Portal Uwodzicieli
Witryna poświęcona relacjom damsko męskim oraz budowaniu międzyludzkich więzi emocjonalnych.
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit END.

Związek, bycie spójnym i szczerym ze sobą - moje refleksje

Witam, od mojego ostatniego bloga trochę się zmieniło. Postanowiłem wejść w związek z dziewczyną, z którą się spotykałem na zasadach "wolnego związku".

Wszystko było między nami tak do tej pory, tak jak opisywałem w poprzednim wpisie (zainteresowanych odsyłam do niego). Mieliśmy jechać na majówkę na parę dni, ale jak to bywa ze spontanicznymi wyjazdami w tym okresie - wszystko pozajmowane dużo wcześniej przed weekendem.

Wpadłem na pomysł zabrania dziewczyny do mnie do domu. Zareagowała bardzo pozytywnie, ale jednocześnie miała obawy.
Leżąc w nocy na łóżku u mnie powiedziała: "Bardzo się cieszę, że mnie zaprosiłeś do swojego rodzinnego domu, ale jak mnie przedstawisz rodzicom? Przecież my nawet nie jesteśmy parą. To będzie kłopotliwe." Na co ja odparłem: "Magda, czy nie widzisz, że my tak naprawdę jesteśmy ze sobą od dawna? Wszystko robimy jak w związku, tylko po prostu tego nie nazwaliśmy, możemy to zmienić, jeżeli nadal tego chcesz". Po chwili zastanowienia odparła: "Ok, po prostu nie wiedziałam, jak na to patrzysz."

Wcześniej odrzuciłem jej "propozycję bycia razem", a zaproponowałem luźne spotykanie. Teraz, po pewnym czasie to ja postanowiłem z nią o tym porozmawiać.

Wyjazd się bardzo udał, pokazałem jej moje miasto, poznała moją rodzinę, mojego przyjaciela. Powiedziała mi, że bardzo dużo to dla niej znaczy. Wcześniej 90 % naszych spotkań odbywało się z mojej inicjatywy, z jej strony żadnych randek, tylko wspólne wyjścia ze znajomymi. Lecz na wszystkie moje propozycję się zgadzała.

Nie było mowy, o zaproszeniu mnie do domu, ponieważ nie chciała bym poznał jej rodzinę, skoro spotykamy się "na luzie". Teraz opowiedziała o mnie rodzicom, jej matka chce mnie poznać, mam do niej zaproszenie do domu na grill.

Jestem z nią bardzo szczery ze wszystkim. Nie boję się powiedzieć, że tęsknie, że mam ochotę ją zobaczyć. Jak mam ochotę powiedzieć jej coś miłego, to to robię. Trochę ciężko było mi zdjąć te blokady, bo sporo naczytałem się postów "zimnych, no-needy, PUAsów" i mocno sobie przyswoiłem ich filozofię. Zupełnie nie jest to zgodne z moim charakterem, jestem typowym misiem do przytulania, dobrym chłopcem. Czuje się wreszcie spójny ze sobą. "PUAsowanie" w dużej mierze przyczyniło się do rozpadu mojego poprzedniego związku. Byłem bardzo rozdarty, nie rozumiałem do końca jak mam postępować.

Ostatecznie postanowiłem słuchać siebie. Myślę sobie: "Pieprzyć to, mam ochotę ją zaprosić gdzieś, powiedzieć coś miłego, ugotować, cokolwiek - zrobię to. Jak relacja tego nie przetrwa, przynajmniej będę mógł sobie powiedzieć, że byłem zgodny ze sobą, byłem prawdziwy".

Oczywiście, gdy ona zawini, potrafię ją ostro zjebać i wtedy miś pokazuje pazurki. Przykładowo, ona ma nawyk spóźniania. Spóźniliśmy się przez nią na ważne spotkanie, wtedy nakrzyczałem na nią (wiem, emocje wzięły górę). Potem jedna spokojnie wytłumaczyłem jej, że nie mogę tolerować czegoś takiego. Przedstawiłem jak ten problem wygląda z mojej strony. Obiecała tego nie robić i póki co trzyma się obietnicy.

Jesteśmy trochę swoimi przeciwieństwami. Ona towarzyska, imprezowa, ja - mam niewielu przyjaciół, za to prawdziwych z którymi się trzymam. Nie mam często ochoty na wychodzenie do ludzi, wolę pójść do kina, spacer, siłownia, taniec (ostatnio zapisaliśmy się ze znajomymi na bachatę - świetny sposób na wspólne spędzenie czasu, polecam), dużo się także uczę i czytam książki. Wolę robić coś konkretnego, nie siedzieć przy browarze, wódce. To czyni mnie trochę outsiderem wśród znajomych. Jej wydaje się to nie przeszkadzać, akceptuje to. Zaraziłem ją też moją pasją jaką jest siłownia. Uzupełniamy się.

Muszę jednak powiedzieć, że mam trochę obaw. Cierpiałem na depresję, bezsenność (bezsenność dalej jest). Bierze się to z nadmiernego rozmyślania o przyszłości i przeszłości. W większości jest to takie "negatywne przewidywanie". Jesteśmy z jednego roku studiów, obawiam się trochę reakcji znajomych na nasz związek. Zwłaszcza, że moja ex, studiuje ze mną - mam nieprzyjemne doświadczenia, unikamy się. Każdy o każdym plotkuje, jest to strasznie irytujące. Chcę też nad sobą popracować, żeby to zmienić. Pewnie wynika to z braku pewności siebie na tym polu. Skłamałbym więc, mówiąc, że opinia innych mnie nie obchodzi.
Staje się to jednak dla mnie coraz mniejszym problemem. Stawiam sprawę tak:
Co cię obchodzi opinia innych ? Chwile pogadają, poplotkują, krzywo popatrzą, będą zazdrościć, gardzić, cieszyć się, mieć mnie w dupie - to ja jestem szczęśliwy. Kieruje swoim życiem, oni niech zajmą się swoim. Ludzie zawsze będą gadać, nigdy nikomu nie dogodzisz. Rób tak, abyś ty był zadowolony, a innych miej w dupie (oczywiście, dotyczy to prywatnego życia, gdzie moje decyzje nikogo z premedytacją nie krzywdzą).

To by było na tyle, dziękuje za dotrwanie do końca. Zapraszam do komentowania, pisania opinii. Mam też nadzieję, że komuś przyda się to co napisałem.

Pozdrawiam.