Portal Uwodzicieli
Witryna poświęcona relacjom damsko męskim oraz budowaniu międzyludzkich więzi emocjonalnych.
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit END.

Moje Elizjum kobiecości

Czy kraina pięknych, miłych, odzianych niebiańskim płaszczem kobiet istnieje? Dla mnie istniała — niech nie zmyli was czas przeszły, którego użyłem — i istnieje dalej. Czuję w sobie żeńską energię, bo mam w swojej głowie ideał mojej wybranki, któremu nie jest w stanie sprostać żadna kobieta na ziemi. Jedynie co nauczyłem się robić, to nie zwracać na niego uwagi, chociaż jestem pewien, że nieświadomie szukam partnerki zgodnie z jego schematem. Skąd ta pewność?

Najlepiej jakbym zaczął, że ta historia miała miejsce przed moim przyjściem na podrywaja i dzięki tej kobiecie tutaj trafiłem. Wpasowałbym się wtedy idealnie, jak Tomasz Hajto ze swoimi ripostami, w schemat userów, którzy trafili tutaj na stronę. Niestety tak nie było — trafiłem tutaj znacznie wcześniej i poczułem się nieomylny, jak młody bóg.
Spotkałem u siebie w rodzinnych stronach młodą, uroczą damę. Zaczęło się niewinnie: porozmawialiśmy, pośmialiśmy się i koniec wystarczyło — Raskolnikow zauroczył się. Bo czy może być coś złego w niewinnej, z pięknym uśmiechem, ciągle zadowolonej kobiecie? Rzucała mi komplementy, a ja tego potrzebowałem. Dawała mi swoją uwagę, a ja tego potrzebowałem. Dotykała mnie czasami od niechcenia, a ja tego pragnąłem. Wpadłem po uszy. Jedyny sens, jaki mi przyświecał, to oddać jej to samo: uśmiech, uwagę, pozytywne emocje. Nie wystarczyło. Okazało się, że ta niewinna, słodka, włażąca mi do dupy panna ma chłopaka.
Tutaj pominę wam wątku mojego cierpienia, w którym myślałem, że słońce drugi raz dla mnie już nigdy nie zejdzie. Idziemy dalej. Cóż chciałbym, aby był tutaj koniec mojej historii, jednak... Po kilku latach powróciłem z powrotem do swojego rodzinnego miasta, i ruszyłem na spotkanie do swoich przyjaciół. Idę, patrzę … i bum ... spotykam ją przypadkiem. To jebane uczucie, straty, odrzucenia, samotności, a z drugiej strony ekscytacji, powróciło jak bumerang. Dało się odczuć tak mocno, że wryło mnie w ziemię. Spotkanie, kolejne rozmowy, wracające wspomnienia, zaczęło się robić bardzo miło i cały sentymentalizm wrócił.
Obudziłem się kolejnego dnia i postanowiłem raz na zawsze z nią zerwać. Uczucia do niej ciągną, emocję również, rozum mówi, pierdolnij się w głowę. Zastanawiam się czy ja zawsze będę na tą kobietę tak reagować? Nawet wtedy jak mi się zdawało, że miałem zbudowany duży dystans do całej sytuacji.

Spytacie dlaczego nie spróbowałem z tą kobietą?
Cieszę się i jestem wdzięczny za emocje i nauki, które mogłem wyciągnąć z tej lekcji. Zacznę od niej: ona dalej miała chłopaka, dodatkowo wychowała ją nadopiekuńcza matka. Typ kobiety, który buja w obłokach, słodziutki. Taka kobieta chce, aby matka ją postrzegała, jako miłą i dobrą i wierzy, że wtedy zostaną jej wszelkie potrzeby zaspokojone, po to aby wieść bezproblemowe życie. Takie kobiety boją się brać odpowiedzialność w całości za swoje życie — bo tak ich nauczyły kontrolujące matki — dlatego szukają dominujących mężczyzn dla których będą one miłe, dobre, takie jak dla matek. Facet ma brać cały ciężar odpowiedzialności na swoje barki, a ona będzie czuć się bezpiecznie, co wiąże z miłością. Kobiety mają w sobie równianie: mężczyzna podejmuje decyzje + bierze odpowiedzialność = miłość, jednak te kobiety migają się od wszelkiej odpowiedzialności, nawet za samą siebie. Boją się podejmować prozaiczne decyzje np.: czy może podejść i nalać sobie wody ze stolika, kiedy ludzie patrzą. Nie wiem czy to jest zasada, ale ja mam wpisane w swojej głowie: im słodsza kobieta tym gorzej (coś kurwa ukrywa, albo jest podejrzanego). Włącza mi się tryb „spierdalać”.

