Witam bracia.

Piszę do Was z pytaniem, bo totalnie nie rozumiem o co chodzi mojemu mózgowi.

Parę tygodni temu, rozstałem się z narcystyczną kobietą. Rok związku, przeplatany rozstaniami, powrotami, z mojej strony, kobieta obiecała, że się poprawi, inwestowałem w związek w cholere kasy, jak debil. Co róż to były wbijane mi szpile, obniżanie poczucia wartości, przeplatane okresy love bombingu z shamingiem. Istny rollercoaster. Kłamstwa. Ale kochałem tą kobietę, bardziej ją niż samego siebie o to był błąd.

Ostatecznie rozstaliśmy się, bo dużo osób dookoła odradzało mi ten związek, widząc jak się zmieniłem z mega radosnego towarzyskiego człowieka, w chodzącą mumię. Tak bardzo ten związek wyssał ze mnie energię.
Od rozstania minął niecały miesiąc, wziąłem się za siebie, wleciał nofap. Odzyskuję swoją pewność siebie, energie, wszystko zaczęło być zajebiste, naprawdę. Co raz więcej zacząłem się uśmiechać.

Spotkałem się ze starą znajomą, znamy się od lat, taka 9/10, serio, mega dobre cialo, ale jej charakter zawsze mnie trochę drażnił. Materiał na LTR to nie jest, ale fajnie można spędzić z nią czas, generalnie lubię towarzystwo pięknych kobiet.
Wpadłem do niej, ta jeszcze w obcisłych leginsach. Zaczęliśmy rozmawiać co tam u nas, o sprawach seksualnych. Ja wspomniałem o nofapie i że mam już pełne jaja i mega ciśnienie. Ona do mnie, że może mi z tym ulżyć. No to kurde, Panowie, kto by nie skorzystał. Szybko przeszła do roboty, spiła wszystko do ostatniej kropli. Ciśnienie zeszło. Pogadaliśmy jeszcze chwilę i wróciłem do domu.

Nagle w domu, włączył mi się taki kur** moralniak. Nie wiem dlaczego. Myśli, że dopiero co rozstałem się z jedną laską, miałem sobie zrobić przerwę, a tu inna już mi pałe obrabia. Każdy inny chłop mam wrażenie by się cieszył, a ja się poczułem chujowo. Zaczęły się przypominać dobre chwile z poprzedniego związku, który mnie tak przeorał.

Ktoś ma może powód, dlaczego się tak poczułem?