Portal Uwodzicieli
Witryna poświęcona relacjom damsko męskim oraz budowaniu międzyludzkich więzi emocjonalnych.
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit END.

Nikt nie wyjdzie stąd żywy by Konstanty

Portret użytkownika Konstanty

Tak sobie siedzę od kilku dni i czytam blogi, które dodałem kiedyś do ulubionych. Przy okazji przeczytałem od dechy do dechy wszystkie dzieła Snoofiego, Mendozy, Expata i jeszcze kilku innych doświadczonych w temacie użytkowników. Tak dla przypomnienia, poukładania tego i owego w mojej głowie. Lubię i potrzebuję. Ostudzić emocje, ogarnąć się do pionu i trzeźwo rozejrzeć dookoła, żeby kolejny krok nie oznaczał jakieś totalnej głupoty, zrodzonej pod wpływem emocjonalnych impulsów, które zawsze wracają i czasem potrafią przeważyć szalę na dłuższą, bądź krótszą chwilę. Tak jak na przykład teraz, kiedy emocje chcą, abym wyrzygał ich co nieco i uformował je w postaci tego bloga, który miał być w założeniu tylko prywatną wiadomością do jednego z użytkowników tego, jakże cennego portalu.

Siedzę w swoim mieszkaniu przed komputerem i od niechcenia najeżdżam myszką na jedną z ikon znajdujących się na pulpicie ze skrótem do filmu, za który zabieram się już od dłuższego czasu. Nie mam zamiaru go teraz oglądać, ale przesuwam kursorem po pasku i losowo wybieram scenę. Kilka sekund akcji i ...zabawny zbieg okoliczności... Dlaczego? Otóż w rozmowie bohaterów, których nie dane mi było jeszcze poznać, pada kwestia, która aż za dobrze oddaje to z czym aktualnie się mierzę... "Ci, których najtrudniej kochać, najbardziej tego potrzebują. Umysł to nie to samo co mądrość". To jedna z tych filmowych kwestii, które człowiek zapamiętuje na długo. Coś jakby otworzyć Tymbarka z napisem "Odsuń się!" w momencie w którym leci Ci na głowę zerwana przez wiatr, szalona dachówka.

Naprawianie drugiej osoby to w chuj ciężka sprawa, szczególnie jeśli łączy Cię z nią jakaś głębsza, emocjonalna, uczuciowa więź. Wtedy całość przybiera charakter iście tragiczny, żywcem wyjęty z serca epoki romantyzmu. Bycie sędzią, adwokatem i prokuratorem we własnej sprawie, chujowe i nie do rozwikłania. Możesz próbować, kombinować, walczyć, ale i tak jesteś skazany na emocjonalny rozpierdol... Mantra psychologów i psychoterapeutów.

Dla kogoś kto ma tendencję do angażowania się w takie układy, gdzie nadmiar empatii, współczucia i dobrych intencji jest pułapką z której trudno się później wydostać, to kwestia której nie da się tak po prostu wytłumaczyć takiej osobie jak ja. To trzeba przerobić, przeorać osobiście. Przeżyć na własnej skórze, zobaczyć, przeboleć i wyciągnąć wnioski. O zabawie w rycerza w lśniącej zbroi pisało wielu, między innymi na tej stronie, ale ja musiałem zobaczyć to na własne oczy niczym niewierny Tomasz, który chce dotknąć ran Jezusa. Teraz wierzę, teraz rozumiem.

Los chciał, że w krótkim okresie czasu miałem okazję spotkać na swojej drodze typ ludzi których, dla własnego bezpieczeństwa, każdy powinien za wszelką cenę unikać. Nie chodzi mi tu dziewczynę, która jest inspiracją dla tego tekstu, o kobiety i relacje damsko-męskie, które opisuję w tym blogu, ale o całe spektrum kontaktów międzyludzkich, które sponiewierały mnie niemiłosiernie w przeciągu ostatnich kilku latach. Jestem wdzięczny przeznaczeniu, że skierowało mnie na te osoby właśnie teraz, kiedy mam jeszcze czas i możliwość nauczenia się czegoś i zastosowania nowej wiedzy w praktyce, przełożenia jej na lepsze jutro. Trzeba wyciągnąć wnioski i cieszyć się nowym poziomem świadomości, który w przyszłości zwróci się w postaci normalnych, zdrowych relacji zarówno tych towarzyskich jak i miłosnych. To uczucie kiedy wstajesz z kolan, otrzepujesz kurz i już ROZUMIESZ co zrobiłeś źle, co dobrze i czego nie zrobisz nigdy więcej. To jest warte nawet największego wpierdolu o ile potrafisz znaleźć w sobie siłę by wstać. No risk, no fun. Zbieranie doświadczeń i wyciąganie wniosków to bardzo satysfakcjonujące odczucie. Byle tylko nie obudzić się za późno, byle mieć czas powstać z kolan. Niektórzy nie mają takiego szczęścia i tkwią w ciemnościach do końca swoich dni, nieświadomi tego co znajduje się po drugiej stronie zrozumienia.


If I could just hide
The sinner inside
And keep him denied
How sweet life would be
If I could be free
From the sinner in me

Właśnie wróciłeś do domu. Pierwszy raz od bardzo dawna, po długim okresie w którym mogłeś dzielić z nią czas nie na łączach cyfrowo-telekomunikacyjnych, jak zwykliście to robić z przyczyn od Was niezależnych, ale w namacalnej rzeczywistości. Mogłeś bez przeszkód widzieć się z nią kiedy tylko miałeś na to ochotę, bez wiszącej nad głową daty powrotu, która zawsze naznaczała Wasze wzajemne wizyty, czy to u Ciebie, czy u niej. Każda minuta razem, pomnożona przez 7, razy 7 i 7. Teraz już wiesz co to znaczy uzależnienie od drugiej osoby, która nie potrafi spędzić sama ze sobą odrobiny czasu, która czuje wewnątrz rozrywającą pustkę i nie jest w stanie znieść samotności. Klej emocji przywiera do Twojej skóry. Nie da się go zmyć, wydłubać. Jeszcze o tym nie wiesz, ale będziesz musiał zerwać go razem z własną tkanką. Do mięsa, do krwi.

I ten głos w Twojej głowie, kiedy wysiadałeś rano z bagażami na dworcu w jej mieście, kilka miesięcy temu... - "Hmmm... A więc chcesz spróbować? Chcesz przekonać się, czy stanie się cud i ona zmieni się w normalną, stabilną i przewidywalną dla innych i samej siebie dziewczynę... Proszę bardzo. Niech się więc stanie..."

Samospełniająca się przepowiednia. To tak, jakbyś w piękny słoneczny dzień słyszał grzmoty przemieszczającej się w oddali burzy. Słyszysz je, czujesz to narastające napięcie w powietrzu i jedyne co możesz zrobić to zastanawiać się czy grad, wichura i błyskawice pierdolną już dzisiaj, czy może jutro, albo w następnym tygodniu. Jedyne co jest pewne, to to, że w końcu lunie i to tak jak nigdy wcześniej. Nie ma żadnej prognozy pogody. Tutaj panem jest chaos.

Było i nadal jest ciężko. W dniu w którym oznajmiasz jej że wracasz do siebie, musisz do godzin wczesno-porannych chodzić z nią po mieście i pilnować jej, bo jest w takim stanie, że zostawiając ją samą fundujesz sobie z automatu bezsenną noc. Taki już jesteś, że jak kątem oka widzisz drugą, bliską Ci osobę zalaną łzami, która wychodzi przez okno na dach wieżowca z wysokości którego można zobaczyć sąsiednie miasto, to nie potrafisz stać bezczynnie i zachować się jak na prawdziwego PUAsa przystało, czyli mieć wyjebane, bo to nie mój cyrk, nie moje małpy. Yhy, tak, tak...

Żeby było zabawniej, ona sama, jeszcze kilka dni wcześniej poddawała w wątpliwość dalszy sens Waszej relacji. Nie pierwszy raz zresztą. Czy mówiła o tym szczerze? Czy może chciała tylko, jak zwykle, sprawdzić Twoją reakcję? Wymusić Twoją skruchę? Sprawdzić na ile Cię ma, bez względu na to ile cierpienia zadaje Ci kolejnymi próbami i sprawdzianami. I co z tego, że Ty nigdy nie potrafiłbyś zachować się tak, jak ona wobec osoby którą kochasz. Ona nie potrafi inaczej. Wyciska Cię jak gąbkę nasączoną wodą, żeby upuścić jeszcze trochę uczuć, za którymi tak strasznie tęskni i których nigdy nie będzie pewna, choćbyś odjebał w nocy na ścianie jej sypialni grafiti z wielkim jak byk napisem: TAK! KOCHAM CIE! i przykrył ją śpiącą morzem płatków róż, budząc ją jej ulubionym śniadaniem podanym do łóżka, zwieńczonym porcją namiętnego seksu... Zawsze będzie mało, za mało.

