Portal Uwodzicieli
Witryna poświęcona relacjom damsko męskim oraz budowaniu międzyludzkich więzi emocjonalnych.
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit END.

Spotkanie po latach.

Portret użytkownika zivetar

Był marzec lub kwiecień 2009 roku. Jakże innym człowiekiem byłem wtedy ja, jakże inaczej poukładane było wtedy moje życie. Zaledwie cztery czy pięć miesięcy wcześniej odebrałem dowód osobisty. I jeśli chodzi o dorosłość, to zaczynała się i kończyła właśnie na tym różowawym blankiecie. Nic poza tym, tak sądzę z perspektywy czasu, choć wtedy zapewne myślałem zupełnie inaczej.

To była trzecia klasa technikum. Byłem wtedy totalnie zajarany techniką komputerową, profil informatyczny był więc dobrym wyborem. Jeśli chodzi o naukę to leserstwo miałem opanowane do perfekcji, gdy jednak przychodziło co do czego to średnią powyżej 3.5 łapałem bez problemu. Zdolny kurde byłem, nauczyciele dobrze wiedzieli, żem inteligentna bestia więc zawsze miałem fory. Przeleciałem te 4 lata z rozpędu, bez minimalnej spinki. Rok po opisywanej sytuacji zdałem bez żadnych przygotowań maturę ze świetnymi wynikami.

Moje technikum znajdowało się w jednym budynku z ogólniakiem (gdzie 95% uczniów to dziewuszki) oraz liceum profilowanym, gdzie znaczną część również stanowiły panny. Ogólnie to była fajna szkoła, znakomicie wspominam ten czas. Mimo, iż byłem chucherkiem w zbyt dużych sweterkach, to dostawałem dużo ciekawych sygnałów od dziewczyn. Ahhhh, gdybym potrafił je wtedy odczytywać i wykorzystywać. Z jakimiś urojonymi sprawami przychodziły do mnie najlepsze sztuki w szkole a ja w żaden sposób tego nie wykorzystywałem. Byłem ciasteczkiem nie mającym pojęcia jak się za nie zabrać. Byłem dobrym kumplem. Czyli głupi.

Wracając. Był ten marzec czy kwiecień. Skończyłem zajęcia, a jako że dojeżdżałem doń autobusem - poszedłem na mój przystanek. Pamiętam dobrze ten dzień. Było szaro, padał deszcz, stałem jak cielę na tym przystanku i patrzyłem w przejeżdżające samochody. Typowy nieogarnięty nastolatek. Przyjechał autobus, wsiadłem, pojechałem.

Po 10 minutach dostałem sms od jakiegoś obcego numeru "Cześć, zauważyłam Cię na przystanku. Nie znasz mnie, Twój numer mam od Twojego kolegi. Piszę, ponieważ mi się spodobałeś. K.". Pomyślałem, że któryś koleżka ze szkoły robi sobie ze mnie jaja. Mieliśmy jajcarską ekipę, to było w naszym stylu. Olałem to, nawet nie odpowiedziałem będąc pewnym, że to wyjebka.

Po dwóch czy trzech dniach zaprosiła mnie do znajomków na NK (a o Fejsiku jeszcze wtedy ni widu ni słychu) jakaś Klaudia. Dostałem też wiadomość, że to ona pisała tego sms i było jej przykro, że nie odpisałem. W zasadzie to nie przeszkadzał mi zbytnio fakt, że to była taka HB7 z lekką nadwagą. Była blondynką [mus] i okazała mi bezpośrednio zainteresowanie. Na chłopaczka, który nie miał obeznania w prowadzeniu relacji z pannami - dobry temat.

Nie pamiętam dokładnie jak wyglądała nasza znajomość, wszak minęło bite 5 lat od tego. Kojarzę, że się spotykaliśmy na jakichś spacerkach, byliśmy w kinie, jakieś imprezy. Tak przeleciało to do lipca. Tak, do lipca, pamiętam, bo zrobiło się lato.

Wtedy to zdarzyło się coś, co moja pamięć schowała głęboko, co pamiętam dobrze, a co przykrywała do teraz gruba warstwa kurzu. Był ciepły letni wieczór. Zabrałem ją nad jezioro, w pewne odludne miejsce, w które cyklicznie zabieram nowe targety. Kiedyś pewnie wszystkie zbiorą się w tym właśnie miejscu i dostanę sowity babski wpierdol. Nim to zastąpi, notorycznie tam wracam...

Siedzieliśmy na molo, nogi moczyliśmy w wodzie. W powietrzu unosił się dźwięk kumkających żab, a powiewy wiatru rzucały we wszystkie strony jej jasnymi włosami. Akurat w tym świetle pomarańczowego, zachodzącego słońca była piękną kobietą. Wtedy to pierwszy raz się tak całowaliśmy. Szybko, ostro, mocno. Wtedy to pierwszy raz moje łapki nie były już tak grzeczne, działały na górze i działały na dole. Wtedy to pierwszy raz bzykałem ją na tym molo, na powietrzu, w pięknej wodnej scenerii. Nikogo dookoła nie było, prawdopodobnie, ale każdy kto by tam wszedł natknąłby się na nas, sapiących gówniarzy.

