą wielkości człowieka jest liczba jego wrogów" i "kładę spoconą lachę na to co kto o mnie powie", ale to tak na marginesie, więc mówiąc krótko możesz ufać bezgranicznie i nagle się bardzo boleśnie przejechać lub założyć na starcie, że nie ufasz nikomu na 100% i w razie "helloł" nie rozpaczasz nad tym, że ktoś komu ufałeś cię zawiódł, tylko żyjesz dalej, poznając ludzi, którzy będą towarzyszyć Ci w życiu dalej, aż do momentu, kiedy i oni Cię zawiodą... A co jeśli właśnie tak jest skonstruowany ten świat, że każda osoba, którą spotkamy ma jakieś zadanie w naszym życiu i kiedy już je wykona musi odejść, żeby zrobić miejsce kolejnej osobie, która coś dołoży do naszego życia?
"Ci, którzy rezygnują z Wolności w imię bezpieczeństwa, nie zasługują na żadne z nich."
Ciekawe, cóż wychodzi na to że rzeczywiście nie można nikomu ufać w 100% i nie będe ufał, nawet jeżeli jakaś tzw. "miłość mojego życia" gdzieś się zeszmaci to i tak będe ponad nią nie dlatego że ją po prostu oleje i powiem "nara" tylko dlatego że będe miał świadomość tego że nie zniżyłem się do jej poziomu kurestwa i byłem wobec niej wierny. Inna też sprawa jest taka że nie będę się mocno angażować, nie będe po kilku spotkaniach świecił do niej oczami i dawał znać że jestem w niej tak strasznie zakochany, ale ogólnie dzięki za rady.
Pozdro
bzyknąłem to bzyknąłem na chuj drążyć temat:D.
Dam Ci do myślenia