Sam fakt, że w ogóle 'musisz' zastanawiać się nad szczerością jej intencji w takiej sytuacji, słysząc jednocześnie głos Twojej intuicji, który każe Ci spierdalać jak najdalej, i jednak wciąż w tym tkwisz, jest warte odnotowania, bo widząc całą tą patologiczną piramidę zachowań nadal zachowujesz względny spokój, pozwalając aby wyparte wkurwienie wsiąkało w głąb Twojej duszy. Świadomość zachodzących procesów usypia Twoją czujność, bo przecież wszystko wiesz. Zabawne, jak bardzo można dać się wpędzić w ślepy zaułek mając mapę miasta cały czas przed sobą. Skłamałbyś mówiąc, iż spodziewałeś się, że wszystko załatwi szczera rozmowa, jak ma to miejsce pomiędzy dwójką dorosłych i trzeźwo myślących ludzi, którzy chcą zamknąć i tak zamknięty już rozdział. To było by zbyt proste. Zbyt sensowne i logiczne. A tutaj nie ma miejsca na racjonalne zachowania. Wszystkim rządzi impuls, emocja. Nie uleczysz jej miłością. Zapomnij.

Jak dziecko, które rozciąga ulubionego, pluszowego misia, raz za razem sprawdzając granice wytrzymałości materiału z którego został uszyty. A kiedy w końcu szwy pękają, to dziecko leci z płaczem do mamy, żeby coś z tym zrobiła, pomogła, uratowała, bo to przecież jej ulubiona przytulanka, bez niej nie zaśnie, nie przestanie płakać. Mama zszywa misia, oddaje zabawkę i ostrzega, że trzeba uważać, bo miś już nie jest tak wytrzymały jak wcześniej i teraz łatwiej go uszkodzić. I co robi dziecko? Mija kilka dni, tygodni, a radość i ekscytacja z ocalenia ulubieńca słabną, aż w końcu wraca poprzedni stan marazmu i nudy. Więc dzieciak sprawdza, czy rzeczywiście materiał i szwy są słabsze niż wcześniej.

"Może mama tylko żartowała, bo nie chce jej się znowu go naprawiać? A może wcale mnie nie kocha?! Boję się. Muszę sprawdzić..."

Dziecko raz jeszcze rozciąga pluszaka ponad kres jego wytrzymałości, aż urywa mu rączkę i cała historia powtarza się. Raz, drugi, trzeci, ósmy, dziewiąty, szesnasty. Mama jest już ostro wkurwiona, ale dla świętego spokoju znowu naprawia zabawkę, bo trzy bezsenne noce pełne płaczu jej dziecka, który skutecznie uniemożliwia zaśnięcie to już stanowczo za dużo, nawet dla tak cierpliwej i świadomej mamy jak ona. No i widok jej uroczej kruszynki, jak ze łzami w oczach odbiera od niej naprawioną, ukochaną przytulankę i obiecuje poprawę, wlewa w jej serce jakieś dziwne, ciepłe uczucie, które totalnie obezwładnia jej wolę i każe wziąć udział jeszcze raz w całym procesie. Aż w końcu śliczny, uroczy niegdyś miś w niczym nie przypomina już swojej pierwotnej postaci. Stara, zużyta zabawka. Wytarmoszona, połatana, bezkształtna. Trafia w kąt pokoju, czekając aż zabraknie dla niej miejsca i razem z resztą odpadków wyląduje w śmieciach, a na jej miejscu pojawi się nowy miś, nowy tygrysek, albo cokolwiek innego co pozwoli uciec od tego uczucia pustki i osamotnienia.

Cała gama smutnych, niefajnych odczuć, podanych w bardzo dramatyczny, histeryczny wręcz sposób. I nie wiesz, na ile to była jej gra, a na ile szczere emocje choć Twoja intuicja, naznaczona doświadczeniem, podpowiada Ci swoje. Teraz i wcześniej. Wierzysz, że pod tą skorupą pełną sarkazmu, manipulacji, gierek, pustki, złości, strachu, kryje się coś pięknego, wartego odkrycia, choć jednocześnie zdajesz sobie sprawę, że nigdy nie dane Ci będzie postawić na tym złożu rentownej i bezpiecznej kopalni. Złoto jest przykryte całym tym gównem, które ona od dziecka musiała zamiatać pod dywan świadomości, aby móc w miarę 'normalnie' funkcjonować w okrutnie chorych, patologicznych warunkach. Nikt o zdrowych zmysłach, świadomy zagrożenia nie zjedzie w dół, bo prędzej wróci na powierzchnie w kawałkach niż ze złotem w garści. Choć pokusa jest przemożna to wszystko co cenne, tam na dole, pływa w gęstych oparach metanu, a prowizoryczne korytarze prowadzące w głąb kopalni grożą zawaleniem w każdej chwili. I nikt, a w szczególności ona sama, nie ma tam stałego, bezpiecznego dostępu. Jesteś pewien, że bardzo by chciała. Wiesz o tym, za każdym razem kiedy widzisz jej puste spojrzenie wbite w białą ścianę, w chwilach w których powinna uśmiechać się od ucha do ucha.

Zaraźliwy rozpierdol w bani, który udziela Ci się coraz bardziej i bardziej. I co z tego, że masz świadomość. Od samego początku czytasz jej zachowanie jak z otwartej księgi. Widzisz jej problem, nawet wtedy kiedy ona gra i zręcznie nabiera wszystkich dookoła. Przejrzałeś ją, od samego startu tej relacji. To sytuacja z którą ona nigdy się nie spotkała, coś do czego nie jest przyzwyczajona, coś co ją intryguje i każe zbadać jak nieznany, zagadkowy obiekt, nigdy wcześniej nie widziany w jej okolicy. Ta sama siła i ciekawość przyciąga Was do siebie, coraz mocniej i mocniej.

Widzisz wszystko, masz rozeznanie tego co się dzieje i do czego to wszystko zmierza. I kiedy wydaje Ci się, że fakt posiadania określonej wiedzy i rozumienia tego wszystkiego jest absolutnym zabezpieczeniem, liną bezpieczeństwa... to wtedy pojawia się coś, na co nie byłeś przygotowany. Coś ostrego i chaotycznego, poza kontrolą. Pojawiają się emocje. Nie ważne jak głupie, naiwne, jak płytko i cynicznie wywołane ciągłą huśtawką nastrojów, której byłeś świadom przez cały czas trwania tej relacji i którą zręcznie wyłapywałeś z całego spektrum jej zachowań. Patrzysz na swoją zbroję zbudowaną z tej świadomości i nie widzisz żadnych zniszczeń. Może nie lśni tak jak na początku, ale jest cała i wystarczy odrobina pracy, a znów będzie błyszczeć jak w czasach świetności. Uspokajasz się. Relaksujesz.

I wtedy czujesz ukłucie. W środku, pod pancerzem. Nie rozumiesz dlaczego. Przecież wszystko widziałeś, zauważałeś, zbroja i tarcza, którą odbijałeś jej pojebstwo mając nadzieję, że zanim odejdziesz, dasz jej narzędzia, którymi kiedyś będzie miała szansę dokonać jakiejś samorefleksji, samonaprawy...
Wszystko jest całe. Więc skąd ten ból?! Skąd te wszechogarniające emocje? Zapomniałeś... Tak, tak... Zapomniałeś, że zmienione reguły gry, którymi ona się posługuje na co dzień, nie wyłączą normalnego sposobu odczuwania u kogoś takiego jak Ty, kto funkcjonuje na normalnych zasadach. Chociaż nie widziałeś tego co dzieje się pod Twoją zbroją, to każdy z jej ciosów, które najpierw kwitowałeś uśmiechem politowania, a później szczerym, współczującym spojrzeniem, wyzwalał w Tobie iskrę która w ciszy zapalała się i gasła wewnątrz Ciebie, aż w końcu któraś z kolei doleciała do zbiornika paliwa pełnego normalnych, zdrowych, ludzkich emocji.

Wpadłeś, wybuchasz, współczujesz...


Angels with silver wings
Shouldn't know suffering
I wish I could take the pain for you
If God has a master plan
That only He understands
I hope it's your eyes He's seeing through

... i znowu ten ostrzegający, zrozpaczony i zmęczony już od wołania głos intuicji w Twojej głowie: - "Hej zobacz! Widziałeś to! Przez ułamek sekundy uśmiechnęła się jakby to ją bawiło! No kurwa! Ale tylko na moment, bo jak odwróciłeś głowę chwilę później to jej mimika znormalniała... Hej, zaraz, zaraz. Ale jak to... Uśmiechnęła się na wieść, że zgubiłem coś, co było dla mnie bardzo, bardzo ważne? Coś, co było częścią mojej osoby, czymś w co przelałem masę emocji i serca? No tak! Kurwa no przysięgam, że to widziałem! Ten jebany uśmieszek, to spojrzenie. Widziałem to chwile przed tym jak odwróciłem się, aby pobiec na autobus i zacząć szukać zguby. To był moment, chwila. Później minę miała już normalną. Dopytywała nawet co i jak... Współczująca. Wydawało się, że ją to nawet ruszyło... ALE ten jeden moment, ten ułamek sekundy jej uśmiechu, kiedy zauważyła, że straciłeś coś ważnego. WIESZ, ŻE TO CI SIĘ NIE WYDAWAŁO.

To jakaś pierdolona gra i bierzesz w niej udział kolego. Tak, wiesz to. Za każdym razem przekonujesz się, coraz bardziej i bardziej. Już raz to przerabiałeś i dokładnie znasz to mroczne uczucie kiedy masz wrażenie, że zaraz dostaniesz cios w plecy od kogoś, kto powinien być dla Ciebie wsparciem. Uśmiechnęła się wtedy zupełnie tak, jak uśmiecha się zazdrosny sąsiad, zgrywający Twojego przyjaciela, widząc jak pod dom podjeżdża laweta z Twoim nowiuśkim autem w które wjechał jakiś kretyn. On od samego początku kurewsko zazdrościł Ci tej fury, chociaż wydawał się cieszyć Twoim szczęściem, jak najlepszy kompan.

