Mam taki problem, otoz bardzo ale to bardzo nie wiem jak podejsc i zagadac do kompletnie nieznajomej dziewczyny na ulicy w kinie sklepie. Swoje wczesniejsze dziewczyny poznawalem przewaznie w pracy szkole, ale znalem je pewien czas, na pocztaku bylismy znajomi pozniej z czasem jakos to sie rozkrecalo, ale mialem juz jakąś podstawe, znalem ją troche wcześniej, wiedziałem jak sie nazywa ile ma lat co lubi , gdzie mieszka, czy ma kogos itp, bo to sie od kogos w pracy dowiedzialem to od niej samej i tak jakos stopniowo sie poznawalismy i pozniej bylo dobrze. Ale mam problem z nieznajomymi kobietami, nie umiem podejsc zagadac, mam jakis wewnetrzny lek, strach, przed odrzuceniem??? chyba , no nie wiem, choc wiem ze nie jestem brzydki, bo jestem przystojny, wysoki 200 cm brunet, dobrze zbudowany, itp, ale mimo wszystko, nie wiem czemu ale boje sie. Jak juz widze jaks kobiete np na przystanku czy w sklepie i mysle sobie, ze mi sie podoba, wiec trzeba by bylo podejsc zagadac, ale wewnetrznie sie paralizuje, i daje dupy, kurde jest to wkurzajace, ale tak mam, ogolnie jestem srednio smialy, to znaczy potrzebuje troszke czasu zeby komus zaufac, ale nie jestem tez mrukiem, a wiec chyba normalnie, ale z tym co pisalem mam problem , kurde doradzcie cos, bo zwariuje
Hamulec wewnętrzny sam nie znknie. Musisz trenować. Czego się obawiać? Spier**isz raz czy drugi.. co z tego? Ćwicz zagadywanie do nieznajomych w każdym miejscu i nie myśl o tym, że coś zchrzanisz. Sama decyzja, że zagadzasz czyni Cię wygranym, bo ktoś inny by "spękał", ale nie Ty! Spytaj chociaż o tą cholerną godzinę, żelki czy cokolowiek innego. Najwyżej uśmiechnie się i nic nie odpowie. Ale wkońcu podeszłeś i to jest Twój sukces.. Do dzieła!
Walimy na księżyc...
w końcu jesteśmy już w połowie drogi...