Zawsze jak zaczynam coś pisać, to mam problem z zaczęciem...
... więc zacznę od poczatku, będę pisał w wielkim skrócie, bo gdybym miał napisać wszystko tak jakbym chciał zajeło by mi to więcej niz mój pierwszy wpis (lubię bawic się w szczegóły). Ale do rzeczy :
Zaczęło się to z miesiac, moze półtora temu. Kiedy przyszła do mnie do klasy N, podczas gdy byłem skupiony na fortepianie. Stwierdziłą zę przyszła mi poprzeszkadzać, no to w porzadku, (kurwa a miałem poćwiczyć). Stwierdziłą że gram piekną etiude i przystawiął sie do fortepianu. Puściłęm ją na chwilę żeby sobie pobrzdękałą. (pomjam zbędne pierdoły, typu wata nudowa, negi,itp) Nie chciałą mnie puścić do fortepianu, więc wpierdoiłem się jej na kolana i zaczałem grać Poczułem jak przyciska głowę do mnie. Odwróciłem się do niej... chwila zawachania.. spojrzałą mi na usta...pocałunek. Najpierw byłą w szoku. Potem zaczęłą się śmiac...
Wyszliśmy z sali nie odezwała się do mnie więcej tego dnia, i vice versa.