Ten samochód to tylko symbol. Metafora Twojego szczęście, pasji, planów, zrealizowanych marzeń, ale przede wszystkim tego poczucia sensu istnienia i świadomości tego, po co znalazłeś się na tym świecie. Ona nigdy tego nie miała. Nie wie co to znaczy i tęskni za tym stanem, który dla Ciebie jest normalnością, a dla niej ulotnym marzeniem. Kocha Cię za to, ale jednocześnie zazdrości Ci tego do szpiku kości. Do bólu, który Ci zadaje, szukając siebie.

Coraz więcej znaków zapytania na które i tak znasz odpowiedź. Łudzisz samego siebie, że to przecież niczyja wina, że ten ktoś nie jest zły. Spoko może i nie jest, ale... Zobaczysz to - raz, drugi, trzeci. WIDZISZ TO. Jak maska opada i chociaż po chwili wraca na miejsce, jeszcze bardziej roześmiana i niewinna, to i tak zdążyłeś zauważyć co jest pod nią. Czujesz strach, bo wiesz, że posunąłeś się na tyle daleko, że w końcu będziesz musiał zmierzyć się z tym co jest pod spodem. Z demonami które ktoś inny zasiał w głowie osoby na której szczęściu Ci zależy, osobie której życzysz w duchu jak najlepiej, bo wiesz, że kto jak kto, ale ona po tym co przeszła, zasługuje na odrobinę dobrych i normalnych przeżyć. Zasługuje na to jak nikt inny.

Musisz z tego wyjść. Uwolnić się. Cierpisz, za czyjeś grzechy, choć sam nawet nigdy nie byłbyś zdolny do tego aby je popełnić. Masz plany, marzenia, cele. Widzisz przed sobą jasną drogę na której jesteś już od dawna i oglądając się za siebie łapiesz się za głowę zdając sobie sprawę z tego ile już przeszedłeś i jak bardzo zmieniło się Twoje życie. Na lepsze.
Żyjesz świadomie, tu i teraz i nie możesz usiedzieć na miejscu wiedząc, że jesteś coraz bliżej kolejnych marzeń. Dreszcz przechodzi po Twoich plecach kiedy zastanawiasz się, co wyłoni się zza horyzontu, gdy dojdziesz na miejsce które teraz jest Twoim celem. Wiesz, że ta droga nigdy się nie skończy i ta myśl sprawia, że na Twojej twarzy pojawia się uśmiech. Bilet kupiony, bagaże spakowane. Wszystko gotowe do drogi ku szczęściu. Najlepsza wersja samego siebie na wyciągnięcie ręki. Wiesz, że nie ma tam miejsca dla niej, nie może Ci towarzyszyć. To przykre, ale ona jest jak tykająca bomba, której nikt i nic nie jest w stanie rozbroić, nawet ona sama. Nawet gdybyś jakimś cudem, zabrał ją ze sobą i wytrzymał ten cały emocjonalny terror, jednocześnie pracując i koncentrując się na swoim rozwoju... Kurwa. To nie możliwe. Iluzja. Niewykonalne.

Masz świadomość, że zostając przy niej, teraz i kiedykolwiek, unieszczęśliwisz samego siebie. Cierpisz. Poświęcisz się w ofierze, która z góry skazana jest na niepowodzenie. To tylko kwestia czasu, aż oddasz po kolei wszystko co sprawia, że czujesz się ze sobą dobrze, a kiedy już pozostaniesz nagi i bezbronny, dostaniesz zaproszenie na zewnątrz, gdzie jest -20C i śnieg do pasa. Nie będzie dla Ciebie miejsca, bo ona nie potrafi dać Ci tego, co sama od Ciebie bierze i czego się domaga. Staniesz się balastem, którego ona nie będzie w stanie unieść i ucieknie, zdziwiona, że źródło jej szczęścia wyschło, nie zdając sobie sprawy z tego, że pijąc robiła to tak niezdarnie i łapczywie, że przy okazji rozchlapała większość życiodajnej wody na suchy piasek.

Obiecujesz sobie, że zanim z tego wyjdziesz, zrobisz coś. Jedną, bardzo ważną rzecz. Uświadomisz ją.

Powoli, delikatnie, ale stanowczo. Bez wywyższania się, oceniania, stawiania jej w roli kogoś gorszego. To jedyne co możesz zrobić, reszta należy do niej, choć nie do końca od niej. Zamykasz oczy i przelewasz do jej duszy masę pozytywnej, szczerej i ciepłej energii, mając nadzieję, że kiedyś znajdzie ona wystarczająco dużo cierpliwości, aby wytrwać w walce, której jeszcze nawet nie podjęła. Wiesz, że jej cel będzie oddalał się coraz bardziej za każdym razem, kiedy znajdzie się w końcu w zasięgu jej dłoni. Twoja walka z samym sobą, aby osiągać postawione przed sobą cele, to nic w porównaniu z maratonem, który ona musi przebiec. Sama. Bez żadnej pewności, że po tych 42 kilometrach i 195 metrach zobaczy metę.

Jest trudniej niż myślałeś. Emocje to jednak potęga. Możesz czytać blogi, książki, uczyć się i rozwijać, chwała Ci za to, ale emocje były, są i będą. Do póki sam tego nie przeżyjesz, nie będziesz miał pojęcia co to znaczy. Świadomość tego, że wsiadając tym razem do pociągu, będziesz widział ją po raz ostatni w życiu, jest jak walec, który przejeżdża po Twojej głowie i wyciska z niej wszystkie uczucia. To tak, jakbyś odcinał sobie rękę nożem do smarowania chleba. Rękę, której palce zaczęły już gnić od zakażonej rany, której w porę nikt nie odkaził. Już dawno za późno. Nie cofniesz czasu. Wiesz, że musisz to zrobić, bo z każdym dniem będzie coraz gorzej, aż w końcu bakterie dotrą tam, skąd nie będzie odwrotu. Kurewsko boli. Walisz, tniesz, wydłubujesz, szarpiesz. Krew i fragmenty tkanki są wszędzie wokół Ciebie. Bez znieczulenia. Choć chora, to ona nadal jest żywą, ukrwioną i unerwioną tkanką, która wraz z każdym Twoim ciosem, coraz głośniej krzyczy i błaga o litość, o pomoc i jeszcze jedną szansę. Odgłosy jej męki pędzą po Twoich nerwach, w ułamku sekundy dochodzą do rdzenia i w końcu do mózgu w którym czujesz jej i swój ból. I z każdą chwilą jest go coraz więcej. Robi Ci się ciemno przed oczami, tracisz orientację. W trakcie kiedy próbujesz ją sobie odrąbać, zaczynasz przypominać sobie te wszystkie cudowne rzeczy, których dzięki niej doświadczyłeś i zdajesz sobie sprawę, że to koniec i nigdy więcej już z niej nie skorzystasz. Wszystko co złe odchodzi teraz w zapomnienie, myślisz tylko o tym co dobrego z nią przeżyłeś. Wiesz, że niczego już nie dotkniesz tymi palcami, nie okryjesz tą dłonią, nic nią nie złapiesz, nie dotkniesz. Ta nawracająca świadomość potęguje ból, a w Twojej głowie pojawia się znikąd tragiczna, romantyczna myśl, idea - "A może nie! Może gdzieś jest na to jakieś lekarstwo!? A jeśli nie ma, to może lada dzień, miesiąc, rok ktoś wpadnie na jakiś genialny plan i sprawi, że moja ręka znowu będzie sprawna, nawet jeśli teraz trzyma się już tylko na kilku ścięgnach i pogruchotanej kości. Może jeśli dam jej jeszcze jedną szansę, może jeśli będę bardziej czuły, cierpliwy, stanowczy, to ona przestanie, może wyzdrowieje.

Przecież potrafi być cudowna kiedy jest... sobą? No właśnie... Sam już nie wiesz kim jest. I wiesz co? Ona też tego nie wie.


Strangelove
Strange highs and strange lows
Strangelove
That's how my love goes
Strangelove
Will you give it to me
Will you take the pain
I will give to you
Again and again
And will you return it

Emocjonalna huśtawka to potężna zabawa. Kiedy jesteś na górze, jesteś na prawdę wysoko, bo pod Tobą grunt nie jest na poziomie morza, ale dużo, dużo niżej, w głębinach pełnych chujowych emocji, w których za moment się znajdziesz i poczujesz jak bardzo źle może być, pamiętając jednocześnie o tym jak zajebiście było jeszcze przed chwilą, tam na górze, wysoko. I w momencie w którym chcesz wysiąść, zrobić ten krok na zewnątrz, karuzela jakby czytając w Twoich myślach, chcąc Cię zatrzymać przy sobie, znowu wypierdala po sam szczyt. I znowu masz przed sobą ten wspaniały widok, aż po horyzont. Wszystko do momentu, aż się uspokoisz i złapiesz pierwszy, spokojny oddech. I kiedy pozwolisz sobie na chwilę drzemki, ze zmęczenia tą ciągłą jazdą, karuzela znowu zapierdala w dół, ale tym razem jesteś kilka metrów niżej niż ostatnio. Dusisz się w ciemnościach. Szukasz po omacku klamki od wyjścia, cudem ją znajdujesz i uchylasz lekko drzwi przez które wpada odrobina światła i świeżego powietrza. Jesteś już prawie na zewnątrz, ale zanim cokolwiek zrobisz, karuzela znowu wznosi się błyskawicznie do góry ukazując widok, którego próżno Ci szukać na poziomie zero, który jest normalnością. Fabryczną wersją rzeczywistości, przeznaczoną dla zdrowych jednostek.