Czy ja jestem lepszy?
Ni chuja. Tutaj zaczęła się prawdziwa jadka. Dzięki tej kobiecie zrozumiałem ile mam w sobie kompleksów, gówna, jak bardzo potrzebuję kobiecej atencji. Jak bardzo uzależniam swoją wartość od akceptacji kobiet. To był czas kiedy już podchodziłem na ulicy: ubierałem się w najlepsze ciuchy, szedłem i kurwa czaiłem, jak rosyjski snajper. Kiedy jakaś kobieta spoglądła na mnie, dała sygnał zainteresowania — strzał, podejście. Oczywiście wszystko w imię minimalizowania odrzucenia. Gówno prawda po prostu szukałem, jak piesek u właściciela atencji, mojej kurwa zagubionej wewnątrz mnie i przez moje dzieciństwo wartości. Miałem wyolbrzymiony przez pornole obraz ideału, wręcz mistycznego Elizjum kobiecości, w której kobieta jest idealną boginią, a ja nędznym robalem na jej usługach. Moja misja życiowa? Szczęście mojej kobiety. Czy jest coś w tym złego? Nie, myślę, że społeczeństwo by mnie pochwaliło (pozdrawiam feministki!), pozwoliło wziąć kredyt po znajomościach na działkę i mały ogródek. Jaka jest prawidłowa postawa? Widzisz piękną kobietę, to podchodzisz i mówisz: „Podobasz mi się i chcę cię poznać”. A jak cię zleje? Odchodzisz i idziesz dalej. To jest męska, zdrowa postawa. Kiedy w mojej głowie pojawia się pytanie: „A co sobie ona pomyśli?”, wiem, że jest to brak pełnej mojej akceptacji, strach przed toksycznym odrzuceniem i zakładam, że to nie prawda i idę (czuję napięcie, ale idę).

Kolejna moja lekcja
Zacząłem powoli znać odpowiedź na pytanie: czego tak naprawdę do cholery pragną kobiety?
Jak będziesz jej dawać pozytywne emocje, rozbawiać ją, to wylądujesz w szufladce ‘frajer’ — przyjaciel. Jak panna będzie mieć ochotę to wyciągnie cię z tej szufladki wytrzaska jak szmatę. Kobiety nie chcą, abyś je rozbawiał — rozbawiasz sam siebie, robisz co ciebie bawi. Nie chcą, abyś naprawiał jej błędów — jak nie męczy zbyt długo to nawet można jej wysłuchać. Nie chcą, abyś próbował poprawiać jej humor, szukał jej akceptacji — tylko twoja akceptacja jest ważna.
Troszeczkę pachnie to teorią, ale jest to święta prawda. Powyższe zachowania stawiają cię pozycję niżej od kobiety. Wiesz co to oznacza? Prosisz się o jej uwagę. Kobiety tego nie chcą, ponieważ to sprawia, że nie czują się przy tobie bezpiecznie. U góry pisałem, że bezpieczeństwo kobiety łączą z miłością (przynajmniej te bardziej normalne). One pragnę męskiego faceta, który będzie znał swoją wartość, potrzeby, pragnienia, będzie je bezpośrednio wyrażał — nie będąc skrępowany jej obecnością — będzie podejmował trudne decyzję i przejmie odpowiedzialność w zdrowym słowa znaczeniu. Takie zachowanie determinuje u kobiet bezpieczeństwo, czyli MIŁOŚĆ.

Co dalej?
Zauważasz swoją dysfunkcję i jak nad nią pracować? Chcę powiedzieć „weź za nią odpowiedzialność”, ale myślę, że dla tak rozjebanej jednostki jaką ja byłem to gówno znaczyło, dlatego trzeba przyjąć strategię robienia na odwrót.
1) Szukałeś akceptacji kobiet? Nie chciej jej. Rób wszystko, aby jej nie zyskać (ja wtedy doszedłem do wniosków, że słowo: penis, kutas wcale nie odstraszają kobiet, a nawet cieszą).
2) Dodatkowo: staraj się być świadomym, kiedy szukasz akceptacji kogokolwiek i rób również rzeczy na odwrót, albo przynajmniej je tylko zauważaj.
3) Musisz szczerze pokochać samego siebie, bez tej zewnętrznej otoczki akceptacji. Czy kochasz samego siebie za to kim jesteś? Czy wiesz cokolwiek złego byś nie robił, to dalej zasługujesz na swoją i twoich bliskich miłość i akceptację?
4) Realizowanie swojego potencjału. Brak własnej realizacji, spełniania swoich celów, jest negowaniem samego siebie. Jak myślisz: czy zasługujesz na piękną kobietę, skoro czujesz, że nie osiągasz tego co pragniesz? Poprzez robienie tego co ważne, pokazujesz sam sobie, że jesteś osobą wartościową, wartą szacunku, kochania.