Spotykaliśmy się tak jeszcze z miesiąc, może dwa. Wtedy powiedziała, że leci na miesiąc do siostry do Portugalii, proponowała mi wyjazd ze sobą ale nie chciałem. Wyjechała. Na początku się komunikowaliśmy, później to już jakoś słabło, gasło. Gdy dzwoniła już coraz częściej przestawałem odbierać, sam nie wiedziałem czego chcę. W sumie to nie żałowałem nigdy, że spuściłem ten kontakt w kiblu. To nie była kobieta moich marzeń, ale całkiem fajna przygoda. Dochodziły do mnie głosy, że ma mi za złe jak lekko to potraktowałem. Uciąłem wtedy kontakt na długie lata.

Aż do wczoraj, no bo przecież one wszystkie wracają.

Siedziałem z koleżkami w tylko nam znanej miejscówce, łoiliśmy cytrynówkę i jaraliśmy sporo ilości tytoniu i nie tylko. Taki reset trochę. Naszło nas na gastro, zadzwoniliśmy po kumpla, który zawsze chętnie nas podrzuci gdzie tylko chcemy. Pojechaliśmy na kebsa, do knajpy dzielonej na pół - pół fajny pub, a pół właśnie żarłodajnia. Jeden właściciel, można migrować.

Zamówiłem strawę, idę z kumplem do baru po jakieś procenty jeszcze. Stoję w kolejce, aż nagle słyszę cichy i przyjemny szept do ucha "Ale Ty się zmieniłeś...". Odwracam się, to ona. Pewnikiem ja się zmieniłem ale i ona też. Jak mnie przybyło jakieś 15kg, tak jej ubyło wszystko, czego po boczkach miała zbyt wiele. Oj, się wyrobiła. Siódemeczka skoczyła na grrrrrube osiem z zadatkami na dziewięć.

- Tyle lat Cię nie widziałam! Zmieniłeś się, bardzo zmężniałeś.

Była zaskakująco miła. Jakby nie miała żalu o to, że trochę słabo ją potraktowałem. Odłączyła się od swoich znajomych, ja kiwnąłem swoim, że na chwilę zostaję z nią. Pogadaliśmy trochę, fajnie się kleiło. Pyta, jak spędzam resztę wieczoru. Ja, że w sumie nie mam większych planów. Chodźmy potańczyć, powiedziała.

Poszliśmy. Na parkiecie na początku nieśmiała, z czasem bliżej i bliżej. Były te wibracje w powietrzu, były. Patrzyła w oczy jak wtedy, chociaż była już zupełnie inną kobietą. Na wiele pozwalała moim dłoniom, na bardzo wiele jak po takim czasie. Usta coraz bliżej siebie, na odległość ograniczoną przez stykające się końce nosów. Odsunęła głowę gdy chciałem zmniejszyć tę odległość. I tak pękniesz, pomyślałem i się uśmiechnąłem. Wtedy złapała moją zarośniętą mordę za policzka i dała fajnego cmokaska w usta. Bez lizania po migdałkach, po prostu fajny buziak w usta, niekoniecznie przyjacielski. Ale też nie pocałunek jakby. "Więcej nie możesz teraz dostać".

Pobawiliśmy się nieco, czas zwijać się do domów. I wtedy w powietrzu PIF PAF "Jeśli chcesz, to mój facet zaraz tutaj będzie i możemy Cię podrzucić...". Zmieszała się. Ja trochę też, ale myślę, lepsze to niż drałować z buta. Podjechał, no widać po chłopaczku, że zakochany na amen. "Odwieziemy zivetara? To mój stary znajomy, po co ma błądzić po nocy...". Jasne, wsiadaj. Darmowa taksa pod sam dom, ładnie podziękowałem.

Dziś odpalam Internety, zaproszenie do znajomych od niej, jakaś wiadomość. Z dupy pytanie, ewidentna próba odnowienia kontaktu. Fejsik zdradza, że z chłopaczkiem jest od 5 lat, ogarnęła go 2 miesiące po tym jak ja zniknąłem.

W sumie sam jeszcze nie wiem czy coś z tym zrobię. Może wrócimy na molo, kto wie...

Odpowiedzi

Portret użytkownika Wilkorian

Dobra akcja, świetnie się

Dobra akcja, świetnie się czytało, pozdro wariacie! Smile

5 lat w związku to kupa

5 lat w związku to kupa czasu..czyżby jakiś skok w bok ? Laughing out loud
Tak! ' one wszystkie wracają '

Portret użytkownika zivetar

Skoro ona nie przejmuje się

Skoro ona nie przejmuje się swoim facetem, to ja tym bardziej nie będę Tongue

Dziś rano dostałem wiadomość "Słucham właśnie piosenek, które mi kiedyś polecałeś..." ;D

Kobiety..

Portret użytkownika Intrygant

Masz dobry styl pisania

Masz dobry styl pisania Smile

Stara milosc nie rdzewieje..

Stara milosc nie rdzewieje.. Wink. Czekam z niecierpliwoscia na kolejny raport z rozwoju wydarzen... Laughing out loud