I tak w kółko. Coraz częściej, głębiej, wyżej, szybciej. Chcesz wysiąść, już wszystko wiesz, jesteś świadomy, ale kiedy stawiasz ten pierwszy krok na twardym, pewnym gruncie, to zaczyna kręcić Ci się w głowie która przyzwyczaiła się do ciągłych wzlotów i upadków. Padasz na glebę, jest Ci nie dobrze, wymiotujesz. Nie możesz się ogarnąć. Zaczynasz tęsknić za tym uczuciem, za tymi dobrymi momentami, które na tle tej całej chujni były jak szczyty ośmiotysięczników dumnie piętrzące się nad horyzontem. Gdzieś tam, w oddali, legendarne. Ich widok napawał Cię płonną nadzieją.

Odejść od kogoś kto Cię zdradził, zawiódł, dał powód do tego uczucia złości, które napędza Cię do działania po rozstaniu, jest dużo łatwiej. Gorzej jeśli wiesz, że tutaj nie zawiódł tak na prawdę nikt. To niczyja wina, to się po prostu nie mogło udać. Te wszystkie piękne chwile, które udało Wam się skraść przeznaczeniu, to wszystko co można było ugrać w tym rozdaniu kart. Nic więcej. Reszta jest ułudą.

Próbowałeś jej pomóc, uświadomić, coś pokazać. Może kiedyś, przypomni sobie o tym wszystkim czego ją o niej nauczyłeś. Czy to będzie dla niej jakaś trwała zmiana? Czy tylko jeden z tych nawracających momentów ulotnej świadomości w których będzie mogła trzeźwo spojrzeć na swoje życie, skrzywione zachowanie i tylko poczuć tę przerażającą pustkę. Otchłań jej uczuć. Emocjonalną, czarną dziurę, która swoją grawitacją przyciąga z przerażającą siłą. Poczuć to całe gówno, które jej zaburzona podświadomość podmiata po dywan świadomości. I wszystko to tylko po to, żeby za chwilę znowu zanurzyć się w tym obłędzie, który dla niej jest normalnością, a dla jej bliskich prawdziwym piekłem.

Nie masz do niej żalu, złości, rozczarowania. To była Twoja decyzja, świadoma od samego początku, bo wiedziałeś, a raczej czułeś, że coś jest na rzeczy. Zanim ją poznałeś, spotkałeś na swojej drodze ludzi złych do szpiku kości, którzy sieją wokół siebie ból i nieszczęście, a na widok cierpienia swoich ofiar uśmiechają się od ucha do ucha, łapiąc jednocześnie głęboki oddech podniecenia i satysfakcji, sycąc się bólem innych. Nie miałeś pojęcia dlaczego, ale na początku Waszej znajomości, ona stawiała na nogi cały Twój system antywłamaniowy, który zainstalował się w Twojej głowie po przygodzie z ludźmi, których nikt tutaj nie chciałby nigdy poznać wiedząc o tym kim, albo raczej czym w środku są. To było zbyt intrygujące, abyś mógł przejść obok tego obojętnie. Dałeś się skusić tak samo jak i Ona, dla której i Ty byłeś zagadką - odczytujący jej grę w zalążku, grę która nie robiła na Tobie wrażenia. Bo ciekawość, to pierwszy stopień do piekła.

Teraz już wiesz... Ona nie jest zła, ale sieje wokół siebie chaos i zamęt, a Ty im bliżej niej stoisz, tym więcej ran zbierasz. Coraz głębszych i coraz trudniejszy do wyleczenia. To nie jest jej wina, nie jej wybór. Pozwolisz się jej do siebie zbliżyć, oddasz o jedną cegiełkę za dużo, a Twoje życie zamieni się w piekło. Wiesz, że zrobiłeś co mogłeś. Nie jesteś już dłużej w stanie tego znieść. Odbijasz jej zachowanie i toksynę, nawracasz z anielską cierpliwością, uczysz, pokazujesz. Coś tam rozumie, coś tam łapie. Ale im więcej rozumie i łapie, tym więcej syfu wychodzi na zewnątrz. Sytuacja bez wyjścia. Dlaczego? Tak już po prostu jest i tyle.

... i nie jesteś w stanie zagłuszyć tego głosu, który ostrzega Cię przed ciosem w plecy. Nie zgasisz czerwonych świateł rażących Twoją świadomość.


We're damaged people
Drawn together
By subtleties that we are not aware of
Disturbed souls
Playing out forever
These games that we once thought we would be scared of

Obserwujesz ją dokładnie, po tym gdy już uświadomiłeś jej źródło tych wszystkich pojebanych zachowań, pokazałeś ich przyczynę, schemat działania... Tamtego wieczora widziałeś jej szeroko otwarte ze zdziwienia oczy i to jak sama do siebie kiwała twierdząco głową, czytając w ciszy to co miałeś jej do pokazania. Po jej policzkach spływają łzy zostawiając na kartkach mokre plamy.

Mija trochę czasu, wszystko się powtarza, trwa. Dostrzegasz, że pojawia się nowy odcień, który nie niesie z sobą nadziei, a wręcz przeciwnie. To nie nowy początek. To eskalacja. Sfiksowana pętla zachowań, której nie da się naprostować logicznym myśleniem. Zaczynasz dochodzić do tragicznych wniosków, które coraz śmielej dobijają się do Twojej świadomości. Czujesz i WIESZ TO, że ucząc ją tych wszystkich schematów zachowań które nią rządzą, cech jej problemu, podobnych historii do jej własnej, że... zamiast pomagać, dajesz jej do ręki nowe narzędzie manipulacji, nową broń i to masowego rażenia. Broń ostateczną, która w końcu pogrąży i Ciebie.

Widzisz jak ona źle się zachowuje, ostrzegasz ją, ona eskaluje, karzesz ją, ona sprawdza na ile Cię stać, wytrzymujesz, ona wraca, płacze i cierpi, prosi o wybaczenie. I przebaczasz jej, bo to nie jej wina, choć ciągłe jej rozgrzeszanie sprawia, że winy ulatują, a emocje rykoszetem wbijają się wprost w Twoje serce.

- "Błagam wybacz mi. Jestem zerem, śmieciem, wiem to. To jest silniejsze ode mnie. Nienawidzę się. Ktoś taki jak ja nigdy nie powinien istnieć. Chcę umrzeć proszę, nie zabijaj mnie."

Twój mózg zatrzymuje dopływające do Ciebie bodźce. Zapada cisza. Czujesz jak Twoje serce przyśpiesza, robi Ci się gorąco. Zaczynasz iść przed siebie. Oddalasz się od niej coraz bardziej i wtedy słyszysz jej delikatny, przerażony głos, który prosi Cię o ostatnią chwilę uwagi. Odwracasz się i widzisz Ją, jak wyjmuje ze swojej torby książkę opisującą jej problem. Książkę, którą kiedyś, dawno temu poleciłeś jej sądząc, że powinna ją przeczytać.

- "Wczoraj znalazłam ją w bibliotece w mieście obok. Zapisałam się do psychologa, idę w przyszły wtorek". Jej oczy napływają nową porcją łez - "Błagam nie zostawiaj mnie. Jesteś wszystkim co mam. Proszę... Bez Ciebie nie dam rady przez to przejść. Kocham Cię."

Stoisz jak wryty. Przez Twoją duszę właśnie przelało się tsunami emocji, pogrążając Twój mózg i świadomość w powodzi. Próbujesz złapać kurs i skierować się w stronę brzegu, ale prąd porywa Cię i kieruje wprost do krawędzi wodospadu. Jeszcze tylko kilka, metrów, ta chwila. Spadasz. Zamykasz oczy i przestajesz słyszeć cokolwiek. Czujesz tylko pęd powietrza, który przybliża Cię do dna. W końcu znikasz w ciemności i pustce...

Kres wszystkich chwil. Nicość.



Oh, Lillian
I should have run
I should have known
Each dress you own
Is a loaded gun

Tego bloga kieruję do wszystkich osób które miały, mają lub będą mieć do czynienia z osobami dotkniętymi pogranicznym, narcystycznym lub histrionicznym zaburzeniem osobowości, DDA albo jeszcze innym mixem... (o socjopatach nie wspominam, bo oni za życia świetnie się bawią i mają Was w dupie).

Pamiętajcie, że choć kusi, aby znienawidzić te kobiety, mścić się za ich jazdy i Wasze cierpienie, to mimo wszystko wybaczcie im i idźcie do przodu.

To nie ich decyzja, że są kim są. Jak wspominał MrSnoofie pod jednym ze swoich blogów, miejcie wobec nich na tyle współczucia i empatii, aby dobrze im życzyć i wybaczyć, ale też nie na tyle dużo, aby odciąć sobie drogę powrotu na zewnątrz.

Po prostu nauczcie się odchodzić. Ja wciąż próbuję...