Czy pozbyłem się ideału? A skąd! On jest dalej we mnie. Idę z nim przez życie, czasami pojawia się i mnie wkurwia, ale idę dalej. Dzięki pracy nad sobą, nauczyłem się rozpoznawać jakie chore cechy w kobietach pociągają mnie (aby zrealizować wzorce z dzieciństwa, relacja syn-rodzina) oraz w jaki sposób wykorzystywać mój potencjał, coś za czym podprogowo tęskniłem. Również dużo łatwiej zauważam, kiedy próbuję zyskać akceptację kobiet i mówię sobie: „Dobra Raskolnikowa, nic się nie stało, następnym razem jej powiesz, że ma chujowy makijaż”. To czego szczerze pragnąłem, to nie akceptacji kobiet, ale odnalezienie źródła swojej prawdziwej wartości, bycia dla samego siebie ważnym i wyrozumiałym. Tęskniłem za byciem zwycięzcą, który śmiało realizuje to czego pragnie w życiu.

Odpowiedzi

Portret użytkownika Kensei

Kurwa, no nie mogę tego

Kurwa, no nie mogę tego przeczytać, za każdym razem jak zaczynam i dociera do mnie czym są odziane te kobiety to nie mogę przestać się śmiać. Spróbuję jutro.

Portret użytkownika Kensei

Dobra, dałem radę, chciałem

Dobra, dałem radę, chciałem się trochę poczepiać bo mam specyficzny poranek i mnie nosi, ale jakoś trzymam ten zgrzyt w ryzach więc napiszę dwie rzeczy:

- "bycia dla samego siebie ważnym i wyrozumiałym" - kwintesencja bloga, trochę się tu gubiłem, ale podsumowanie godne uwagi, sam takie deficyty w sobie zauważam i to niezwykle istotne, aby w końcu tego poczucia "ważności" nie uzależniać od kogoś, można być ważnym, dla kogoś, ale w dalszej kolejności, dla siebie - PRZEDE WSZYSTKIM, brawo, i tak, trzeba się najpierw było zrozumieć, żeby to ogarnąć,

- wczoraj byłem na działce właśnie, jeszcze moich staruszków, niedawno zaczęliśmy tam z panną coś konstruować, inwestować, ogrodnictwo, permakultura, to głównie jej zajawka, ale jestem tego ciekawy, bo sporo w tym mądrości w moim odczuciu. Miałem wahania, czy aby to nie jest spełnianie jej zachcianek, czy aby nie ma innych rzeczy ważniejszych dla mnie, żeby w tym czasie im poświęcić uwagę. Ale postanowiłem spróbować, ponaparzać jakieś podwyższone rabaty, nauczyć się czegoś nowego, co kiedyś może zaprocwntować. No i mam efekt uboczny - czułem się zajebiscie, pol dnia biegałem z łopatą uśmiechnięty od ucha do ucha, mega satysfakcja z tego co zrobiłem, ale przede wszystkim - to jak mnie taka aktywność nastroiła, fantastycznie, dawno się tak nie czułem. Nawet nie podejrzewałem, że tak to na mnie wpłynie pozytywnie, warto było zaczerpnąć trochę pomysłu i zajawki od niej, bo samo przebywanie w takich warunkach i babranie się w ziemi - bylo dokładnie tym czego teraz potrzebowałem, a nie było potrzebne to, co myślałem że chcę. Dodatkowy podziw w oczach panny to tylko dodatek, truskawa na torcie.

Trochę jak w piosence Stonesów: "You can't always get what you want
But if you try sometime you find
You get what you need"

Dzięki za komentarz,

Dzięki za komentarz, przyznaję z tym płaszczem dojebalem Smile A w jaki sposób sobie radzisz z tym deficytem? Czy czujesz, że ma on realny wpływ na Twoje życie społeczne?

Portret użytkownika Kensei

Ten deficyt miał wpływ,

Ten deficyt miał wpływ, owszem, teraz im mniejszy, tym mniejszy ma wpływ. Jak sobie radzę? Obieram inny kierunek, niż wyuczony i mechaniczny, staram się być nie reaktywny, a odpowiedzialny, uważny. Pomagają mi w tym głównie odpowiednie głębokie, bliskie relacje i katalizatory wewnętrznych procesów.