Odpowiedzi

Portret użytkownika Wiarus

Tak, fajna kobieta bo potrafi

Tak, fajna kobieta bo potrafi przepraszać. A to, że się ludzie nie dogadują to inna kwestia i wcale nie oznacza, że przestają być niefajni. Wiesz dlaczego ? Bo taka kobieta później może sobie znaleźć faceta z którym będzie szczęśliwa bo się z nim dogada i cała ta teoria w łeb strzeli. Uwierz mi - Ty nie widziałeś w życiu niefajnej kobiety i nie chciałbyś zobaczyć. Kobieta, która dostrzega swoje winy jest fajna, ale to nie oznacza od razu, że akurat autor i ona do siebie pasują.

Poza tym skoro baba jest tak zła, a on święty to po co w ogóle to przeciągać ? Jak coś nie pasuje to mówimy do widzenia i tyle. Jak się nie potrafimy dogadać to nie i odsyłanie drugiego do psychiatry/psychologa by się leczył graniczy z obłędem.

Portret użytkownika kilroy

Uwierzyć Ci że nie widziałem

Uwierzyć Ci że nie widziałem - hmm... Ty zdaje się uważasz że nasz monopol na pewne doświadczenia życiowe.

To że fajne, czy też precyzyjniej wartościowe kobiety potrafią przepraszać to nie oznacza, że sam fakt tej "umiejętności" klasyfikuje kobietę jako wartościową czy też niezaburzoną w taki czy inny sposób.
Ponadto niedogadywanie się, a zachowania takie jak autor opisuje to jednak pewna różnica.

Nie wiem,ale chyba nie skumałeś fo końca o czym jest ten blog

Portret użytkownika Wiarus

Fakt, że Zosia nie kochała

Fakt, że Zosia nie kochała Romana nie oznacza, że trzeba ją od razu wysłać do psychiatry bo jeżeliby kochała to znaczy, że nic jej nie dolegało. A taki przekaz wysyła autor - że on lekarz, a ona zaburzona z problemami. Zaburzenia osobowości jest w stanie zdiagnozować specjalista, a nie zakochany Roman, któremu złamano serce. Jak zdiagnozował te "zaburzenia" autor ? Ona go nie kochała - diagnoza - chora psychicznie. Największym fałszem tego bloga jest to, że został napisany kwiecistym językiem co niektórych urzekło. A już kompletnym nieporozumieniem jest tendencja na tym portalu by wszędzie doszukiwać się źródła problemu w zaburzeniach psychiczno-emocjonalnych.

Nie róbcie z relacji damsko-męskich szpitala dla obłąkanych. Jak kobieta nie chce to należy ją zostawić w spokoju, a nie szarpać za włosy na zasadzie "zrozum Zosiu, że ja Cię kocham i zmień swoje postępowanie bo ja chcę dla Ciebie dobrze choć Ty tego nie rozumiesz". Zosia się wyszarpuje bo facet obiecuje, że będzie lepiej i nadal dobrze, ale lepiej nie jest. Zosia się szarpie coraz mocniej co doprowadza ją do wyczerpania emocjonalnego, ale Roman nie odpuszcza bo nadal uważa, że ma to sens o tyle, że on ją "wyleczy". Aż w końcu granice wytrzymałości psychologiczno-emocjonalnej Zosi pękają i coś się kończy. A autor stwierdza, że ona chora musiała być skoro nie pokochała Romana tak jak on by tego chciał.

Zdarzają się ludzie zepsuci, ale nic nie daje prawa drugiej osobie by robić z siebie lekarza, który tę "chorą" osobę wyleczy. Ktoś taki powinien się sam nad sobą zastanowić.

Ja tutaj nie widzę jednostki chorobowej, a jedną z wielu historii miłosnych, które skończyły się źle i teraz każda ze stron obwinia tą drugą. Idź na salę sądową to takich historii usłyszysz dziesiątki tysięcy. Nagle się okazuje, że wszyscy wszystkich do lekarza wysyłają bo miłość się skończyła.

Portret użytkownika kilroy

" Jak zdiagnozował te

" Jak zdiagnozował te "zaburzenia" autor ? Ona go nie kochała - diagnoza - chora psychicznie. Największym fałszem tego bloga jest to, że został napisany kwiecistym językiem co niektórych urzekło. A już kompletnym nieporozumieniem jest tendencja na tym portalu by wszędzie doszukiwać się źródła problemu w zaburzeniach psychiczno-emocjonalnych" - przeczytałem sobie Twoje stare pytanie na forum i co znalazłem: "poczytałem troche i na 90% to borderline" i dalej "Wybrałem kobietę miłą i uśmiechniętą, a nie wpatrzoną tempo w ścianę z pretensjami o wszystko i nic. Niestety zbyt późno się zorientowałem, że dwie osobowości (anioł i diabeł) to stały pakiet mojej"

Ja widze sporą analogie pomiędzy przypadkiem Konstantego a Twoim. Przecież Konstatnty opisuje że miał jazdy niemałe z nią, a Ty teraz twierdzisz że autor to nic innego jak zakochany Roman ze złamanem sercem, a ta dziewczyna jest fajna bo umie przepraszać No Wiarus c'mann!!

Portret użytkownika Wiarus

Ale gdzie Ty prawdy szukasz.

Ale gdzie Ty prawdy szukasz. To co ja mam z moją byłą to jest moja sprawa. Prawda jest taka, że albo człowiek sam pewne rzeczy zrozumie albo nie. Problemy się biorą z przedłużania związku na siłę wtedy, gdy powinno się to zakończyć. Trzeba wiedzieć kiedy powiedzieć stop bo jak w czas się tego nie powie to później jest już za późno i kończy się to chorymi akcjami. Przypadek Konstantego nie ma zasadniczo nic wspólnego ze mną choć również jest tam opisany identyczny błąd jaki ja popełniłem - przeciąganie na siłę związku, który nie miał prawa się udać (ale to dotyczy bardzo wielu relacji).

Ja nie lubię jak ktoś stawia się w pozycji lekarza, a drugiego sprowadza do roli pacjenta. Bo jeżeli tak to po co taki związek kontynuować ? Nie można pisać w ten sposób, że ja zdrowy ona chora i ja próbowałem pomóc, ale ona nie chciała i dlatego się nie udało. Nie udało się dlatego, że zaczęła się szarpanina o uczucia, a to nigdy niczym dobrym się nie kończy. Jak kobieta nie chce to dać jej święty spokój. Dlaczego ? Bo facet obiecujący, że będzie lepiej zobowiązuje się wyhodować gruszki na wierzbie i kobieta w to uwierzy, ale kiedyś powie sprawdzam. I jak tych gruszek nie zobaczy to koniec będzie smutny. I bez względu na to jaka ona zła by nie była to właśnie winą mężczyzny będzie to, że on jej mydlił oczy tymi obietnicami. Nie można tak postępować i mężczyzna powinien wiedzieć kiedy zakończyć związek.

Tak, on jest winny temu, że nie dał jej spokoju wtedy, gdy pojawiły się sygnały, że się zaczyna robić gnój. I teorie borderline czy nie borderline nie mają z tym absolutnie nic wspólnego. To on sam sobie wybrał kobietę tak jak i ja sam sobie wybierałem kobietę. Pretensje tylko do siebie samego, a nie szukanie uciechy w teoriach psychologów.

Portret użytkownika kilroy

Tak Wiarus trzeba wiedzieć

Tak Wiarus trzeba wiedzieć kiedy powiedzieć stop, ale każdy mądry po szkodzie i Konstanty opisuje schemat zachowań "takiej" kobiety i z taką kobietą. Nie on pierwszy, jedyny ani ostatni, ale tak właśnie wyglądają relacje i szarpanina z zaburzonymi kobietami. Czy ty wiedziałeś od pierwszych krzywych akcji że Twój związek nie ma prawa się udać? No pewnie nie wiedziałeś i Konstanty też nie wiedział tak jak i inni i teraz nam napisał o swoim przypadku. I teraz wracając do mojego pierwszego komentarza; Kobieta NIE jest fajna tylko dlatego, że umie przepraszać. Sam fakt jej przeprosin nie jest żadnym argumentem wykluczającym jej bojebstwo jak stwierdziłeś. A rozpoznanie tego pojebstwa nie jest tożsame ze zrzucaniem automatycznie całej winy na nią a usprawiedliwienie siebie.

Portret użytkownika tbohimnemwtmmt

Już porządkuje mój język

Już porządkuje mój język milordzie Smile I to nawet nie po to żeby dostąpić wątpliwego zaszczytu dyskusji z tobą tylko wypunktować pare rzeczy w twojej wypowiedzi które są śmieszne .
"Człowiek, który potrafi przeprosić za swoje zachowanie nie jest żadnym DDA, borderline czy coś tam jeszcze - tylko jest zdrowym człowiekiem, który stwierdził, że popełnił błąd, ale ten błąd widział i chce się naprawić"
Człowiek który potrafi przeprosić -->nie ma zaburzeń psychicznych (bo tak mi się widzi )--->jest zdrowym człowiekiem (bo tak mi się widzi)---->zrozumiał że popełnił błąd i chce go naprawić (bo tak mi się widzi ) .Cóż jestem pełen gimnazjalnej werwy , a ty rzucasz implikacjami rodem z przedszkola :)Jeżeli w dalszym ciągu nie widzisz głupoty tego zdania to tłumaczę : to że ktoś potrafi przeprosić nie koniecznie znaczy że zrozumiał błąd , ani chce cokolwiek naprawiać. W przypadku opisywanej na blogu panny , chciała ona po prostu utrzymać faceta przy sobie . Myślisz że gdyby nie chciał odejść zrozumiałą by błąd i przepraszała ?
Poza tym , uważasz że umiejętność przeproszenia wyklucza borderline ? Co za brednie mi tu pan pociskasz ?
Co do pierwszego akapitu , pełna zgoda , z wyjątkiem tego, że psychika ludzka to nie system zero jedynkowy w którym jesteś normalny albo nienormalny ,tylko rzecz troszkę bardziej skomplikowana i brak diagnozu borderline nie oznacza że ktoś nie ma mocniej zwichrowanej psychiki niż większość innych ludzi .
Trzeciego akapitu nie komentuje , bo wbrew pozorom nawet nie odnosisz się w nim do tematu . Ogólnie rzecz biorąc odnosze wrażenie że bagatelizujesz to co piszą inni i bezpodstawnie uważasz że wyolbrzymiają , bo przecież" ja czegoś takiego z babą nie przeżyłem " . Oczywiście in my humble opinion Wink

Portret użytkownika Elba

No cóż Konstanty, ładnie

No cóż Konstanty, ładnie napisane (nawet bardzo ładnie), czytałam z przyjemnością, ale z drugiej strony z trwogą (mój instynkt samozachowawczy włączył wszystkie systemy alarmowe) i uczuciem deja vu, bo też troszkę zażyłam życia z kimś problematycznym i jedno wiem na pewno:

Gdy teraz spotykam na swojej drodze tego typu osoby, wyczuwam je już z kilometra i wieję ile sił w nogach.
Nie tylko nie zamierzam się w jakikolwiek sposób angażować w bliższe relacje, ale i nie mam ochoty nawet na zwykłą luźną znajomość.

Portret użytkownika Ulrich II

Snoofie pewno masz rację,

Snoofie pewno masz rację, tylko to tez takie usprawiedliwianie facetów, którzy dają sie wkręcić w takie gówno na własne życzenie
może warto w pewnym momencie stanąć przed lustrem i powiedzieć
"no cóż zjebałem, to nie to, idę dalej"

to coś jak kobieta która kupiła drogie buty i przed samą sobą usprawiedliwia zakup
myślę że zdrowy facet bez problemów nie da się aż tak zmanipulować bo sam zobaczy z boku jak to wygląda
więc właściwie, tak szczerze czyja to wina ?
Wink

Portret użytkownika Ulrich II

nie no wiem jak jest sam

nie no wiem jak jest sam byłem młody i popełniałem masę błędów, czasami i jamniożyłem, czasami sie wkurwiałem -logika
ale nie że dałem się aż tak dymać w dupkę

pamiętam sytuację gdzie laleczka zaczęła mi manipulacje seksem to i owszem, dałem się złapać raz, drugi(miała fantastyczne piersi) ale za trzecim się zacząłem wkurwiać i koniec końców po kilku miesiącach dałem se spokój, nastąpiło rozstanie
ale
był tez powrót, który niewiele zmienił, bo po czasie było podobnie, co zniechęciło mnie jeszcze bardziej i wyleczyło z "romantic love" na dobre

Portret użytkownika Pawjel

Przeżyłem to na własnej

Przeżyłem to na własnej skórze, dość niedawno. Doczytam cały blog wieczorem, teraz biorę się za pracę.

Portret użytkownika Pawjel

Miałem dwie możliwości. Albo

Miałem dwie możliwości. Albo podążyć za słowami Flinta albo MrSnoofie.
Flint mówi, że jeśli na początku było kolorowo a potem się skiepciło, ona wali fochy i już nie widać pomiędzy wami tej miłości i Ty w tym momencie zerwałeś to zrobiłeś źle. Mężczyzna powinien być silny. A to co laska odpierdala to już taka jest natura kobieca. Więc daj chociaż ostatni raz te 100% od siebie.
Czekałem miesiąc, starałem się. W końcu ona stwierdziła że to nie to samo uczucie co kiedyś i sama zerwała. Mogłem to wtedy przyjąć ze spokojnym sercem i nawet czułem małą satysfakcję.

Portret użytkownika Dupekkk

U mnie sytuacja wyglądała

U mnie sytuacja wyglądała tak, że było okej, aż nagle jak sie zjebało to po całośći. Niechciałem być dupkiem jak we wcześniejszym związku próbowałem zawalczyć robiłem wszystko na odwrót, aż laska poczuła się zapewna myślałem, że musze więcej przelać w nią miłości oszukiwałem się... Aż szara goryczy się przelała sfrajerzyłem się i jak zaczeła pluć mi prosto w twarz podziękowałem jej za tą znajomość bo dosięgneła apogeum swojego hamstwa i wiedziałem, że to ostatni moment by wyjść z twarzą bo choćbym przewrócił góry i morze zawsze czegoś by mi brakowało wkurwiłem się napisałem, że mi zalerzy i, że ją kocham i zerwałem kontakt. Mineły 3 miesiące Wink tak jej zalerzalo, że się nie odezwała hehe ja stwierdziłem, że teraz musze się udoskonalić sam dla samego siebie chciałym być za dobry i zacząłem przypominać typowego polaka znudzonego życiem stąd odeszła Wink ale wpadłem we własne sidła ponieważ miałem wyrzuty po wcześniejszej i niechciałem być hujem teraz panowie uświadamiam sobie coraz więcej rzeczy zaczynam czuć się szczęśliwy sam ze sobą i zamierzam nie być życiową ofermą. Dla mnie porażka to kop w dupę aby zebrać się w całość !

Portret użytkownika Konstanty

Wiarus Jeśli blog w

Wiarus

Jeśli blog w połączeniu z muzyką sprawia wrażenie mrocznego, z domieszką jakiejś krzywej psychologicznej jazdy z ofiarą i katem w tle to trudno. Nic takiego nie było moim zamiarem. Jeśli Ty tak to odebrałeś, albo ktoś jeszcze, nic na to nie poradzę. Chciałem pokazać i samemu sobie pomóc zrozumieć, dlaczego znalazłem się w takim, a nie innym układzie i dlaczego tak trudno mi się z niego wydostać.
Jeśli ktoś uważa, że kwiecistym językiem i ładną formą próbowałem przemycić jakieś swoje ukryte urazy do kobiet, które uważam za jebnięte psychopatki to też jest błędzie. W tekście pada kilka sformułowań co do ludzi, którzy są pojebani i źli, ale to nie ma nic wspólnego z tematem, czy bohaterką, która była inspiracją do napisania tego tekstu, tylko opisem moim poprzednich przeżyć, które nie mają nic wspólnego z płcią przeciwną. Jeśli ktoś przeczytał całość na szybko to może wysnuć wniosek podobny do Twojego, ale tak po prostu nie jest i tyle.
Co do tego, że kobiety to wulkany emocji i nie sposób je zrozumieć, to pełna zgoda. Tak samo jak do tego, że nie każdy Janusz z internetów może diagnozować przypadłość z którą do tej pory nie radzi sobie współczesna psychologia. Każdy rzucony przez kobietę facet może sobie wmawiać, że jego ex jest pojebaną kurwą i ma coś z banią bo to, to i śmo. Przestrzegam przed ferowaniem wyroków tak samo jak Ty, ale w tym wszystkim trzeba zachować odrobinę obiektywizmu i stwierdzanie, że wszystko jest czarno białe za wszelką cenę nie sprawi, że świat stanie się krainą mlekiem i miodem płynącą. Zachowanie różnych kobiet jest do siebie bardzo podobne i ten niewielki procent zaburzonych jednostek też wpisuje się w ramy tych zachowań. To co odróżnia je od reszty to przyczyna, skala, cechy, powody i skutki tego co można podpiąć pod skrzywione zachowanie. Jak ktoś próbuje wmówić sobie i innym, że jego dupa jest psychiczna, bo znowu jebnęła focha o to, że facet nie chciał z nią pójść do galerii na zakupy w weekend, albo kazała spać na kanapie bo nie chciało mu się naprawić kranu u teściowej, czy chuj wie co, to taki facet jest zwykłym ignorantem. Takim samym ignorantem, jak osoba, która uważa, że wszystkie kobiety są takie same i bez względu na wszystko to tak na prawdę działają według jednej instrukcji obsługi.

Wyobraź sobie, że budzisz się w środku nocy po fajnym wieczorze spędzonym z Twoją połówką, która kładąc się spać mówi Ci jak bardzo Cie kocha i jak bardzo jest z Tobą szczęśliwa. Budzisz się i widzisz, że nie ma jej w łóżku, w mieszkaniu, chociaż wszystkie jej rzeczy są na miejscu z wyjątkiem kurtki, spodni, czapki i telefonu. Nawet buty zostały. Dzwonisz zdezorientowany i po drugiej stronie słyszysz zapłakany głos Twojej laski, która okazuje się jest kilka kilometrów za miastem, którego nie zna. Bierzesz taxe i znajdujesz ją wycieńczoną, zmarznięta, bez butów, rozpłakaną i wściekłą zarazem. Próbujesz ją ogarnąć, przytulić, a ona drze ryja, że masz ją zostawić, nie dotykać. Stoisz jak wryty i co zrobisz? Pojedziesz z powrotem do domu i pójdziesz spać, bo jesteś MĘŻCZYZNĄ i masz mieć wyjebane, bo jak nie toś pizda a nie facet i nie wiesz co znaczy związek z kobietą? Odwracasz się wstecz, a ona jak tylko to widzi to leci za Tobą z płaczem, przeprasza, kaja się, tęskni, kocha i prosi o pomoc. I co zrobisz wtedy? Każesz jej spierdalać? Zostawisz na miejscu nawet jeśli ma to oznaczać, że następnego ranka policja zapuka do Twoich drzwi, żeby ustalić tożsamość ciała na chodniku pod Twoim blokiem?
Albo wracasz z pracy i widzisz ślady krwi na zlewie, a na jej łapach znajdujesz sznyty. Pytasz, chcesz pomóc, a w zamian tylko. "Nie ważne, nie wiem, nie dotykaj, kocham Cię, wyjdź, wróć, pomóż, odejdź, przytul itd. To, że po wszystkim pada magiczne PRZEPRASZAM, to ma być powód, żeby to olać i przejść z tym do porządku dziennego bo przecież to tylko emocjonalna, słabiutka kobieta, która ma sakralne prawo robić takie jazdy wszystkim swoim bliskim?
Uwierz mi, że nie jestem osobą, która przedkłada swoją subiektywną wizję świata, tylko po to, żeby moja racja była na wierzchu. Nie mam najmniejszego problemu, żeby przyznać komuś rację jeśli zdam sobie sprawę z tego, że się mylę.

Ulrich II

Cóż, pisząc ten tekst brałem pod uwagę, że ktoś zarzuci mi zbytnie rozczulanie się i babską wrażliwość, ale co ja poradzę. Żeby oddać w jakiś sposób to co ma się w środku, nie da się wszystkiego ubrać w kilku prostych zdaniach. Ten tekst to nie miała być kolejna instrukcja pt. jak rozpoznać pojebaną laskę i jak od niej spierdolić, tylko moja autorefleksja, czyli zapis przeżyć osoby która weszła w taki układ i próbuje z niego wyjść bez ofiar po jednej jak i drugiej stronie. Cóż, widocznie lubię swoją kobiecą stronę.

MrSnoofy

Zdaje sobie sprawę, że temat Ci się już przejadł. Mi pewnie też by zbrzydło czytanie w kółko o gównie w które raz się wdepło. Wyciągnięcie wniosków z całości daje mi dużo do myślenia, a w szczególności to, że sam też nie jestem bez winy. Luki w moim charakterze, nadmiar współczucia i empatia wpędziły mnie w miejsce w którym jestem obecnie i ta świadomość to coś czego nie miałem na początku tej relacji. Gdybym wiedział, że mam tendencje do pakowania się w takie toksyczne układy, to nigdy nie wylądowałbym w historii takiej jak ta. Człowiek najlepiej uczy się na własnych błędach...

008

Powiem Ci, że miałem dokładnie taki sam punkt widzenia jak Ty na początku tej relacji. Ona, czyli Pani z problemem z którego mi się wyspowiadała, a Ja jako rycerz, obrońca uciśnionych. Zajebiście idylliczna wizja. Oczami wyobraźni widziałem nasza wspólną przyszłość, jak razem dajemy radę wszelkim przeciwnościom losu, ona zapisuje się na terapię, pracuje nad sobą i kocha mnie miłością absolutną za moją troskę, uczucia, wrażliwość i wsparcie które jej dałem. Wszystko fajnie, zajebiście, kolorowo. Od czasu do czasu pokazuje pazurki, ja to biorę na klatę, bo przecież wiem, umiem, ogarniam. Wszystko tak sobie trwa do momentu w którym mamy nieprzewidzianą sytuację losową i Pani chyba jest w ciąży. No spoko, nie ma problemu, chociaż zupełnie mi to nie na rękę, bo plany ni chuj nie pasują i dzieci mieć nie chciałem i nie chcę. Ot głupota się stała, wypadek przy pracy, nie ma problemu, damy radę. To co wtedy się działo dało mi jasny przekaz, że ta relacja nie ma sensu. Rozumiem, że kobieta może być w szoku, może mieć wątpliwości, nawet taka, która twierdzi, że chce mieć dzieci tu i teraz. Normalne i zrozumiałe, ale jednak wszystko ma swoje granice i nie jestem debilem, żeby nie zauważyć, że coś tu nie gra. To jaką jazdę zafundowała mi przez tamte dwa tygodnie pamiętam do dzisiaj. Sposób w jaki cynicznie i bezwzględnie manipulowała i grała swoją tragiczną przeszłością, do której ponoć nie może wracać, bo to takie trudne i straszne, jaką pogardą i brakiem szacunku mnie traktowała i jak celnie i z zimną krwią waliła mnie w te miejsca w sercu które są najbardziej wrażliwe, to otworzyło mi ostatecznie oczy. Poczuła, że już mnie ma na własność, że nie musi się starać, udawać, słodzić, bo ja już się z tego nie wyplącze. Jestem jej. Jej własnością. I niech teraz spróbuję beknąć to popamiętam. Przez te dwa tygodnie byłem jej workiem treningowym na którym wyładowywała całe swoje popierdolone urazy, których kiedyś doświadczyła od bliskich jej osób. Zero refleksji, litości, zero jakichkolwiek ludzkich odruchów. A ja dzielnie to wszystko znosiłem, odliczając tylko dni do okresu, czekając na zbawienie które dzięki Bogu nadeszło i Pani magicznie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki znów była kochaną, słodką kotką łaszącą się do swojego ukochanego wybawcy. Gdybym wtedy odszedł i nie upewnił się czy jest w ciąży czy nie, to dam sobie łapę uciąć, że usłyszał bym bajkę o tym, że rzekomo poroniła, albo że usunęła ciążę, bo JA JĄ DO TEGO ZMUSIŁEM, nie okazałem jej wsparcia, czy chuj wie co tam jeszcze. Po jakimś czasie dowiedziałem się od jej znajomych jakie jazdy robiła swojemu ex, który według niej jest najgorszym chujem, brutalem i ogrem. Szkoda tylko, że jej wersja tej historii nijak się ma z tym co mówią o tym jej znajomi i co sam zaobserwowałem widząc się z tym typem, który zamiast mitycznym potworem okazał się być spokojnym, zdezorientowanym i dającym sobie wejść na głowę gościem, który do tej pory nie może pogodzić się z faktem, że kopnęła go w dupę, a zrobiła z niego taką łajzę, że wstyd. Wolałem wytrzymać, upewnić się i wiedząc o tym na czym stoję odejść. Ulga i jej odmiana były tak wielkie, że moment odkładałem i odkładałem, aż w końcu temat przeszedł do porządku dziennego, ale ja już wiedziałem, że to nie ma sensu, kombinując jak się z tego wyplątać i nie rozpierdolić jej i swojego życia. Zwyczajnie szkoda mi jej i tyle, ale to uczucie, kiedy znajoma wydawałoby się osoba, w przeciągu kilku chwil zmienia się nie do poznania w bezwzględną, zimną sukę, dla której Twoja osoba i Twoje uczucia mają tyle wartości co gówno pod butem, tylko po to, żeby za chwilę okazać się przeuroczą, przepraszającą, niewinną dziewczynką jest iście szokującym przeżyciem. Wszystko kręci się wokół niej i jej problemów, a jeśli nie to ona zrobi wszystko żeby się kręciło, bo nie jest w stanie znieść tego, że Twoja uwaga pochłonięta jest przez coś innego niż ona. Posunie się do wszystkiego, żebyś poświęcił jej swoją uwagę, nawet jeśli będzie to awantura o damski chuj, a jak nie pomoże to zawsze zostaje manipulacja Twoim współczuciem i np. zabawa żyletką w zamkniętej od wewnątrz łazience. Na samą myśl, że miałbym być skazany na nią do końca życia cierpnie mi skóra na karku, bo to była tylko mała próbka tego na co było ją stać i co pokazała później. Jeśli oczekujesz, że poznałeś instrukcję obsługi takiej dziewczyny to miej oczy szeroko otwarte, bo możesz stać się kozłem ofiarnym jej chujni na długie lata, Twoje zajebiste życie legnie w gruzach, a ona kopnie Cię w dupę jak starego, schodzonego kapcia.

Portret użytkownika Ulrich II

oczywiście ja też kocham

oczywiście ja też kocham swoją kobiecą stronę, czasami oglądam dramaty, zachody słońca i przytulam kotki, ale zasadniczo nie specjalnie jestem skory do obnażania jej, może tutaj jest po części problem
analizując, obnażając swoje emocje narażasz sie na kolejne kopniaki

Portret użytkownika 008

Może kiedyś wrócę i napiszę,

Może kiedyś wrócę i napiszę, że głupi byłem, że Was nie słuchałem. Nie wykluczam, nawet Cezary Pazura dałby sobie kiedyś rękę odciąć.

Ale jak na razie mam wielki fun z tego, a Ty chyba się męczyłeś i ciągnąłeś to, bo masz dobre serduszko. Cytat z Ciebie: dzielnie to wszystko znosiłem, odliczając tylko dni do okresu, czekając na zbawienie które dzięki Bogu nadeszło. Przez 40 lat tak się nie da i dobrze, że to widzisz.

Natomiast dla mnie do jest w zasadzie gra wstępna. Jedni lubią Azjatki, inni MILFy, niektórzy dziewczynki z warkoczykami i tornistrem - a ja lubię pojebane laski. Nie bawię się w rycerza, nie muszę czuć się potrzebny - po prostu robię się napalony od tego.

Może dlatego, kiedy miałem okazję spotykać się z zupełnie normalnymi pannami, prosiły, zapraszały, dzwoniły - to ja niejednokrotnie spóźniałem się, odwoływałem spotkania itd. Chyba przez to, że nawet siedzenie w domu i drapanie się po jajkach było dla mnie bardziej seksualnie ekscytujące niż spotkanie z nimi.

Portret użytkownika Wiarus

"Chciałem pokazać i

"Chciałem pokazać i zrozumieć, dlaczego znalazłem się w takim układzie i dlaczego tak trudno mi się z niego wydostać."

Nieprawda - Ty się chcesz usprawiedliwić i zrzucić z siebie winę i dostać rozgrzeszenie. Zupełnie niesłusznie. Choćby nie wiem jak zła/poryta była kobieta z którą się zwiążesz to zawsze Ty decydujesz by się z nią związać i nie widzę dlaczego miałbyś dostać rozgrzeszenie. Bo była zła ? To po co ją w ogóle brałeś. Ja nie szukam rozgrzeszenia. Byłem pojebany i zamiast kopnąć ją w dupę kiedy miałem okazję to nie tyle co dałem się skołować co wolałem tego nie widzieć, że jestem kołowany i przymykałem oko. Dlaczego ? Bo chciałem jeszcze trochę poczuć tych emocji.

Portret użytkownika Konstanty

Litości, jakie rozgrzeszenie,

Litości, jakie rozgrzeszenie, co Ty bredzisz Wiarus. Na nikogo tu nie próbuje zrzucać winy, bo nie czuje takiej potrzeby. Może trudno Ci to zrozumieć, ale ja nie funkcjonuje na zasadach zwycięzca/przegrany, gdzie ktoś musi być zawsze na górze, albo na dole. Zresztą gdybyś przeczytał bloga dokładnie to wiedziałbyś, że nie szukam tu niczyjej winy, bo dosłownie stwierdzam tam ten fakt. Robisz ze mnie jakiegoś pojeba, który przyssał do zdrowej, bogu ducha winnej laski i ryje jej beret dla własnej satysfakcji. Kurwa, wiedziałem, że pojawią się krytyczne wpisy, ale takich bredni się nie spodziewałem. Wybacz Wiarus, jestem otwarty na rzeczową krytykę, ale Twoje wywody w tym miejscu nie trzymają się kupy.
Tekst napisałem przede wszystkim dla siebie, żeby móc do niego wrócić i wyciągnąć wnioski jeśli odczuje taka potrzebę. Jeśli ktoś wpadnie na ten tekst i stwierdzi, że pakuje się w to co ja, może wyciągnie wnioski wcześniej i oszczędzi sobie czasu i nerwów.

Portret użytkownika Mendoza

008 - pierwszy Twój

008 - pierwszy Twój komentarz

Jak się spotka dwóch ludzi o podobnych "normach" to się zgrają.

Ja natomiast kocham swój spokój i spokojny sen, z tego względu, ni chuja mnie już nie ciągnie do takich dzierlatek.

Ale to jak kto lubi.

Np. Moi starsi, mimo tego, że kłótnia na kłótni i więcej braku wzajemnego szacunku niż odwrotnie - to im 3 dyszki stażu małżeństwa nie długo pyknie. Ale obaj są z trudnych domów z ojcami alkoholikami. Odnajdują się widocznie. Jakoś - ale trwale. Mimo zawirowań i zajebiście wielkiej sinusoidzie dobra i zła.

Mnie natomiast takie klimaty już absolutnie nie jarają - więc się przestawiam, powoli, acz konsekwentnie, całe myślenie z jednej strony na drugą - żeby te gówniane "normy" przekazywane z pokolenia na pokolenie zatrzymać na sobie i dalej nie przeszły. Tym samym moje dzieci będą już wychowywane zupełnie inaczej, i w zupełnie innych warunkach. Przynajmniej tak na dzień dzisiejszy mówi mi cały ja i rzeczywistość dookoła mnie.

Konstanty - ujebałeś się i tyle. Porwałeś się z motyką na słońce.

"Obiecujesz sobie, że zanim z tego wyjdziesz, zrobisz coś. Jedną, bardzo ważną rzecz. Uświadomisz ją."
Zgadzam się tutaj z Wiarusem, "naprawianie kogoś na siłę" nie jest dobre, trudnych ludzi trzeba zostawić, i niech sobie żyją tak jak chcą i potrafią, może kogoś znajdą, może nie, a może zostawią po sobie tylko zgliszcza, przechodząc jeszcze przez łapy kilku-kilkunastu facetów.
Tu i sam się męczysz - i kobieta dostaje frustracji.
I powiedzmy sobie szczerze, nie chcesz z nią być, zmęczyłeś się już.
Dyyyyystant, ban na seks, dyyyyystans i módl się, by ktoś ją Ci odbił bądź nowa ofiara się jej pojawiła na horyzoncie.

To już nie czas na dumanie odnośnie przyszłości tej Panny. To jest iście idealny czas, by pomyśleć nad własną dupą i jej jutrem.

Póki nie uwolnisz się z poczucia odpowiedzialności za innych ludzi - będziesz na takie kobiety podatny - łącznie z obecną.

PS. To się szczególnie uwypukla wśród takich rodzin, gdzie dla dziecka poczucie bezpieczeństwa jest czymś ledwie znanym. Wrażliwe dziecko zaczyna opiekować się rodzicami, gdy jest wśród nich chujnia. Albo też - brakuje mu bezpieczeństwa i sądzi, że zapewniając to drugiej osobie zapewni sobie poczucie przynależności, akceptacji i wyjątkowości u drugiej osoby. Temat rzeka ogólnie.

Wiarus - z Twoim opisem kto jest toksyną a kto nie - to osobiście nie patrzę na to w systemie zero-jedynkowym. A w skali od jeden do stu.

Portret użytkownika Ulrich II

jestem ciekaw czemu połowa

jestem ciekaw czemu połowa wątku została wykasowana, czyżbyśmy naruszyli z wiarusem czyjąś delikatną psyche ?
chyba jak na fejsie tylko lajki pod pewnymi komentami są dostępne
Laughing out loud

Portret użytkownika expat

Siemka, przerobiłem jak

Siemka, przerobiłem jak snoofie na pęczki te tematy Smile Problem jest we mnie a raczej był, ze względu na osobowość typu caregiver -jesteśmy po prostu idealnymi ofiarami dla takich kobiet poprzez ogromne pokłady empatii, wyczucia stanów emocjonalnych, wrażliwości drugiej osoby itp. Ja mam syndrom DDD (nie będę wnikał w szczegóły) ale to on jest a raczej był powodem tkwienia w takich układach. Obecnie nic się we mnie nie zmieniło poza tym, że nauczyłem się sztucznie stawiać granice, to znaczy działa to tak jak dla daltonisty nauka o zmianie świateł. Jak pali się dolne to wchodzisz na przejście jak górne to znaczy, że masz stać bo rozjedzie Cię samochód (mimo, że kolory nadal nie są rozróżniane). Skala cierpienia przy odstawieniu takiej kobiety jest taka sama natomiast nie ma już konsekwencji negatywnych co jest cholernie ważne. Wiarus, skala zjawiska jeśli chodzi o uszkodzenia osobowości wśród kobiet jest dużo większa niż to podają statystyki bo to nie jest tylko BPD ale też DDA, DDD, wszelkiego rodzaju nerwice neurasteniczne, stany lękowe itp. Oczywistym jest za to, że prawidłowo ukształtowany facet (czytaj nie nadwrażliwy) nigdy nie pozwoli sobie na takie jazdy i wówczas border go odpuści. Dodam jeszcze, że Ci ludzie cierpią dużo bardziej niż my a ich życie jest pasmem męki i cierpienia.

Bardzo dobry blog, przeczytałem w całości. Dodam jeszcze, że otworzyłem niedawno fajną, ciepłą, młodą naprawdę dziewczynę i wszystko idzie książkowo ale...brakuje mi emocji. Spotykam się z nią, uprawiamy seks, spędzamy mnóstwo czasu razem ale już wiem, że nic z tego nie będzie Sad BPD piętnuje na zawsze (Snoofie zaraz napisze, że się uwolnił - niech mu będzie) Wink

Pozdrawiam Chłopaki Smile

PS: Snoofie - z podatnością na manipulację się nie zgadzam. Widzę wszelkie gówna i zawsze je widziałem tylko włącza się zawsze informacja w głowie - ona JEST CHORA.To tak jakbyś winił gościa na wózku, że się zesrał w gacie nie mogąc zejść na kibel. Poza tym w życiu poza relacjami funkcjonuję naprawdę dobrze i gdybym był słabym człowiekiem w życiu nie osiągnał bym tego co osiągnąłem na polu np biznesowym

Jaka ksiazke jej poleciles?

Jaka ksiazke jej poleciles?

hej wszystkim ten blog jest

hej wszystkim ten blog jest jak moj dotychczasowy związek baaa w sumie go juz nie ma dzisiaj pasuje z kobietą ..... duzo w zyciu przeszedłem nie .... nie chce tego ..... jestem zmeczony bo kocham zycie .... kocham ludzi .... kocham swoją pasję ... kocham kobiety ..... dziekuje ze opisałeś to w ten sposób..... i dotarło do łba ze najwyzszy czas zamknąć stary etap i rozpoczać nowy ......

Portret użytkownika Konstanty

Ups, nie chcący i wszystko

Ups, nie chcący i wszystko poszło w górę... Tylko dla zalogowanych userów Panowie. 18+ i te sprawy, wiecie... Wink